niedziela, 23 marca 2025

Ta pozytywna notka o klimacie w 2025

W styczniu naiwnie obiecałem, że przygotuję bardziej optymistyczną notkę o klimacie. Nie było łatwo. Między innymi przez nawałnicę surrealnych wydarzeń, głównie w USA. Ale słowo się rzekło. Emisje ludzkości w 2024 wzrosły o 0,8%. To źle, ale to pokazuje pozytywny trend. Jeszcze lepiej widać to w Chinach, gdzie emisje wzrosły o zaledwie 0,2% i niektóre szacunki mówią, że 2025 rok może być tym, w którym zaczną spadać. Chiny planowały osiągnąć szczyt emisji przed 2030 rokiem i neutralność do 2060, więc… ten cel zaczyna wyglądać bardzo realnie. Przynajmniej ta pierwsza część.

Ten tekst generalnie może pokazać, że pod względem klimatu, jeśli tylko przymkniemy oczy na USA, nie jest aż tak źle jakby się mogło wydawać. Nie zrozumcie mnie źle. Wciąż pędzimy w kierunku bardzo dystopijnej przyszłości, wszystkie te wysiłki o których wspomnę to za mało i za późno, ale wygląda na to, że już nie kładziemy cegły na pedale gazu.

Mniej źle dzieje się w Amazonii. Tempo wylesiania, które wzrastało przez lata, szczególnie agresywnie za rządów Jaira Bolsonaro (lata 2019-2022, może kojarzyć go jako “Brazyliskiego Trumpa”) spadło o połowę w czasie pierwszych dwóch lat rządów Luli da Silva. Można liczyć na to, że trend się utrzyma, bo ten facet był już prezydentem Brazylii w latach 2003-2010 i wówczas tempo wylesiania spadło aż o trzy czwarte.

Jedna trzecia energii elektrycznej generowana jest z źródeł odnawialnych. Trend jest tak silny, że IEA (International Energy Agency) przewiduje, że osiągnęliśmy globalny szczyt emisji związanych z wytwarzaniem elektryczności i od teraz zaczną spadać. Byłby to ogromny przełom, nawet jeśli tyczy się “jedynie” sektora energetycznego, bo ten stanowi jedną trzecią naszych emisji. Przypominam, że w 2024 Wielka Brytania skończyła całkowicie z energią z węgla (choć wciąż mają elektrownie na gaz ziemny). Warto mieć świadomość, że sporą zasługę w tych trendach mają Chiny. Tak, te Chiny, które wciąż budują elektrownie węglowe, jednocześnie tak mocno idą w atom i źródła odnawialne, że poprawiają statystyki całej planecie. Niektóre części Europy też świecą przykładem. Zestawienie LowCarbonPower, które dla niektórych krajów używa danych z 2022 roku, pokazuje aż czternaście krajów, gdzie niskoemisyjne źródła (atom, wiatr, słońce, hydro, geotermia, biomasa) stanowią ponad 90% miksu elektrycznego. Dla czterdziestu dwóch to ponad 70%, w Polsce czołgamy się do tych średni 30%. W czołówce poza oczywistymi krajami skandynawskimi czy Francją zobaczymy też Paragwaj, Urugwaj, Republikę Środkowoafrykańską, Ugandę, Etiopię czy Bhutan.

Zerknijmy zatem na elektryfikację transportu. W zeszłym roku w Norwegii liczba elektryków przerosła liczbę samochodów spalinowych. Ponad 90% nowych samochodów kupowanych tam to elektryki. Znów muszę wrócić do Chin, bo tam jest to imponujące 50%. Warto też wspomnieć, że jeśli idzie o źródła odnawialne, to wiecie kto stąpa po piętach Chinom? Bliski wschód. Co jak co, ale tych gości trudno posądzać o bycie jakimiś ekoświrami. Nie znalazłem informacji o tamtejszej sprzedaży samochodów.

