niedziela, 27 września 2020

SpaceX - update #3

Niedługo miną dwa miesiące od pierwszego lotu prototypu Starshipa na 150 metrów Dokonał go egzemplarz SN5. 3 września odbył się analogiczny lot SN6. SpaceX uznał, że może już przejść na kolejny poziom testów, dlatego zanim dojdzie do Bardzo Widowiskowej Rzeczy uznałem, że warto przygotować krótką notkę o ostatnich postępach firmy.

Pewnie można różnie liczyć. Ale aktualnie w Boca Chica pracują nad siedmioma prototypami na różnym poziomie zaawansowania. SN5 i SN6 są poddawane przeglądom po swoich lotach. Ciężko powiedzieć czy jeszcze polecą. Tuż po locie SN5 były takie plany, ale troszkę przeczuwam, że nie będzie już dla nie zastosowania.

SN7 i SN7.1 zostały wysadzone w testach ciśnieniowych. SN7 zbudowany ze stopu stali nierdzewnej 301 wpierw uległ pod ciśnieniem 7.6 bar (1 bar to mniej więcej jedna atmosfera) i zaczął przeciekać. Po naprawach udało się doprowadzić do całkowitego rozerwania. Prototyp SN7.1 był pierwszym wykonanym z innego stopu stali - 304L i również udało się doprowadzić do widowiskowego rozerwania.

Z wczorajszych tweetów Elona wynika, że SN7.1 był zrobiony głównie z 304L ale miał też elementy z 301 i część pęknięcia przebiegała przez łączenie obu stopów. W styczniu Musk tweetował, że wytrzymałość na ciśnienie rzędu sześciu atmosfer powinno wystarczyć do lotów orbitalnych (czyli już osiągnięte). Natomiast margines bezpieczeństwa, który sobie postawili dla lotów załogowych to aż 8,5 bar. Jak czytamy zbiornik uległ przy ciśnieniu 8 bar na górze i 9 bar przy podstawie zbiornika (pod ciężarem ciekłego azotu). Główny inżynier SpaceX mówi, że już pracują nad ulepszeniami.

Najwięcej uwagi zwraca obecnie SN8. Będzie pierwszym w pełni funkcjonalnym prototypem. Dostanie nosek i dwie pary działających skrzydełek i (prawdopodobnie) trzy silniki. Ma polecieć na wysokość 15 kilometrów, następnie runąć w dół na płasko z prędkością dochodzącą do 300km/h. Szybowanie będzie kontrolowane przez skrzydełka, gdy prototyp zbliży się do strefy lądowania, dolne mają się złożyć, górne rozłożyć tak by z pomocą silnika maszyna szarpnęła do pionu i w ten sposób osiadła na lądowisku. A przynajmniej taki jest plan.

Tak wiele może pójść źle, że trochę boli głowa. Na pewno będzie widowiskowo. A gdy większość oczu jest skupiona na SN8, trwa konstrukcja SN9 9 (jako pierwszy będzie w pełni wykonany z 304L), SN10, SN11, oraz zauważono pierwsze pierścienie, które zidentyfikowano jako pierwszy prototyp SuperHeavy. SuperHeavy to 70 metrowy booster, który ma wynosić Starshipy na orbitę. Można powiedzieć, że będzie on prostszy w konstrukcji od Starshipa, ponadto będzie korzystać z doświadczeń wyniesionych z wcześniejszych prototypów.

SpaceX dokonał również testu próżniowego silnika Raptor, oczywiście na ziemi. Mimo, że dostosowany do pracy w próżni poradził sobie bardzo dobrze. Starlinków wciąż przybywa i jest ich już ponad 700 (a nie minął rok od misji L1). Firma robi przymiarki do tego, by autonomiczne platformy łapiące boostery używały ich do łączności.

Październik zapowiada się ciekawie. Oczywiście nie wykluczone, że np. SN8 wybuchnie w czasie testu statycznego jeszcze na platformie. Mniej widowiskowe opóźnienia też mają tendencję do pojawiania się przed tymi widowiskowymi testami. Pewniakiem wydaje się natomiast to, że Elon Musk zorganizuje prezentację, gdzie podsumuje rok prac nad rakietą nowej generacji.



sobota, 19 września 2020

Węglowy o atomie

Niedługo minie dziewiąty rok od kiedy prowadzę Węglowego. Od tamtej pory, zawsze mam więcej tematów na które chciałbym napisać niż starcza mi czasu. Energia jądrowa jest jednym z nich, nie tylko z powodu niedostatku czasu. To temat, który niemal zawsze wzbudza bardzo silne emocje i afery. Ale czasem trzeba.

Za kilka dni odbędzie W ten weekend odbywa się akcja “Wspieram atom, dla klimatu!” Uznałem, że z tej okazji przygotuję notkę, która może zachęci Was do włączenia się do niej, nawet w najprostszej formie, zmiany profilówki. Albo chociaż rozwieje potencjalne wątpliwości jakie możecie mieć.


Promieniowanie
Zjedliście w tym roku banana? No to przyjęliście dawkę promieniowania jonizującego analogiczną do tej, którą zapewni Wam roczne mieszkanie w odległości 80 kilometrów od elektrowni jądrowej - ok jednej dziesiątej mikroSiwerta (0,1µSv). Bogate w potas banany nie są zwalczane przez organizacje antyatomowe. Banany nie wywołują raka, podobnie jak elektrownie jądrowe.

