wtorek, 31 grudnia 2019

Dekada greenwashingu

Koniec tego roku utwierdza mnie w przekonaniu, że nadchodzi dekada greenwashingu. Wygląda na to, że dla wielu biznesów to ostatnia dekada by się nachapać. Wciskanie ludziom, że kupując dany produkt są bardziej eko (z reguły to bullshit). Że ta firma jest zero-waste (nic nie jest zero-waste). Że uprawy organiczne są lepsze dla środowiska (nie są). Że uprawy organiczne są lepsze dla konsumenta (nie są). Że GMO jest szkodliwe (nie jest). Że wiatraki i ogniwa słoneczne są dobre dla środowiska (nie są)...

Wyzwalaczem dla notki jest niemiecka inicjatywa zamykania sprawnych elektrowni jądrowych. Niskoemisyjnych, bezpiecznych o stałej produkcji i znikomej szkodliwości dla środowiska. W teorii mają zostać zastąpione wiatrem i PV (energią słoneczną). Pomijając na chwilę wady tych źródeł, już teraz widać, że w rzeczywistości tę lukę wypełnia spalanie paliw kopalnych. Badanie które widzicie obok mówi, że społeczne koszty tej koszmarnej zmiany to około $12 miliardów rocznie. W tym 70% to koszty związane z chorobami i śmiertelnością na skutek zanieczyszczeń powietrza. Żaden, najczarniejszy i najbardziej nierealny scenariusz awarii/wypadku w elektrowni jądrowej nie zbliża się do tego wyniku.

Niestety ostatnio obserwujemy niesamowicie wzmożenie zwyczajowej agresji wobec energetyki jądrowej. Polityka i biznesy uparcie ignorują, opinie specjalistów o bezpieczeństwie i stabilności tego rozwiązania. Coraz więcej ekspertów bije na alarm, coraz liczniej wskazują energię jądrową jako niezbędnik w realnej walce z katastrofą klimatyczną.

W 2014 Pew Research Center przeprowadził interesującą ankietę, która pokazuje przepaść jaka dzieli społeczeństwo i świat nauki w kilku kwestiach. Link znajdziecie na dole, ale od razu zaznaczam dwie kwestie. Społeczeństwo to w tym przypadku amerykanie. Świat nauki to w tym przypadku ludzie związani z American Association for the Advancement of Science (AAAS), czyli np w kwestii GMO nie byli to eksperci od żywności, w kwestii atomu nie byli to spece energii jądrowej itd. Gdyby ograniczyć ankietowanych po stronie AAAS do speców od poszczególnych dziedzin rozstrzał byłby zapewne jeszcze większy.

Mimo to i tak widać ogromne przepaści, które dla dobra wszystkich powinny się zmniejszać. Największy rozstrzał tyczy się bezpieczeństwa żywności genetycznie modyfikowanej. A jak wspominałem ostatnio tu Europa jest jeszcze bardziej zacofana niż USA. Nie wiem czy podobnie wypadłaby kwestia, którą poruszam dziś, czyli podejścia do energii jądrowej.

OZE, mogą uzupełniać energię jądrową, ale jest ona bezkonkurencyjnie lepsza. To sprawdzone, wieloletnie rozwiązania, które cechuje niska emisyjność, bezpieczeństwo, stała produkcja energii bez konieczności przebudowy całej sieci i konstrukcji nierealnych magazynów energii. Produkcja paneli słonecznych to proces bardzo toksyczny a ich czas życia jest ograniczony. Typowo można mówić o dwóch dekadach choć od początku ich wydajność spada około procenta rocznie. Utylizacja jest problematyczna, ilość odpadów nieporównywalna z energią jądrową i zużytym paliwem, którego jest mało, które potrafimy magazynować i którego większość można użyć w reaktorach powielających. Coraz częściej mówi się o wycince lasów i terenów zielonych pod ogromne powierzchnie elektrowni słonecznych. Co więcej energia PV zabiła (zabija) dziesięciokrotnie więcej ludzi niż energia nuklearna (która pozostaje najbezpieczniejszym źródłem energii). Za większość zgonów odpowiadają wypadki przy montażu i konserwacji.

Wiatraki nie są tak szkodliwe. Ich czas życia jest dłuższy, śmiertelność (również wynikająca głównie z konstrukcji i konserwacji) mniejsza niż w przypadku ogniw słonecznych, acz wciąż kilkukrotnie większa niż w przypadku EJ. Tak jak ze słońcem, mamy tu do czynienia z mocno niestałą produkcją energii. W kwestii ekologicznej wiatraki niestety mają też na sumieniu miliony ptaków. Ten argument jest trochę na wyrost, bo budynki i linie elektryczne mają większe żniwo (pytanie czy to jest argument). Jednocześnie w przypadku wiatraków są to z reguły gatunki, których za przeproszeniem, jest nam bardziej żal niż gołębi zderzających się z budynkami i samochodami.

Wciąż żywe jednak są mity o problemach EJ. Że groźna, że droga, że odpady są kłopotliwe. Trudno tego słuchać, mając świadomość, że te problemy już dawno rozwiązano, gdy widzimy jak jednocześnie ignoruje się realne problemy pozostałych źródeł energii. Dlatego tak bolesne jest oglądanie jak nasz sąsiad zamyka funkcjonujące reaktory.

Powtórzmy to. Trwa katastrofa klimatyczna, eksperci biją na alarm, na całym świecie trwają protesty obywatelskie, a Niemcy z premedytacją prowadzą do bezsensownego kroku wstecz, który zwiększy emisje. Jakby tego było mało, ostatnio duże siły w Unii Europejskiej próbują usunąć energię jądrową z puli źródeł niskoemisyjnych. Jednocześnie politycy udają, że zastępowanie węgla i ropy gazem to jakiś skok jakościowy, tak jakby gaz nie emitował CO2.