Przyjrzyjmy się modelom klimatycznym. Na początku stulecia klimatolodzy przewidywali, że jeśli utrzymamy obecny kurs, to w 2100 osiągniemy 4°C ocieplenia. Jest to ocieplenie apokaliptyczne. Wrzucę trochę linków do źródeł. Aktualne przewidywania wskazują, że celujemy z ociepleniem między 2.2°C a 3.4°C (najprawdopodobniejsza wartość to 2.7°C), co plasuje nas gdzieś między tragedią a dystopią. W krajach rozwiniętych emisje zeszły do poziomów sprzed 50 lat. Gdyby udało się zrealizować ambicje i plany, mamy wciąż szansę by utrzymać ocieplenie na poziomie 2.1°C, to wciąż tragiczne, ale wiecie, jesteśmy w trybie “damage control”. Utrata palca jest straszna, ale lepsza niż utrata całej ręki. Ostatnie lata coraz mocniej pokazują, że mamy instrumenty by powstrzymać zmiany klimatyczne. Brakuje tylko woli. A każdy ułamek stopnia robi wielką różnicę.


Źródła:
Global Carbon Budget.org
Deforestation in the Amazon has halved in the last few years
Electricity 2024 Analysis and forecast to 2026
Social tipping dynamics for stabilizing Earth’s climate by 2050
How much progress have we made on climate change?
As the climate crisis worsens, the warming outlook stagnates
Plus lektura uzupełniająca:
Fatalna ścieżka
IPCC 2022 - mitygacja zmian klimatycznych
IPCC 2022 - wpływy, adaptacja zagrożenia

sobota, 11 stycznia 2025

Jak 2024 przebił 1,5°C

Ciekawą zimę mają w Kaliforni… Choć w sumie to nie, bo pożary w tym stanie to ostatnio norma, po prostu tym razem oberwało się również bogatym dzielnicom. Niecały miesiąc po tym jak pisałem, że ubezpieczyciele wycofują się z regionów, które najmocniej dotykają i dotkną zmiany klimatyczne. To ciekawy spektakl, przy okazji którego przelewa się fascynująca fala reakcji i komentarzy. Moim faworytem jest Keith Wasserman, milioner od nieruchomości w LA, który na Twitterze próbował szukać “prywatnej straży pożarnej”, bo dookoła się paliło. Oferował dowolną zapłatę. Z jednej strony fenomenalny obraz oderwania, z drugiej pewnie nie minie rok zanim powstaną takie właśnie jednostki, albo jak przewiduje ktoś w sieci jakiś klon ubera, dedykowany do ewakuowania bogaczy.

Budżet policji zwiększono o $126 milionów, do kwoty ponad dwóch miliardów dolarów. Dzięki temu, może LAFD (straż pożarna) nie daje rady płomieniom (w tej skali to nic dziwnego), ale za to LAPD “remains vigilant” i pilnuje, żeby przypadkiem nikt nie szabrował.

Pewien internauta zamieścił fotkę wozu strażackiego zablokowanego przez korek uciekających samochodów, z płomieniami na horyzoncie. Napisał, że przypomina mu to, kiedy spóźnił się do pracy, bo klimatyczny protest zakłócał ruch na ulicy. Ja czytając o tym, że nie ma już czym gasić ognia przypomniałem sobie o nieustannie nawadnianych polach golfowych przez te wszystkie lata suszy.

Rok 2024 był najgorętszym w historii pomiarów. Całe top10 najgorętszych lat zajmują roczniki 2014 lub późniejsze. Możecie tego nie wiedzieć, ale poza LA płonie między innymi tropikalny las na wschodzie Madagaskaru, pełen unikalnych gatunków. Nie ma tam milionerów. A po tym jak w 2023 pożary objęły 52 tysiące kilometrów kwadratowych na Syberii, w 2024 spłonęło 88 tysięcy kilometrów kwadratowych emitując niecałe siedem milionów ton CO2 do atmosfery.

