niedziela, 19 marca 2023

Wulkan na Wenus



“More research is needed” - to bardzo popularna fraza w publikacjach naukowych. Niejednokrotnie można ją potraktować uszczypliwie, jako “dajcie nam granty na kolejne badania” albo jako wybieg, że może nasze badanie nic nie wykazało, ale jak byśmy dokonali więcej pomiarów to coś by się znalazło. Trudno jednak winić naukowców, że zawsze chcą więcej danych. Tyle, że w wielu dziedzinach te dane są niemal na wyciągnięcie ręki. Zróbmy więcej prób, zbadajmy więcej roślinek, przetestujmy więcej drzew itd. Nie w astronomii.

Misję New Horizons zaczęto planować na poważnie w roku 2000. Sondę w kierunku Plutona wystrzelono w 2006. Przelot w odległości 12 tysięcy kilometrów odbył się w 2015 roku, z prędkością jakichś 50 tysięcy kilometrów na godzinę. Dane zgromadzone w czasie kilku miesięcy głównych obserwacji będą podstawą badań na całe dekady. Już minęło osiem lat i pewnie minie znacznie więcej, zanim ktoś będzie na poważnie rozważać dedykowaną misję która poleciałaby na lub w okolice Plutona.

Astronomowie mają zakorzenione wyciskanie absolutnego maksimum ze sprzętu, który często wykorzystują mimo usterek, lub po okresie planowanej przydatności. Wymyślają kreatywne sposoby by dać mu kolejne życie. Jednym ze spektakularnych przykładów jest wykorzystanie wiatru słonecznego do stabilizacji Kosmicznego Teleskopu Keplera. Kiedy zawiodły jego koła zamachowe odbierając mu kontrolę w trzech osiach udało się ustawić go tak, że obserwował inny rejon nieba (w zasadzie cztery, zależnie od pozycji na orbicie wokół Słońca) używając ciśnienia światła słonecznego do stabilizacji w jednej z trzech osi.

Podobnie jest z danymi. Nowe metody obróbki i analizy danych pozwalają na dokonywanie zaskakujących odkryć. Na przykład w ostatnich latach udało się odkryć egzoplanety w starych zdjęciach z teleskopu Hubble’a. Dziś jednak chcę opowiedzieć o czymś odrobinkę innym… Otóż między rokiem 1990 a 1994 sonda Magellan krążyła wokół planety Wenus. W tym okresie wykonywała skany radarowe powierzchni planety, która wiecznie ukryta jest pod warstwą piekielnie gorącej i potwornie gęstej atmosfery.

Obrazy powierzchni tej piekielnej bliźniaczki Ziemi czekały zatem trzydzieści lat na Roberta Herricka. Jeśli jednak spodziewaliście się, że wymyślił on rewolucyjną metodę analizy obrazu, to byliście w błędzie. Jak niesie wieść, Robert Herrick nudził się na kolejnych niekończących się spotkaniach na Zoomie, więc żeby nie marnować czasu przerzucał fotki Wenus wykonane w pewnym odstępie czasu, poszukując różnic. Niczym Clyde Tombaugh, który niestrudzenie porównywał fotki nieba szukając przemieszczających się obiektów i w ten sposób odkrył Plutona.

Herrick tymczasem znalazł zmiany na powierzchni Wenus, gdzie na przestrzeni ośmiu miesięcy pewna kaldera uległa znacznemu powiększeniu. Dotychczas istniały poszlaki, że na Wenus ostatnie wulkany mogły być czynne miliony lat temu (co w sumie, na geologicznej skali czasu, nie jest aż tak dawno temu). Nowe odkrycie sugeruje jednak, że planeta może być wciąż aktywna wulkanicznie.

Warto powiedzieć, że o ile wygląda to na erupcję, to niewykluczone, że znajdowało się tam jezioro lawy, które osuszało albo była tam komora lawowa, która uległa zawaleniu. Coś interesującego jednak miało tam miejsce. Ale wiecie… potrzeba dalszych badań.

Żarty na bok - to istotne odkrycie, bo sama Wenus jest istotna i intrygująca. To planeta pod pewnymi względami bardzo podobna do Ziemi, jednocześnie zabójczo różna. Zrozumieć lepiej Wenus i jej ewolucję, to zrozumieć lepiej egzoplanety i t,o które z nich mogą być podobne do Ziemi, a które do Wenus.