Najbardziej wstrząsająca informacja jaką poznałem w 2019 roku pochodzi tak naprawdę z 2018. Jak się okazuje, gdyby Kalifornia oraz Niemcy postawili na atom, ich sektory energetyczne byłyby już całkowicie zdekarbonizowane. Już w 2018, czyli na 32 lata przed celem dekarbonizacyjnym naszego zachodniego sąsiada, który nie wiadomo czy zostanie osiągnięty.

To wstrząsające, smutne, ale jednocześnie myślę, że może dać nam nadzieję na nadchodzące lata. Bo $680 miliardów, które wydały Niemcy i Kalifornia w ciągu ostatnich lat, to tylko troszkę mniej niż roczny budżet militarny USA. Jeśli to wystarczyłoby na transformację największej gospodarki USA i UE, to znaczy, że mamy gotowe rozwiązanie największego wyzwania jakie stanęło przed ludzkością. Kiedy minie okres greenwashingu i nie będzie się już dało udawać, że nie trwa katastrofa, kiedy dekarbonizacja będzie priorytetem okaże się, że wcale nie jest ona tak droga. Szczególnie jeśli alternatywą będzie upadek cywilizacji.


Podoba Ci się to co robię? Wpłyń na rozwój strony i zostań patronem Węglowego.


Źródła i powiązane:
Major Gaps Between the Public, Scientists on Key Issues
Costs of Germany's nuclear phase-out - badanie o skutkach wycofania EJ w niemczech
Strupczewski: Rozwiązano techniczne problemy składowania paliwa jądrowego
Skład paliwa jądrowego
Energia jądrowa ratuje planetę
Co pozornie i realnie zmniejsza emisje CO2
Śmiertelność źródeł na jednostkę produkowanej energii
With Nuclear Instead of Renewables, California & Germany Would Already Have 100% Clean Electricity


wtorek, 10 grudnia 2019

Dlaczego nie ma zielonych gwiazd?

Tak naprawdę, to są. Ale po kolei… Na fanpage wyraziliście zainteresowanie notką na temat, czemu gwiazdy dzielimy w największym uproszczeniu na czerwone, żółte i niebieskie (a czasem wręcz tylko na niebieskie i czerwone), a nie mówi się nigdy o zielonych. Wynika to trochę z fizyki a trochę z tego jak nasze oczy postrzegają światło i kolory.

Gwiazdy świecą. Są gorące i emitują energię w postaci fal elektromagnetycznych. Światło widzialne to tylko mały wycinek tych fal. Fale krótsze to ultrafiolet, promieniowanie rentgenowskie i gamma, fale dłuższe to podczerwień, mikrofale i fale radiowe. Te krótsze niosą więcej energii (“falują” szybciej), te długie mają je mniej.



Wykres powyżej prezentuje rozkład promieniowania obiektów o różnej temperaturze - te gorętsze emitują więcej energii i maksimum tych emisji przypada na krótsze, bardziej energetyczne fale. Chłodniejsze wypromieniowują mniej energii, w ich emisji dominują dłuższe fale.

Teraz kilka słów o tym jak postrzegamy kolory. Nasze oczy widzą światło od 380 do 740 nanometrów (miliardowych metra). To ten wąski pasek w całym spektrum. Światłoczułe komórki siatkówki oka, tak zwane czopki występują w trzech rodzajach reagujących najmocniej na światło niebieskie, zielone i czerwone. Nasze mózgi rozróżniają barwy zależnie od tego jak mocno stymulowane są poszczególne rodzaje czopków. Spójrzmy na wyolbrzymiony wycinek wykresu.

Tak się składa, że gwiazdy błękitne, których temperatura fotosfery wynosi typowo 10 000 °C emitują najwięcej promieniowania w ultrafiolecie, mniej w barwie niebieskiej, jeszcze mniej w zielonej i najmniej w czerwonej. Gwiazdy czerwone, o temperaturze około 3000 °C emitują najwięcej światła w podczerwieni, trochę mniej w czerwieni, mniej w zieleni, najmniej w ultrafiolecie.

A Słońce? Nasza gwiazda ma temperaturę około 5,500 °C i jego maksimum promieniowania przypada na barwę… zieloną. Wykres jest jednak dość płaski, więc wszystkie barwy zlewają się w barwę białą, lub żółtą. Zwróćcie uwagę, że czopki “zielone” i “czerwone” są bliżej siebie pod względem czułości niż czopki niebieskie.

Postrzeganie kolorów jest bardzo subiektywne. Jeśli spojrzeć wprost na Słońce (czego nie polecam) będzie ono białe, nawet jeśli minimalną przewagę mają fotony zielone. W przypadku gwiazd bardziej skrajnych, różnice są wyraźniejsze, dlatego wydają się zdecydowanie czerwone lub niebieskie. Czy zatem można mówić, że nie ma zielonych gwiazd? Czy powinniśmy mówić, że Słońce nie jest żółte a zielone? Nie wydaje mi się, żeby była to konstruktywna dyskusja, więc chętnie ją pozostawię na piwne spotkania.


Podoba Ci się to co robię? Wpłyń na rozwój strony i zostań patronem Węglowego.


Źródła:
http://www2.astronomy.com/magazine/ask-astro/2007/04/why-are-there-no-green-stars
http://physics.highpoint.edu/~jregester/potl/Waves/Light/WiensLaw.htm
https://en.wikipedia.org/wiki/Cone_cell
http://hyperphysics.phy-astr.gsu.edu/hbase/vision/colcon.html