Pamiętacie jak dawno, dawno temu, w 2015 w Paryżu rządy 195 krajów osiągnęły porozumienie, że należy powstrzymać globalne ocieplenie znacznie poniżej 2°C (względem preindustralnych temperatur) i podjąć starania by ograniczyć ocieplenie 1,5°C? To były czasy… W tych zamierzchłych, pełnych optymizmu czasach Piąty Raport IPCC wieścił, że jeśli utrzymają się obecne (ówczesne) trendy emisji, poziom 1.5°C może zostać przekroczony między 2030 a 2050. Niektóre modele były alarmistyczne i mówiły, że próg 1.5°C grozi nam już między 2025 a 2030. Tymczasem ludzkości udało się przebić te scenariusze, bo 2024 rok jest pierwszym, który przebił tą barierę.

Jako, że w 2025 powinno nastąpić zjawisko La Niña, to 2024 ma szansę utrzymać rekord przez jakiś czas. Będzie można triumfalnie ogłosić, że globalne ocieplenie jest w odwrocie. Współczuję tym, którzy musieli czekać aż do stycznia na śnieg, żeby sobie pośmieszkować z katastrofy klimatycznej.

Dobra starczy tego zrzutu. Jak chcecie, mogę przygotować drugą notkę (pewnie będzie krótsza) o tych pozytywnych wiadomościach klimatycznych. Tymczasem przypominajcie znajomym, oburzonym na propozycje wysokich podatków dla najbogatszych, że są bliżej bycia uchodźcą klimatycznym niż bycia w tej grupie.

sobota, 14 grudnia 2024

JUMBO - zdmuchnięte gwiazdy?

Jednym z interesujących odkryć teleskopu Jamesa Webba było wykrycie sporej grupy binarnych obiektów o masie Jowisza, czyli JUMBOs (Jupiter Mass Binary Objects). Odkrycia dokonano w sercu mgławicy Oriona. Wśród ponad pół tysiąca obiektów o masach od połowy do kilkunastokrotności Jowisza, niemal jedną dziesiątą stanowią układy podwójne o dość szerokiej separacji (odległości między obiektami). To dziwne, bo rzuca wyzwanie naszym teoriom tego jak powstają planetary - planety swobodne, nie krążące wokół gwiazd.

Dlaczego? Bo sądzi się, że planetary z reguły powstają w jakimś układzie i są z niego wyrzucane, rzadziej powstają samoistnie w wolnej przestrzeni. Wydaje się, że mało prawdopodobne jest wrzucenie pary planet z młodego układu, lub by taki duet powstał w przestrzeni międzygwiezdnej. Ponadto z reguły w układach podwójnych separacja jest skorelowana z rozmiarem - to znaczy jest mniejsza, kiedy składniki są lżejsze. Tymczasem w przypadku JUMBO separacja jest duża, podobna do typowej odległości między gwiazdami w układach podwójnych.

Pojawiła się hipoteza, która tłumaczy istnienie JUMBO. Astronomka Jessica Diamond w swojej nowej publikacji proponuje jak mechanizm fotoewaporacji mógłby przyczynić się do ich powstania. W regionie, gdzie licznie występują największe gwiazdy (typy O i B, dwukrotnie lub jeszcze większe niż Słońce), ich wiatr gwiezdny jednocześnie wspomaga kompresję jąder gwiazd, oraz “zdmuchuje” ich zewnętrzne warstwy. W ten sposób zamiast gwiazd powstają obiekty o masie podobnej do Jowisza. A jako, że dzieje się to w mgławicy, rodzącej liczne gwiazdy, często w układach podwójnych, to przestaje być dziwne, że część tych “zdmuchniętych gwiazd” powstaje w układach binarnych o separacji charakterystycznej dla gwiazd podwójnych.

Czyli zagadka rozwiązana? Nie tak prędko. Jessica Diamond mówi, że konieczne będą kolejne obserwacje. Co więcej hipoteza jest falsyfikowalna - jej model przewiduje, że tylko gromady z największymi gwiazdami typu O i B powinny tworzyć JUMBO. Więc jeśli uda się zaobserwować liczne JUMBO w gromadzie bez takich gwiazd, będzie trzeba dopracować model lub zaproponować coś innego.