O niektórych z tych aspektów wspominam szóstym rozdziale mojej książki. Jedną z kluczowych różnic może być brak wody na Wenus. Woda, obecna również w skałach i minerałach w skorupie Ziemi może być jednym z czynników, które pozwoliły na powstanie płyt tektonicznych, które ulegają “recyklingowi” topniejąc z jednej strony i wyłaniając się z uskoków tektonicznych, bogate w minerały potrzebne życiu, przyczyniając się do cyklu fosforu i węgla w atmosferze. Suchość Wenus sprawia, że pęknięcia w skorupie szybko ulegają zasklepieniu, a skorupa nie jest tak plastyczna jak na Ziemi.

Dotychczas pan Herrick przejrzał jakieś 2% danych Magellana. Rodzi się pytanie - co jeszcze uda się znaleźć w pozostałych danych? Oraz może jeszcze ważniejsze - czy wystarczy mu spotkań online by się z nimi zapoznać? Czy może uruchomiony zostanie jakiś nowy program cywilnej astronomii?

Ostatnia ciekawostka na dzisiaj - sama sonda Magellan dobrze wpisuje się w postawę astronomów o której wspominałem na początku tego tekstu. Otóż sonda ta została w dużej mierze poskładana z części zapasowych z innych misji. Anteny, komputer, system komunikacji, napęd, nawigacja i inne pochodzą z tak znanych misji jak Voyager, Galileo czy Mariner.


Źródła:
Publikacja - https://www.science.org/doi/10.1126/science.abm7735
Filmik Scotta Manleya - https://www.youtube.com/watch?v=Xs5CXaTjAwY
Magellan - https://en.wikipedia.org/wiki/Magellan_(spacecraft)#Spacecraft_design
Niebo pełne planet - https://ideaman.tv/niebo-pelne-planet/ (dodruk już niedługo)
Ilustracja: NASA/JPL-Caltech/Peter Rubin


czwartek, 23 lutego 2023

Quaoar, świerszcze i zoofile


][ Jeśli interesuje Cię tylko astronomia, przewiń trochę w dół ][

Kurcze człowiek bierze kilka dni wolnego a głupota wyłazi ze wszelkich zakamarków. Na pewno wiele przegapiłem, ale moją uwagę zwróciły szczególnie trzy durnoty. Pierwszą był pewien prominentny (niestety) idiota, który w reakcji na zaostrzenie zakazu zoofilii w Hiszpanii powiedział, że Hiszpanie legalizują zoofilię. Tego nie zaszczycimy komentarzem.

Drugą jest masowa histeria na patoprawicy wokół dopuszczenia mączki ze świerszczy w produktach spożywczych. Nie trzeba było wiele czasu, by czempioni intelektu krzyczeli, że będą nas _zmuszać_ do jedzenia robali. To jest już tak kretyńskie, że też nie skomentuję, ale inne aspekty warto by jednak krótko omówić. Po pierwsze to nic nowego. Ponad dwa miliardy ludzi spożywa insekty codziennie. Również UE wcześniej już dopuszczała je do spożycia. W naszej okolicy bodaj najbardziej popularnym przykładem jest E120, czyli czerwony barwnik pozyskiwany między innymi z pewnego rodzaju pluskwiaka.

Owady mają liczne zalety, oczywiście jeden nie równy drugiemu, ale te dopuszczone do spożycia cechuje wysoka zawartość dobrej jakości tłuszczu i białka, są źródłem witamin i składników mineralnych a także mogą mieć błonnik, co trudno powiedzieć o czerwonym mięsie. Do tego dochodzą kwestie środowiskowe - hodowla insektów to mniejsze zużycie wody, mniejsze emisje, mniejsza powierzchnia niż w przypadku hodowli kręgowców.

