wtorek, 15 maja 2012

Avengers

Iron Man intro - baja jak baja, ale ta muzyczka...


Tak wiele mogło pójść źle. Avengers to ukoronowanie romansu Marvela z Hollywood. Joss Whedon wziął się za łeb z niesamowitym wyzwaniem, stawił czoła gargantuicznym oczekiwaniom i wyszedł z tego starcia z tarczą. Jestem absolutnie przekonany, że nikt inny nie sprawdził by się lepiej niż on. Otrzymaliśmy gigantyczne, niemal dwu i pół godzinne widowisko, blockbuster jakiego nie było od dawna.

Choć to prosta historia o tym, jak grupa superherosów broni Ziemi przed kosmitami, to scenariusz zasługuje na ogromne pochwały. Joss Whedon i Zak Penn przekroczyli moje wszelkie oczekiwania. Nie tylko każdy bohater ma dla siebie miejsce. Nie tylko nie kradną sobie scen i uwagi (tu również pochwała dla aktorów, ale to za chwilę). Nie tylko każdy ma swoje pięć minut. Oj nie. W tym filmie wszyscy mają wielokrotnie swoje pięć minut. I to nie tylko sami Avengers. Oprócz nich okazje do wykazania się ma również Nick Fury, Agent Coulson, nowa postać w szrankach S.H.I.E.LD. - Maria Hill, oraz Loki. Ekranowa chemia jest doskonała a dialogi iskrzą. Czuć tu rękę twórcy Firefly. Bohaterowie występują w różnych konfiguracjach, jest współpraca, są tarcia…

Pierwszym zaskoczeniem był Hawkeye, który podobnie jak Czarna Wdowa nie miał wcześniej swojego własnego filmu (krótkiego cameo w Thorze nie liczymy). Jeremy Renner  został sprawnie wpleciony w historię, a jego łuk i strzały nawet nieźle wypadają w towarzystwie gigantów, półbogów i innych Iron Manów. Scarlett Johansson choć nie miała swojego filmu, wystąpiła w Iron Manie 2. Tym razem jednak nie tylko ładnie wygląda i ładnie  się bije, ale zaprezentuje się również jako bohaterka mająca swoją przeszłość i zawsze kontrolująca sytuację.

Wielką (dosłownie i w przenośni) niewiadomą był Hulk. Po seansie mogę powiedzieć, że Mark Ruffalo stworzył najlepszego Hulka do tej pory i nie mogę się doczekać na to by ponownie go zobaczyć w tej roli. Również pod postacią zielonego monstrum ma lepsze sceny niż w dwóch poprzednich filmach razem wziętych. Fantastycznie wypadają również jego relacje z Tonym Starkiem i momentami z Thorem. Chris Evans dokonuje rzeczy niezwykle trudnej. Jego Kapitan Ameryka ponownie wzbudza sympatię i mimo bycia ekstremalnym harcerzykiem i nadętym sztywniakiem jest w tym zupełnie przekonujący. Kwestie które powinny uderzać sztucznością i okropnym patosem przychodzą mu naturalnie.

Spore obawy budził Iron Man – najbardziej charyzmatyczny superbohater, zakochany w sobie Tony Stark mógł łatwo zagarnąć czas ekranowy innych i grać pierwsze skrzypce. Jednak Robert Downey Jr. i scenarzyści zachowali się odpowiedzialnie i sprawnie, dzięki czemu ten bohater pozostaje sobą, ale nie odbywa się to kosztem innych. Choć obiektywnie patrząc to właśnie jemu przypada najwięcej interakcji z innymi członkami drużyny. Jeśli jednak miałbym wybrać jednego członka Avengers na wypad na piwo, wciąż byłby to Thor. Świetnie go zobaczyć w rewelacyjnym filmie a nie jakiejś plastikowej kupie. Bóg piorunów zdecydowanie dodaje iskier całej drużynie.

Jak się już domyśliliście Thor nie należy do moich ulubionych filmów. Dlatego nie byłem nader zadowolony, gdy usłyszałem, że wymoczek Loki będzie głównym łotrem w Avengers. Tymczasem powracający w tej roli Tom Hiddleston wypada kapitalnie. Jest ciekawym czarnym charakterem, sprytny scenariusz sprawia, że ma w filmie sporo do roboty i do powiedzenia. Raz jeszcze warto uświadomić sobie, że można było tu dużo spartaczyć. Loki mógł być załzawioną ciapą na czele armii jednakowych obcych, a w większości filmu pojawiać się tylko po to, żeby kopnąć pieska lub zaśmiać się złowieszczo. Tymczasem to świetna i bardzo aktywna postać. Po drugiej stronie barykady stoi Nick Fury. Wreszcie jako pełnoprawna postać, przesunięta w bardzo interesujący obszar szarości.

Ta plejada bohaterów nie istnieje oczywiście w próżni. Ci bohaterowie istnieją na doskonałych zdjęciach, uświetnionych efektami specjalnymi z górnej półki i w akompaniamencie całkiem udanych (choć odgrzewanych) partytur Alana Silvestri. Avengersów potraktowano konwersją z 2D do 3D, która odbyła się jednak bezboleśnie. Raptem w dwóch scenach mogłem pokręcić nosem (co ciekawe, jedna była 100% CGI, gdzie konwertować powinno być najłatwiej). Nie ukrywam – chętnie zobaczyłbym ten film w dwuwymiarze, choć na ogromnym ekranie IMAX.

Avengers to film niemal bezbłędny. Jutro lub pojutrze biegnę ponownie do kina by zdecydować się, czy podciągnąć ocenę z 9/10 do pełnego 10/10. To idealny blockbuster – prosty, ale niegłupi, pełen silnych postaci, które nie pojedynkują się o bycie w centrum uwagi. Na początku wybucha wulkan a potem napięcie rośnie, nie ma ani nudy ani zmęczenia gnającą akcją. Joss Whedon osiągnął niesamowitą równowagę pomiędzy treścią i akcją, poszczególnymi bohaterami oraz humorem i powagą. Bardzo możliwe, że mamy do czynienia z filmem roku.