Publikacja:
Formation of Jupiter-mass Binary Objects through Photoerosion of Fragmenting Cores


poniedziałek, 4 listopada 2024

Parowy świat, czyli jak zostałem egzoplanetarnym snobem

To nie będzie wpis steampunkowy. To wpis o nowym typie egzoplanet. Brzmi jak powód do ekscytacji. Ale istnienie takich planet było przewidywane już wcześniej. Powiedziałbym wręcz, że to oczywiste, więc chyba zrobił się ze mnie egzoplanetarny snob. Istnieją światy lodowe, światy oceaniczne, więc logicznym jest, że są też i światy parowe. Jednak potwierdzenie istnienia takowego to już nie lada wyzwanie. Kto czytał “Niebo pełne planet” pewnie wie…

GJ 9827 d to planeta prawie dwa razy większa od Ziemi i ponad trzy raz cięższa. Odkryto ją w 2017 roku. Jako, że krąży bardzo blisko swojej gwiazdy (pełna orbita zajmuje jej zaledwie sześć dni), to była wdzięcznym obiektem do badania. W 2020 roku teleskop Kecka zbadał atmosferę planety i wykluczył w niej obecność wodoru i helu. A teraz, dzięki teleskopom Hubble i Webba potwierdzono, że atmosfera GJ 9827 d to głównie para wodna.

W 2011 wyodrębniono klasę planet zwaną światami hyceańskimi. “Hycean world” to połączenie “hydrogen” i “ocean”. Chodziło planety bogate w wodę z gęstą atmosferą wodoru, helu i pary wodnej. Pamiętajmy, że woda to najpowszechniejsza cząsteczka w kosmosie, jeśli pominąć czysty wodór H2. Jednocześnie wodór i hel są bardzo lekkie, więc chętnie uciekają z planet poniżej pewnej masy, odpowiednio blisko gwiazdy.

Wiecie… dziś łatwo mówić, że to oczywiste, że są planety poza Układem Słonecznym. Ale pierwsze wykrycie to było coś. Tu jest podobnie. Czapki z głów dla zespołu, ale nie powiem, żebym był szczególnie podekscytowany. Zbliżamy się też wielkimi krokami do odkrycia pierwszych księżyców poza układem słonecznym. To też wydaje się oczywiste, ale przyznam, że w tej kwestii czuję pewną ekscytację. Dlatego niedługo mam nadzieję przygotować dla Was kolejny post w tym temacie. Dwa tygodnie temu pisałem o WASP-49b I - potencjalnym egzoksiężycu. Teraz chcę powiedzieć o zbliżającym się badaniu Kepler-167e, planety podobnej do Jowisza, którą prawdopodobnie okrążają księżyce.


Źródła:
JWST/NIRISS Reveals the Water-rich “Steam World” Atmosphere of GJ 9827d
Study Confirms a New Type of Exoplanets: Water-Rich Steam Worlds!
Hyceańska heca - nowa klasa planet
WASP-49b I - potencjalny egzoksiężyc
Niebo pełne planet - no i moja książka


poniedziałek, 21 października 2024

WASP-49b I - potencjalny egzoksiężyc

Raczej nikt nie ma wątpliwości, że w kosmosie roi się od księżyców. Z pewnością, tak jak w Układzie Słonecznym, mają one najróżniejsze rozmiary, kształty i składy. Skalne, lodowe, wulkaniczne, pokryte pustyniami, siarki, pyłu, gejzerami, skorupami lodu, oceanami różnych cieczy… Ale póki co, żadnego oficjalnie nie odkryto. Troszkę jak z egzoplanetami kilka dekad temu. Niedługo może się to jednak zmienić.