Jak już ustaliliśmy, nikt nikomu nie każe “jeść robali”, bo to “przecież obrzydliwe”. Nie mogę jednak nie dodać, że najgłośniejsi krzykacze pewnie nie stronią od skiśniętego jedzenia (ogórki, kapusta), które wywołałyby obrzydzenie w innych regionach świata, no bo kto to widział jeść zepsutego ogóra. Bronią oni też (niczym nie atakowanego kościoła) wolności do jedzenia czerwonego mięsa… chociaż co piątek bezkarni faceci w sukienkach zabraniają im właśnie jedzenia mięsa.


][ Tu zaczyna się astronomia ][

Dobra czas na trzecią głupotę. Mianowicie widziałem już trzy nagłówki, według których pierścienie odkryte wokół planety karłowatej Quaoar, są niemożliwe i łamią prawa fizyki… Teraz żebyśmy się dobrze zrozumieli - autorzy odkrycia, opublikowanego w artykule “A dense ring of the trans-Neptunian object Quaoar outside its Roche limit” nie mówią nic podobnego. Co więcej - fajne i rzetelne media też tego nie mówią. Ale clickbaitowe nagłówki na tyle ukuły mnie w oczy, że uznałem, iż warto napisać kilka słów. Ponadto, nawet bez tych głupotek odkrycie tych pierścieni z pewnością będzie jednym z głośniejszych wydarzeń naukowych 2023 roku i choćby dlatego należy mu się wpis.

Quaoar to planeta karłowata i jest dopiero trzecim pomniejszym obiektem w Układzie Słonecznym wokół którego potwierdzono istnienie pierścienia. Pozostałe to Haumea (inna planeta karłowata) oraz Chariklo (asteroida z grupy Centaurów). Grupa naukowców z Uniwersytetu Rio De Janeiro chciała skorzystać z tranzytu Quaoar na tle odległej gwiazdy, by zbadać jego atmosferę (o ile by taką posiadał). Zauważyli oni, że gwiazda przygasła przed i po samym tranzycie. Najlepszym wyjaśnieniem tego zjawiska byłby pierścień okrążający planetę. By się upewnić, przejrzeli dane z obserwacji podobnych tranzytów na przestrzeni kilku ostatnich lat. Pasowały one do tego wyjaśnienia, to znaczy również zauważono nieznaczne przyćmienie światła przez delikatne pierścienie.

Co w tym niemożliwego? Chodzi o odległość. Z reguły zakłada się, że pierścienie powstają, gdy jakiś obiekt, np. księżyc zbliża się za bardzo do swojej planety (czy planety karłowatej albo asteroidy) i różnica w sile grawitacji działająca w różnych punktach tegoż obiektu rozrywa go (część bliżej planety jest przyciągana mocniej niż ta dalej) i rozciąga w pierścień. Tę graniczną odległość nazywa się granicą lub strefą Roche’a i zależy ona mocno od gęstości obu obiektów, ale typowo wynosi ona dwu- lub czterokrotność promienia planety. Tymczasem pierścienie Quaoar znajdują się w odległości około siedmiu i pół promienia Quaoara (cieszę się czasem, że nie nagrywam podcastów).

W tej odległości pierścień powinien ulec zapadnięciu - drobinki lodu i pyłu powinny zacząć się łączyć w coraz większe bryły aż powstałby niewielki księżyc. Według obliczeń przy tak małej masie proces mógłby trwać nawet zaledwie kilka tygodni. Szanse na to, że akurat trafiliśmy na świeżo uformowany pierścień są znikome, poza tym przypominam, że obserwacje sprzed lat też wskazują na istnienie pierścienia. Zatem to na pewno stoi za tym magia, kosmici i weganizm? Raczej nie.

Choć to świeżutkie odkrycie, już teraz istnieje co najmniej jedno wytłumaczenie. Rezonanse orbitalne. Region w którym występuje pierścień przypada na odległość, gdzie na jedno okrążenie wokół Quaoara przypadają trzy obroty tej karłowatej planety. Co więcej na sześć okrążeń cząsteczek w pierścieniu przypada jedno okrążenie Weywota - jedynego odkrytego do tej pory księżyca Quaoara. Rezonanse te mogą utrudniać formację obiektów, czyli utrzymywać pierścienie. Co więcej - jednym z powodów dla których między Marsem a Jowiszem znajduje się pas asteroid a nie dodatkowa planeta jest prawdopodobnie właśnie fakt, że w tym regionie występują rezonanse układu Słońce-Jowisz. Jak się okazuje Haumea i Chariklo też dzielą rezonans swojego obrotu i orbity pierścieni 3:1.

