sobota, 27 kwietnia 2024

Nowa publikacja o Planecie 9


Konstantin Batygin i Mike Brown znów przypominają o sobie oraz o potencjalnej Planecie 9. Ich najnowsza publikacja traktuje o obiektach transneptunowych o małej inklinacji. Uważają, że to statystycznie najsilniejszy argument za istnieniem dziewiątej planety do tej pory.

Przyjrzeli się obiektom o orbitach sięgających setek lub tysięcy AU w najdalszym punkcie, które jednocześnie zbliżają się poniżej orbity Neptuna (30 AU). Tym samym wystawione są na jego grawitacyjny wpływ. W związku z tym powinny być niestabilne i na długą metę powinny zostać wyrzucone poza układ słoneczny. Fakt, że w ogóle obserwujemy te obiekty mówi nam, że musi być jakiś grawitacyjny wpływ, który zapewnia obecność takich komet/asteroid. I tu właśnie do gry wchodzi Dziewiąta Planeta. Autorzy wykonali szereg symulacji, które pokazują, że to, co obserwujemy pokrywa się z modelem, gdzie w układzie słonecznym, na orbicie ok. 500 AU znajduje się jeszcze jedna duża planeta. Natomiast model bez takiej planety można odrzucić z pewnością sięgającą 5-sigma.

Warto podkreślić, że jest to pewien trik. Nie mówimy o 5-sigma pewności, że Planeta 9 istnieje. Publikacja twierdzi, że szansa na to, że obserwowany rozkładu obiektów transneptunowych jest przypadkowy jest niemal zerowa (mniej więcej jeden na trzy miliony). Czy zatem są inne wyjaśnienia niż Dziewiąta Planeta? Tak, ale nie działają równie dobrze. Jedna z opcji to galaktyczne siły pływowe, ale jak twierdzi Batygin rozkład ciał byłby wtedy inny. Podobnie z wpływem spotkania Słońca z inną gwiazdą czy pozostałościami po formacji Słońca w gromadzie gwiazd - żadna z tych alternatyw nie działa tak dobrze jak Planeta 9.

Zatem bardzo prawdopodobne wydaje się, że szesnaście razy dalej niż Neptun, 75 miliardów kilometrów od Słońca, krąży planeta, o masie pięciokrotnie większej od Ziemi (kilka lat temu skłaniali się do dziesięciokrotnej), na orbicie o ekscentryczności 0.25 (mocno kołowa, trochę rozciągnięta, trochę jak Merkury) i inklinacji 20 stopni.

Co poza tym? Natura badań jest taka, że o ile pozwala przybliżyć orbitę planety, to nie jest w stanie pokazać nam wprost gdzie się znajduje na tej orbicie w tym momencie. No i na koniec, to co istotne - czekamy na przełom tego i przyszłego roku, kiedy zacznie działać Vera Rubin Observatory, czyli wielki teleskop, który co cztery noce będzie skanować calusieńkie niebo południowe. Najprawdopodobniej to właśnie to urządzenie pozwoli wreszcie odkryć hipotetyczną planetę.

Jeśli interesuje Was ta tematyka, to przypominam, że dostępna jest moja książka, "Niebo pełne planet". Koncentruję się w niej na poszukiwaniach i badaniach egzoplanet, ale znalazło się w niej również miejsce dla nieodkrytej jeszcze planety w Układzie Słonecznym.


Źródło:
Generation of Low-Inclination, Neptune-Crossing TNOs by Planet Nine
I wywiad na Event Horizon

czwartek, 18 kwietnia 2024

"Góra pod morzem" - Ray Nayler

Mają po kilka centymetrów, dwa zwoje nerwowe, prymitywne przyoczka, oddychają całym ciałem, większość posiada tylko otwór gębowy, który również odpowiada za wydalanie. To płazińce i są one naszym ostatnim ogniwem wspólnym z ośmiornicami. Nasz szkielet, kończyny, narządy zmysłów, podobnie jak ich macki, oczy i zmiennokształtne ciało wykształciły się na przestrzeni milionów lat całkiem osobno.

To bardzo inteligentne, fascynujące zwierzęta, więc jak usłyszałem, że jest książka o pierwszym kontakcie, ale z ośmiornicami zamiast obcych, od razu byłem kupiony. Tak się złożyło, że głowonogi są niezwykle inteligentne, ale jednocześnie są samotnikami i żyją bardzo krótko. Ray Nayler skorzystał z mocy pisarza SF i wymyślił sobie ośmiornice, które są społeczne i mają kulturę. Akcja książki dzieje się w cyberpunkowej, przyszłości. Megakorporacja której domeną jest sztuczna inteligencja wykupuje cały archipelag, by zagwarantować sobie wyłączny dostęp do pozaludzkiego intelektu…

“Góra pod morzem” to bardzo udana lektura. Dla mnie mocna czwórka, bo choć pochłonąłem ją szybko, to po prostu nie była w stanie przebić pewnego poziomu. Jest krótka a długo się rozkręca. Do tego mam ogromny niedosyt jeśli idzie o same ośmiornice, których autor nam bardzo żałuje. Na szczęście w zamian dostajemy sporo dobroci. Są trzy całkiem ciekawe postacie, które z ramienia korpo badają “obcych”. Do tego jeden z wątków pobocznych, śledzący niewolników pracujących na autonomicznym kutrze bardzo fajne wpisuje się w temat książki.

Chętnie przeczytam kolejne książki Raya Naylera, mimo pewnych niedociągnięć bardzo przypasował mi jego styl. To świetna pozycja na półkę z książkami o pierwszym kontakcie. W tym towarzystwie wyróżni się settingiem, ale będzie pokrewna klasykom, które eksplorują wyzwania obcości.