Międzynarodowy zespół badaczy i badaczek przestudiował obłok sodu zaobserwowany w 2017 roku, w pobliżu egzoplanety WASP-49b. Planeta ta jest gazowym olbrzymem, trochę większym od Jowisza, choć ma “zaledwie” 40% jego masy. Gwiazda macierzysta natomiast jest łudząco podobna do Słońca. Oba te obiekty składają się głównie z wodoru i helu. Nie znamy mechanizmu, który mógłby prowadzić do wyrzucania sodu z głębszych warstw planety.

Coś podobnego obserwujemy w Układzie Słonecznym. Poddawany ciągłemu rozciąganiu i zgniataniu przez grawitację Jowisza, księżyc Io jest najbardziej wulkanicznie aktywnym obiektem w naszym systemie. Wyrzuca on lawę na setki, a gazy na tysiące kilometrów, tworząc chmury podobne do tego, co zaobserwowano w towarzystwie WASP-49b. Chmura dwukrotnie zwiększała swój rozmiar, co sugeruje, że jest uzupełniana (np. przez hipotetyczne wulkany na egzoksiężycu). Obłok poruszał się też szybciej niż planeta, co może być najsilniejszym dowodem na to, że towarzyszy on czemuś, co orbituje planetę a nie samej planecie.

Modele komputerowe sugerują, że potencjalny księżyc WASP-49 b okrąża ją co około osiem godzin (orbita planety to ponad 66 godzin). Co więcej - jeśli byłby to obiekt o rozmiarach podobnych do naszego Księżyca, to bardzo prawdopodobne, że jest on dość blisko punktu, w którym zostanie rozerwany przez interakcje grawitacyjne z gwiazdą i planetą. Stanie się wówczas pierścieniem wokół planety.

Na pewno zastanawiacie się jakie byłoby oznaczenie takiego egzoksiężyca. Śpieszę z pomocą. Otóż w przypadku księżyców sięga się po prostu po liczby rzymskie, numerując albo kolejno od planety macierzystej, albo zgodnie z kolejnością odkrywania. Podobnie jest z egzoplanetami, ale tam stosowane są małe litery alfabetu i “a” rezerwuje się dla gwiazdy, z reguły obiekt “b” jest najbliższy gwieździe, choć czasem późniejsze wykrycie dodatkowych planet potrafi troszkę namieszać. W tym wypadku zatem WASP-49b, czyli najbliższą (i jak na razie jedyną) planetę gwiazdy WASP-49, prawdopodobnie okrąża bardzo aktywny, sponiewierany przez siły pływowe księżyc “WASP-49 b I”.

Autorzy badania jednakże są bardzo ostrożni i powściągliwi, nie używają określenia “księżyc”, wspominają jedynie o potencjalnym “zmiennym źródle sodu w systemie planetarnym” i uprzejmie informują jakie dalsze badania mogłyby określić jego orbitę i geometrię. Hipoteza egzoksiężyca dobrze wyjaśnia obserwacje (nie ma innego wyjaśnienia), główną słabością jest ograniczona ilość danych i obserwacji.

Jeśli interesuje Was tematyka egzoplanet, albo już szukacie pomysłów na prezent, to przypominam, że dostępny jest dodruk “Nieba pełnego planet”. Moja książka stanowi kompletne i przystępne wprowadzenie w tematykę poszukiwania egzoplanet oraz życia w kosmosie. Adres do zakupu i linki do publikacji na temat domniemanego egzoksiężyca, oraz inne źródła znajdziecie poniżej.


Źródła:
Publikacja: Redshifted Sodium Transient near Exoplanet Transit
A Possible Exomoon Could be Volcanic, like Jupiter’s Moon Io
Does Distant Planet Host Volcanic Moon Like Jupiter’s Io?
YT NASA JPL: Possible Volcanic Moon Detected 635 Light-Years Away
YT AntonPetrov: https://www.youtube.com/watch?v=o5FC38OwryE
Wizualizacja (artystyczna): NASA/JPL-Caltech

Książka: ideaman.tv/niebo-pelne-planet


wtorek, 8 października 2024

Zjeść kurę i mieć kurę

Jeśli śledzicie tę stronę trochę dłużej wiecie, że jestem entuzjastą alternatyw dla mięsa hodowlanego. W 2019, kiedy pisałem swój duży tekst w temacie burger z mięsa komórkowego był pieśnią przyszłości. Teraz, pięć lat później… dalej nią jest, ale znacznie bliższą i bardziej realistyczną. Co więcej, jesteśmy na dobrej drodze, by w ciągu trzech lat komórkowe mięso drobiowe polskiego producenta trafiło na rynek.