Tajemnica nie jest jeszcze w pełni wyjaśniona. Wciąż za mało wiemy kształcie Quaoara. Wygląda też na to, że szerokość pasa jest bardzo zróżnicowana i miejscami wynosi 300 kilometrów (i tak zobrazowałem ją na grafice w tym poście) a gdzie indziej raptem pięć kilometrów. Nie ulega wątpliwości, że pierścienie w takim miejscu mogą istnieć i nie łamią żadnych praw fizyki. Oraz, że będą dla nas fascynującym obiektem badań, który zwiększy naszą wiedzę o tym jak działają takie systemy.

Wiecie co jeszcze wydawało się niemożliwe? Gazowe giganty blisko gwiazd, a jednak wykryliśmy wiele takich egzoplanet. Więcej o tym możecie przeczytać w mojej książce - Niebo pełne planet.


Źródło: A dense ring of the trans-Neptunian object Quaoar outside its Roche limit


wtorek, 14 lutego 2023

Bunt przeciw maszynom cz.2


W poprzednim tekście napisałem kilka słów w dość konkretnym zakresie, tzn sprzeciwie wobec ChatGPT/DALL-E, jako zagrożeniom dla własności intelektualnej i stabilności na rynku pracy. Teraz chciałbym powiedzieć kilka słów w szerszym kontekście. Bo to co widzimy to trwająca na naszych oczach eksplozja AI.

Może być zbawieniem. Uzbrojona w wiedzę ludzkości, zdolna do wnioskowania, może rozwiązać nasze problemy, uwolnić miliony umysłów, wesprzeć całe społeczności i pchnąć świat tak ja rewolucja przemysłowa. Bardziej niż wynalezienie tranzystora czy komputera jako takiego. Tranzystor i komputer to niesamowite narzędzia, AI może na żywo tworzyć narzędzia i rozwiązania dostosowane do naszych potrzeb.

Z drugiej strony mamy oczywiste zagrożenia. Zarówno te ciut trącące myszką, gdzie AI buntuje się w jakiś sposób i postanawia zgładzić ludzkość, jak i te bardziej przyziemne, w których AI dziedziczy nasze tendencje i uprzedzenia. Wówczas AI wspierająca sądy chętniej skazuje przedstawicieli mniejszości, AI wspierająca rekrutacje odrzuca CV kobiet i tak dalej. Równie lub bardziej groźne, oraz niestety bardzo prawdopodobne jest to, że AI po prostu stanie się narzędziem, dzięki któremu z super-bogatego 1% wyłoni się ultra-bogaty 0,01%.

Ale przecież przed eksperci przestrzegają przed tym o lat. Przecież ChatGPT stworzyła OpenAI, organizacja non-profit stworzona “by promować i rozwijać przyjazną AI, tak by jej beneficjentem była cała ludzkość”. Ryzyka związane z rozwojem sztucznej inteligencji są badane i opisywane od dekad.

Tylko wiecie co? Potencjał zmian klimatycznych znany i badany jest od ponad stu lat (Svante Arrhenius, 1896 rok, czyli 127 lat). Na alarm naukowcy biją już od dziesiątek lat (nie mówię tu tylko o stonowanych ostrzeżeniach). Efekty widać w postępującym wykolejeniu klimatu. A co powiecie o pandemii Covid, o tym jak przestrzegano przed potencjalną pandemią, o tym co zrobił chociażby Donald Trump z rozpisaną przez administrację Obamy 69 stronicową instrukcją na wypadek pandemii. Jak reagowały inne rządy, w tym Polski, na zalecenia ekspertów i instytucji... Na ten moment mamy jakieś 20 milionów zgonów.

Podsumowując. Co z tego, że zagrożenia są znane. Co z tego, że większości można zapobiec i się na nie przygotować. Napisałem książkę “Niebo pełne planet”, bo wcześniejszy pomysł na książkę - “Rasa samobójców” był zbyt dołujący. Rozdział o tym tytule jest moim mrugnięciem oka do samego siebie. Powyższe słowa powinny Wam też wyjaśnić, dlaczego aktywność na Węglowym mocno spadła. Wygląda na to, że moja działalność zwyczajnie nie ma większego sensu.