LabFarm to pierwsza polska firma, która podjęła się produkcji komórkowego mięsa. Powstała w 2022 roku i zmierza dużymi krokami w kierunku dostarczania mięsa na rynek mięsa bez odbierania życia zwierzętom. Chcą udowodnić, że można zjeść kurę i mieć kurę. Na czym dokładnie to polega? W największym skrócie - produkt powstaje poprzez pobranie komórek np. mięśnia od zwierzęcia a następnie namnażanie ich w bioreaktorze tak by uzyskać pożądaną ilość mięsa. W ten sposób w teorii można by wyprodukować dowolne ilości mięsa bez hodowania innych tkanek, w krótszym czasie, na mniejszej przestrzeni, z mniejszą emisją gazów cieplarnianych i bez zabijania choćby jednego zwierzęcia.

Przygotowując ten tekst miałem przyjemność porozmawiać z Katarzyną Roszkowską, specjalistką ds. badań laboratoryjnych, która wraz ze współpracownikami w LabFarmie zajmuje się całą techniczno-naukową stroną działalności - hodowlą komórek, bioreaktorami, pożywkami itd. Koniecznie chciałem się dowiedzieć, czy dominują wyzwania techniczne, czy biurokratyczne. Oczywiście, że są zarówno jedne, jak i drugie. Być może dlatego, że bliżej jej do laboratorium niż do biura, miałem wrażenie, że w tych naukowych widzi wyraźną ścieżkę do sukcesu.

Jeśli chodzi o biurokrację to laboratoryjne mięso musi jeszcze uzyskać szereg akceptacji na każdym etapie łańcucha produkcji. Jeśli chodzi o konsumpcję to na terenie Unii Europejskiej komórkowy kurczak będzie musiał wyjść naprzeciw regulacjom dla tzw. novel foods. LabFarm otrzymał trzyletni grant, po którym produkt musi wejść do sprzedaży. Obecnie mięso takie dopuszczono do spożycia w USA, Izraelu i Singapurze, niewykluczone zatem, że kurczaka przyszłości z Polski najpierw będzie można zjeść poza Europą. W ciągu paru lat sporo może się jeszcze zmienić, więc nie traćmy jeszcze nadziei. Holandia dopuszcza już pewne formy degustacji…

Jest jednak jeszcze jedna, prostsza ścieżka dla komórkowego mięsa. Karma dla zwierząt. Otóż w tym roku aż trzy firmy z USA i UK, Bond Pet Foods, Meatly i BioCraft dostarczyły tony zwierzęcych białek z hodowli komórkowej do wykorzystania w karmie dla psów i kotów. Być może, podobnie jak ja w pierwszej chwili myślicie, że takie laboratoryjne mięso wpierw będzie produktem “premium”, drogim i przeznaczonym dla bogatych. Jeśli jednak zastanowimy się nad tym, że przecież hodujemy same komórki mięśniowe, że nie tracą one energii na poruszanie zwierzakiem, że nie karmimy innych produktów ubocznych, że nie zużywamy tylu surowców, to siłą rzeczy, to musi być tańsze w miarę rozwoju technologii. Jeśli dodamy do tego luźniejsze regulacje wobec karm dla zwierząt, to okazuje się, że można uzyskać produkt w cenie porównywalnej do dostępnej na rynku karmy. A przecież to dopiero początek…

Na cenę wpływa masa czynników - skalowanie, używane pożywki. Początkowo hodowle korzystały z pożywek i sprzętu wykorzystywanego w przemyśle farmaceutycznym, gdzie wyśrubowane normy windowały ceny pożywek do 300 euro na litr, a proces był nastawiony na ekstremalnie wysokie standardy związane z izolowaniem produktu komórki. W przypadku mięska komórkowego, to sama komórka jest pożądanym produktem. Komercyjna produkcja może pozwolić na redukcję kosztu pożywki nawet kilkusetkrotnie.

W trakcie rozmowy o ulepszaniu i optymalizowaniu procesu, moja rozmówczyni zwróciła uwagę na ciekawy wątek. Kurczak w latach 60tych a dziś to inny kurczak. I ciężko tam jeszcze coś ulepszyć (oczywiście w kontekście wydajności samego procesu, nie mówimy o kwestiach dobrostanu zwierząt). Tymczasem hodowla komórkowa jest dopiero na początku swojej drogi. Korzyści byłyby jeszcze większe, gdyby taka hodowla zastąpiła produkcję mięsa wołowego. Warto tu przypomnieć, że rezygnacja z samej wołowiny w diecie największą redukcję emisji CO₂, około 42%. Rezygnacja z mięsa w ogóle przyniosłaby jedynie dodatkowe 10% redukcji emisji.

Dlaczego zatem LabFarm zaczyna od mięsa drobiowego? Jest ku temu kilka powodów. Po pierwsze, inwestor zajmuje się drobiem, i nie widzi w hodowli komórkowej konkurencji tylko przyszłość (brawo). Ponadto w celu testów i rozwoju technologii, kurczak jest lepszym modelem do testów i rozwoju technologii. Przemysł farmaceutyczny i tu przetarł szlak hodując komórki kurczaka do produkcji białek. No i wreszcie grant, który otrzymała firma był rozpisany właśnie na mięso drobiowe.

Katarzyna Roszkowska często wspominała, że w wielu aspektach firma nie musi wymyślać koła na nowo, bo dokonano już licznych postępów w tej dziedzinie, dlatego droga do prototypu w ich przypadku trwała dwa lata, a nie sześć lub więcej. Z czasem pewnie przyjdzie czas i na inne rodzaje mięsa. Korzyści w przypadku wołowiny były mi znane, ale zaskakujący był dla mnie temat ryb - otóż tam kryje się inny potencjał, bo komórki ryb rozwijają się bardzo szybko i można je hodować w niższej temperaturze oszczędzając energię. Jednak do tej pory mało kto badał komórki rybie w tym kontekście.

Jako że nadawanie mięsu struktury wprowadziłoby kolejny poziom skomplikowania, obecnie LabFarm koncentruje się na produktach takich jak nuggetsy, parówki czy odpowiedniki mięsa mielonego. Aby wyhodować większy kawałek mięsa, konieczne byłoby stworzenie naczyń krwionośnych lub ich odpowiednika. Firma chciałaby sprzedawać gotowy produkt, nie “surowe mięso”, żeby mieć kontrolę i pewność, że będzie zdrowe, smaczne, że będzie zawierało mało dodatków. Tak by ludzie się nie zniechęcili.

Nietrudno zgadnąć, że mocno trzymam kciuki za ich sukces. Warto mieć świadomość, że hodowla komórkowa może potencjalnie dostarczyć, najzdrowsze, najbezpieczniejsze i najbardziej uregulowane mięso na rynku. Bez antybiotyków, bez marnotrawstwa, bez cierpienia zwierząt.

Pytałem też o dalszą przyszłość, plany czy ogólnie możliwości związane z tą technologią. LabFarm już myśli o komórkach tłuszczowych. W końcu tłuszcz jest nośnikiem smaku, więc ma to dużo sensu. Oczywistym długofalowym kierunkiem wydaje mi się możliwość ulepszania mięsa. Oczywiście znamy smutną historię złotego ryżu, który mógłby od lat chronić miliony przed śmiercią i zdrowotnymi konsekwencjami niedoboru witaminy A. Poległ jednak pod naporem nieuzasadnionych lęków przed GMO… Czy komórkowe mięso mogłoby być lepsze? Niewykluczone, że dodanie pewnych suplementów do pożywki, nawet bez ingerencji w DNA, mogłoby uchronić nas przed jakimiś niedoborami. Wystarczyłoby, aby komórki akumulowały dodatki w medium. Ale jak wspominam, to odległa przyszłość. Póki co czekam na szansę, by spróbować LabFarmowego nuggeta. I najlepiej bez konieczności podróży za granicę.