Obraz pochodzi z playgroundai.com
Prompt to:
People swimming in the cosmos , sharp focus, emitting diodes, smoke, artillery, sparks, racks, system unit, motherboard, by pascal blanche rutkowski repin artstation hyperrealism painting concept art of detailed character design matte painting, 4 k resolution blade runner
Wygenerowany przy pomocy modelu Stable Diffusion 1.5


poniedziałek, 13 lutego 2023

Bunt przeciw maszynom cz.1

To miał być tekst komentujący zadymę wokół obrazów generowanych przez AI. Ale minął grudzień, styczeń i zrobiło się… ciekawiej. Więc będzie też o chatGPT i eksplozji sztucznej inteligencji ogólnie.

Sprzeciw wobec obrazów generowanych przez AI jest równie naturalny, co bezpodstawny. Zarzuty o to, że są to kolaże istniejących prac, że dokonuje się w ten sposób kradzieży własności intelektualnej są zwyczajnie nietrafione, bo Midjourney, DALL-E, Stable Diffusion, wszystkie konstruują swoje obrazy w oparciu o opisy podane w naturalnym języku na podstawie kolosalnych ilości danych treningowych. Tu osoby mniej znające techniczne aspekty dopatrują się kolażu. Nie znajdziecie jednak na tych obrazach żadnych części istniejących zdjęć czy prac graficznych. Nawet jeśli będą podobne czy mocno inspirowane.

… Dokładnie tak samo jak student ASP może naśladować styl swoich nauczycieli i idoli. Jeśli faktycznie twórcy tego oprogramowania ukradli jakieś komercyjne obrazy, to można ich sądzić o kradzież treści, ale nie o jej kopiowanie. Tak samo jak nie można ukarać malarza za kradzież Mona Lisy, jeśli maluje coś, nieważne jak oczywiste jest źródło inspiracji.

Duża część dyskusji obraca się wokół tego czy obrazy te są sztuką. Przyznam, że ta dyskusja mało mnie interesuje, bo to tylko szufladki. Trochę jak status Plutona jako planety lub planety karłowatej. Nie przewiduję, by w najbliższym czasie osiągnięto konsensus co do, tego czym jest sztuka. W sieciowych konwersacjach przeczytałem już, że wozem kierować może koń, człowiek lub AI, ale obraz może namalować tylko człowiek.

Usłyszałem sporo o tym, że owszem, człowiek też tworzy obrazy na podstawie tego co widzi, w tym prac innych ludzi, które ogląda przez całe życie, ale wprowadza w to przemieszane kopiowanie swoje emocje, intencje i doświadczenia. To ma odróżniać go od DALL-E czy Midjourney. Jednak ten unikalny wkład człowieka może być po prostu szumem, który już istnieje w tych, jakże młodych i niedojrzałych narzędziach. Urażona duma grafików nie zmieni tego, że te kilka dekad emocji i doświadczeń można (szybciej niż myślimy) zastąpić odpowiednim ułożeniem kilku suwaków.

Z jakiegoś powodu thermomix nie powoduje oburzenia, które wywołują graficzne AI. Z jakiegoś powodu szef kuchni trafił do szufladki z kozą i kierowcą a nie do tej z artystą malarzem. Śmiem twierdzić, że jadłem kilka posiłków, które były sztuką. Wiele osób wkłada emocje, doświadczenie i serce w przygotowywanie potrawy. Do tego niepowtarzalność składników wprowadza szum i unikalny charakter każdego posiłku.

Bo najwyraźniej gotowanie jest czynnością fizyczną jak podnoszenie ciężarów czy transportowanie przedmiotów z punktu A do B. Ale przeżyć wydarzenia i emocje a potem przedstawić je w postaci szczerej opowieści czy to słownej, czy muzycznej czy wizualnej potrafi tylko człowiek. Sztuka i “artyzm” są dla niektórych tak oczywiste, że kompletnie nie są w stanie ich zdefiniować ani nakreślić granicy.

Oczywiście poza czysto akademicką debatą jest tu bardzo praktyczny i szalenie ważny aspekt. Zatrudnienie. Praca kasjerów zastępowanych przez kasy samoobsługowe albo pracowników fabryk zastępowanych przez maszyny nie jest dziś tak intensywnie broniona jak w czasie rewolucji przemysłowej. A analogia wydaje mi się bardzo trafna.

Wywołała ona ogromny postęp i poprawienie kondycji ludzkości… kosztem tysięcy? Setek tysięcy? Cholera wie ilu ludzi, którzy stracili zatrudnienie i popadli w nędzę. Dlatego zamiast buntować się przeciwko postępowi, wystarczyłoby przewidzieć te problemy i zaoferować wsparcie tym po trudniejszej stronie postępu. Ludzkość, państwa, korporacje, czy po prostu świat ogółem w pełni stać na to…


Obraz pochodzi z playgroundai.com
Prompt to:
a beautyfull curvy female metal chrome-plated steampunk android with big breasts and long golden hair stands in front of an easel with a brush in her hand and paints a picture, in the background the studio of leonardo davinci, pixar, futuristic, steampunk, high detail, sf, intricate artwork masterpiece, ominous, matte painting movie poster, golden ratio, trending on cgsociety, intricate, epic, trending on artstation, by artgerm, h. r. giger and beksinski, highly detailed, vibrant, production cinematic character render, ultra high quality model
Wygenerowany przy pomocy modelu Stable Diffusion 1.5
Additional Credit: H.R. Giger, Artgerm, Zdzisław Beksiński


niedziela, 5 lutego 2023

Fotosynteza jest możliwa na planetach czerwonych karłów

Chcę Wam dziś opowiedzieć o eksperymencie jaki przeprowadzili naukowcy z Uniwersytetu Padewskiego. Czerwone karły dominują liczebnie we wszechświecie. Dlatego tak wiele rozważań w kontekscie życia na egzoplanetach tyczy się tego, czy te drobne i relatywnie chłodne gwiazdy mogą stwarzać dlań odpowiednie warunki.

Dziś skupimy się na jednym z tych aspektów. Czerwone karły emitują większość energii w podczerwonej części światła. W przypadku Słońca większość stanowi światło widzialne. Choć maksimum przypada na barwę zieloną większość ziemskich roślin preferuje światło niebieskie i czerwone. Chlorofil w liściach odbija światło zielone. Wielu naukowców wyrażało wątpliwości, czy fotosynteza mogłaby funkcjonować w warunkach świetlnych czerwonych karłów.

Co najmniej częściowej odpowiedzi udzieliła Nicoletta La Rocca, biolożka ewolucyjna i jej zespół. W swoim eksperymencie sprawdzili jak z światłem takich gwiazd poradzą sobie cyjanobakterie. Umieścili je w atmosferze podobnej do młodej Ziemi i poddali działaniu światła LEDowego o analogicznym spektrum. Cyjanobakterie to jedne z najprostszych organizmów zdolnych do fotosyntezy. Jak się okazalo, rozwijały się całkiem dobrze. Zachęceni wynikami naukowcy przeprowadzili ten sam eksperyment z zielonymi i czerwonymi algami. Również rozwijały się poprawnie.

Warto zwrócić uwagę, że mówimy tu o organizmach fotosyntetycznych, które ewoluowały w warunkach innego oświetlenia. Można zatem założyć, że lokalne organizmy byłyby jeszcze lepiej przystosowane do światła czerwonego karła. To oczywiście nie wyczerpuje wątpliwości tyczących się życia na planetach czerwonych karłów.


Badanie: "Photosynthesis under simulated red dwarf star light: Exploring the limits of par radiation" - Nicoletta La Rocca, Riccardo Claudi, Luca Poletto, Mariano Battistuzzi, LorenzoCocola, Eleonora Alei2, Bernardo Salasnich, Tomas Morosinotto

Grafika pochodzi z profilu https://www.facebook.com/NASAWebb/


środa, 25 stycznia 2023

Czy kosmos, nauka i technologie w filmach Awatar mają sens?