Bardzo dziękuję Katarzynie Roszkowskiej i firmie LabFarm za otwartość i poświęcony czas.


niedziela, 1 września 2024

Neuralink - update 2024

Parę dni temu odbył się “Neuralink live update” i mam wrażenie, że przeszedł bez wielkiego echa. Nie było tu nic wiekopomnego, ale trochę szkoda. Postanowiłem napisać dla Was skrót, zawierający to, co uznałem za najciekawsze.

Po pierwsze Noland Arbaugh dalej cieszy się swoim implantem. Może pamiętacie, bo to mocniej dotarło do mediów, że część z sond które umieszczono w jego mózgu wysunęły się, zmniejszając przepustowość łącza mózg-komputer o około połowę (w czasie konferencji jeden z mówców powiedział, że działa 15% połączeń, ale wydaje mi się, że to było przejęzyczenie). Mimo tego wciąż gra w gry komputerowe, wykonuje ćwiczenia na ekranie a nawet grał w Counter Strike’a (jak rozumiem do tego używa implantu w połączeniu z kontrolerem sterowanym językiem).

Odniesiono się do kwestii wysuniętych sond. Otóż w czasie zabiegów na mózgu neurochirurdzy regulują ilość CO2 we krwi by powiększyć lub zmniejszyć mózg. Z reguły obniżają jego stężenie by obkurczyć mózg. Skorzystanie z tego fenomenu sprawiło, że w mózgu pacjenta pojawiła się niewielka ilość dodatkowego powietrza i to mogło doprowadzić do poluzowania sond neuralinka. Plan jest taki, by w kolejnych zabiegach nie zmieniać stężenia CO2 lub wręcz je zwiększyć.

Ponadto kolejne zabiegi mają umieszczać sondy na różnej głębokości w mózgu i koncentrować się na fałdach kory mózgowej, tam gdzie może być więcej ciekawych danych/obszarów. W pierwszym pacjencie wszystkie sondy umieszczono na głębokości 3-4 milimetrów, następnym razem mają znaleźć się na głębokościach od 4 do 7 milimetrów. Panowie podkreślali, jak imponujące jest, że robot może wykonać taki zabieg bez uronienia kropli krwi na mózgu. (pod notką wrzucę link do mojego tekstu z 2020 roku, który pokazuje jak drobne są sondy i nici neuralinka).

Poza tym kolejne implanty mają być jeszcze lepiej zrównane z czaszką po obu stronach, co ma jeszcze bardziej zapewnić stabilność implantu. Uczestnicy powiedzieli też, że mózg ludzki, przez swój rozmiar, rusza się bardziej niż jakikolwiek inny obiekt zabiegu wcześniej. Powierzchnia mózgu ludzkiego może się przemieszczać aż o 3 milimetry względem robota chirurgicznego, w porównaniu do 0.7 mm u makaka, czy 1.4 mm u świni.

Potem Elon trochę popłynął mówiąc o dawaniu ludziom supermocy. Wyszło trochę Elonowo, mimo, że miał absolutną rację - Neuralink lub jego odpowiednik może w przyszłości zarówno przywrócić wzrok czy władzę w kończynach, ale może iść dalej. Jeśli będzie mógł przekazywać obraz do mózgu z pominięciem uszkodzonego nerwu wzrokowego to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby oprócz światła widzialnego pozwolił widzieć w podczerwieni czy ultrafiolecie. Analogicznie można by podłączać posiadaczy implantu do różnych urządzeń itd.

Całość zakończyła sesja niezbyt porywających pytań.


Źródełko:
Nagranie z konferencji
Neuralink zmieni wszystko