Zapraszam Was do zapoznania się z rozmową na temat dwóch części Awatara, jaką odbyliśmy razem z Radkiem z "We Need More Space":



Możecie dać znać, jakie jeszcze filmy lub seriale warto by omówić w podobny sposób.


sobota, 21 stycznia 2023

Peak Elon?


Peak Oil to taki hipotetyczny punkt w czasie, po którym wydobycie ropy, tego nieodnawialnego surowca, zaczyna bezpowrotnie spadać. Dotychczasowe przewidywania okazywały się chybione, ale ten moment w końcu nadejdzie. Prawdopodobnie nie będzie podyktowany tym, że ropy zabraknie. Raczej będzie to kwestia opłacalności wydobycia. A to również nie będzie podyktowane tylko i wyłącznie tym jak głęboko trzeba wiercić.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się czy “Peak Elon” mamy już za sobą. To jest czy już większość pożytku z Elona mamy za sobą czy nie. Zatem dziś będzie kontrowersyjnie, zerkacie w komentarze na własne ryzyko.

][ Wstrętny symetrysta ][

Zacznijmy od tego, że jestem najgorszym sortem bo (póki co) nie oceniam Muska ani jednoznacznie źle ani jednoznacznie pozytywnie. Z tego wysokiego konia mam wrażenie, że widzę tylko hejterów i fanbojów (z przewagą tych pierwszych). Wady Elona są liczne, oraz coraz bardziej widoczne. Od zawsze wiedziałem, że nie chciałbym pracować dla takiego człowieka. Kręciłem głową na dziwactwa i patrzyłem z obrzydzeniem jak wyzywał człowieka uczestniczącego w akcji ratunkowej w jaskini Tham Luang.

Jednocześnie jego upór zasadniczo zmienił wygląd rynku samochodów elektrycznych. Zarówno ich percepcję i stan technologiczny. Gdyby nie Tesla prawdopodobnie musielibyśmy na to poczekać dekady. Wywołał też ogromne trzęsienie ziemi w sektorze kosmicznym, skostniałym i zachowawczym. Od siedmiu lat pierwsze stopnie Falcon 9 lądują bezpiecznie po starcie by być wykorzystywane ponownie. Siedem lat a rakiety konkurencji wciąż trafiają na śmietnik po jednym locie. Nawet Chińczycy, którzy wręcz bezczelnie próbują skopiować rozwiązania Falcona 9, nie odnieśli sukcesu. Tak, Elon to dzieciak z bogatego domu, więc zawsze miał łatwiej. Mimo to, zarówno Tesla i SpaceX zawdzięcza bardzo dużo jego umysłowi, który od zawsze pochłaniał książki, był w stanie rozkładać problemy na czynniki pierwsze. Musk wciąż ma dość wiedzy, żeby dotrzymywać kroku w technicznych rozmowach z pracownikami każdego szczebla tych dwóch firm.

][ Misja i cel ][

Najlepszym wyjaśnieniem czemu kibicowałem (i chyba wciąż kibicuję) Muskowi jest cykl spisany przez Wait but Why. Autor wyłuszcza między innymi “First Principles Thinking”, sprowadzanie zagadnień do podstaw i kierowanie się nimi. Nakreślił tam czym kieruje się Elon i to, że celem Tesli jest produkcja taniego samochodu dla mas, który będzie częścią procesu odejścia do paliw kopalnych. W przypadku SpaceX chodzi o stworzenie backupu dla ludzkości - samowystarczalnej kolonii na Marsie.

Można sobie kpić, mówić, że to bez sensu, że za wcześnie, że Mars jest do dupy a do odejścia do kopalin potrzebny jest masowy transport zbiorowy a nie samochody. Nie zmienia to jednak faktu, że gość miał bardzo wyraźny cel i nie spuszczał go z oczu. Potwierdza to też masa innych źródeł. Również tych nieprzychylnych. Wiemy, że Musk pracowników traktuje często jak gówno. Jednocześnie, nawet pracownicy niechętni, którzy opuścili firmy jasno mówili np. Że pracując w SpaceX naprawdę na każdym etapie w firmie zadawano pytanie “czy to nas zbliża do Marsa”. Warunki w Tesli mogły być często nieludzkie, ale zawsze nadrzędnym celem było, by ich samochody były bezpieczne i do dziś osiągają one rewelacyjne wyniki w tym aspekcie.

Uważam zatem, że mimo dziwactw, dupkowatości, ekscentrycznych odklejeń Musk przynosił dużo pożytku. Podobne zdanie mam o Starlinku. Fajnie nam się marudzi na “złom na orbicie” czy zakłócanie naziemnych obserwacji astronomicznych, kiedy siedzimy sobie w krajach pierwszego świata. Otwarcie internetu dla paru miliardów ludzi to coś na czym możemy skorzystać wszyscy. Nawet jeśli wśród użytkowników będzie też wojsko czy giełdy papierów wartościowych.

][ … a potem kupił sobie Twittera ][

Zakładając, że misją Starlinka było jedynie pozyskanie funduszy na projekt Starshipa i budowę podwalin miasta na Marsie, to wciąż pokrywa się z długofalową misją. Ale powodzenia kombinowaniu jak idiotyczny zakup Twittera ma pomóc w elektryfikacji transportu czy kolonizacji Marsa.

Cała ta szopka jest pokazem zupełnego oderwania od rzeczywistości i błazenady, na którą pozwolić sobie mogą tylko małe dzieci oraz wielkie kraje. I multimiliarderzy. O charakterze Muska dodatkowo świadczy, że wierchuszka Twittera (który nota bene jest moim zdaniem jednym z najgorszych i najbardziej toksycznych zakamarków internetu) nie tylko została zwolniona ale i wyprowadzona przez straż dla dodatkowego show.

Starlink obecnie pochłania ogrom finansów, jest produktem niby-działającym, bo na orbicie znajduje się ponad dwa tysiące satelit a docelowo ma ich być dwanaście tysięcy. Na ten moment projekt przynosi straty. Dlatego fajnie byłoby mieć 44 miliardy poduszki bezpieczeństwa na wypadek kłopotów finansowych. Szczególnie biorąc pod uwagę, że Musk nie raz już ocierał się o bankructwo zarówno Tesli jak i SpaceX. Widocznie nie było aż tak traumatyczne. Albo po prostu wie, że wojsko jest już i tak zbyt zachwycone Starlinkiem, żeby pozwolić mu na porażkę.

Tak czy inaczej ostatnio zupełnie nie mam przekonania czy Mars jest cały czas w polu widzenia Elona. Wolę też nie zgadywać z czego to wynika. Czy głupieje na starość, czy dociera do niego, że może nie dożyć pierwszego człowieka na Marsie (a co dopiero kolonii). Średnio też widzi mi się jakaś krucjata o wolność słowa. Widzę natomiast, że Trump już mizdrzy się do Muska w nadziei na powrót na platformę do szerzenia dezinformacji.

][ Szczyt to nie urwisko ][

Osiągnięciami tego człowieka można by obdzielić kilka osób. Nawet jeśli Peak Musk mamy za sobą, to wciąż nie wykluczone, że jego największy dar dla ludzkości jest przed nami. Starship ma realne szanse, żeby otworzyć przed nami układ słoneczny. Masa ludzi wciąż nie zdaje sobie sprawy, że badanie kosmosu i technologie kosmiczne poprawiają byt ludzi na ziemi na niezliczone sposoby.

Dlatego nawet jeśli to byłby w jakimś sensie schyłek Muska, to jeśli Starship wypali, może dać nam możliwość taniej eksploracji kosmosu i czerpania z niej korzyści i wiedzy. A wiele wskazuje na to, że wypali. Choć trudno w to uwierzyć, pojawiły się informacje, że Amazon chce kupić liczne loty Falcona Heavy i Starshipa, żeby dzięki nim budować swoją, konkurencyjną wobec Starlinka, konstelację. Przypominam Bezos ma swoją firmę kosmiczną, tyle że jeszcze nic nie umieścił na orbicie i jest rywalem SpaceX.

Jednak żeby utrzymać licencję na częstotliwości od FCC musi w określonym czasie wynieść na orbitę 1800 satelitów. Nie obsłużą tego swoimi nieistniejącymi rakietami i prawdopodobnie jedynym ratunkiem będzie dla nich prawie-istniejący Starship.

Tyle z mojej strony. Możecie się już wyżyć w komentarzach.