Zaskoczyć może wiadomość, że mieszkanie w podobnej odległości od elektrowni węglowej serwuje nam w ciągu roku trzykrotność tej dawki (0,3µSv). Nie powinno Was to jednak przerażać (natomiast rtęć i pył w powietrzu jak najbardziej, ale o tym później), bo to nic w porównaniu z typową dzienną (!) dawką promieniowania, która wynosi mniej niż 10µSv. Oczywiście wiele zależy od tego, gdzie mieszkamy. Średnia roczna dawka z źródeł naturalnych to 2,4 mSv, w tym 1,5 mSv w Japonii oraz 3,1 mSv w USA. Promieniowanie to jest jednym z powodów, dla których działa ewolucja i z czasem jednokomórkowce zmieniły się w małpy, które wysyłają roboty na Marsa.

Uznaje się, że dopiero roczna dawka przekraczająca 100 mSv zwiększa nasze szanse na nowotwór. To milion razy więcej niż otrzymujecie mieszkając w okolicy elektrowni jądrowej. Jeśli chcecie bać się promieniowania to pomyślcie, że kilkugodzinny lot samolotem dostarczy Wam większą dawkę niż rentgen klatki piersiowej.


Bezpieczeństwo i wypadki
Dobra wiem, że na to czekacie najbardziej. Przyjrzyjmy się zatem trzem najpoważniejszym wypadkom związanym z elektrowniami jądrowymi. Three Mile Island - zero ofiar. Fukushima - 16 osób z obrażeniami w wyniku eksplozji wodoru, dwóch pracowników z potencjalnymi poparzeniami od promieniowania. Jest też kwestia jednej niby-śmierci. Konkretnie - rząd Japoński uznał, że jeden z pracowników zmarł w 2016 roku na raka płuc z powodu promieniowania. Jest to jednak decyzja polityczna. Specjaliści mówią, że promieniowanie nie wywołuje raka płuc, oraz, że tempo jego rozwoju nie pasuje do wypadku z 2011 roku. Pomijam tu szereg możliwych do uniknięcia zgonów w wyniku stresu spowodowanego ewakuacją.

W ten sposób zostaje nam już tylko Czarnobyl, którego żniwem było kilkadziesiąt zgonów bezpośrednich, głównie wśród pracowników i ratowników. Długoterminowe efekty to od czterech do dziewięciu tysięcy zgonów. Mówimy tu oczywiście o rzetelnych analizach ONZ, nie o kłamliwych, wyssanych z palca bzdurach Greenpeace. Wypadek taki jak w Czarnobylu nie mógłby się wydarzyć w żadnym reaktorze zbudowanym w ciągu ostatnich 40 lat. Pozwólcie, że powtórzę - to fizycznie niemożliwe. Niezależnie od tego jak niekompetentnymi ludźmi by je obsadzić, bez względu na to jaką presję wywierałby partyjny aparat. No po prostu się nie da.

W tym samym czasie elektrownie węglowe sieją śmierć każdego dnia. Rocznie około 800 000 ludzi umiera przedwcześnie za sprawą węgla. Jeśli idzie o pojedyncze awarie warto wspomnieć o hydroelektrycznej elektrowni na Tamie Banqiao, której przerwanie w 1975 roku kosztowało życie ćwierć miliona Chińczyków. Jeśli porównamy ilość zgonów przypadającą na jednostkę energii, okaże się, że energia jądrowa jest najbezpieczniejszym źródłem energii. Bezpieczniejszym nawet od paneli PV i wiatraków.


Odpady
Ależ Węglowy, ty wygadany lisie, przecież tu nie chodzi o wypadki, nas martwią tylko te okropne, radioaktywne odpady! Spokojnie moje nieprzeciętnie rozsądne i racjonalne Czytelniczki i Czytelnicy. Tak się składa, że branża energetyki jądrowej jest bodaj jedyną, która bierze całkowitą odpowiedzialność za swoje odpady. Może dlatego, że z niezrozumiałych powodów hałdy popiołów z energetyki węglowej, niszczejące panele słoneczne, zakopywane łopaty wiatraków, nie wzbudzają takiego zainteresowania.

Na pewno wiecie jak wiele krzyku było o rtęć w szczepionkach. W ratujących życie i zdrowie szczepionkach stosowano ją pod postacią etylortęci, która nie szkodzi i szybko jest wypłukiwana z organizmu. Tymczasem prawdziwą zmorą dla zdrowia jest metylortęć, która kumuluje się w łańcuchu pokarmowym. A wiecie jakie jest największe źródło zanieczyszczenia powietrza w calutkiej Europie? To znajdująca się w Bełchatowie elektrownia. Poza smogiem jest też źródłem szkodliwej rtęci szkodzącej matkom i dzieciom. Bełchatów to czarne serce Polski tłoczące do atmosfery tonę dwutlenku węgla co sekundę, trzydzieści siedem milionów ton CO2 rocznie. Odpady energetyki węglowej są dalece niebezpieczniejsze od tych których nauczono nas się obawiać.

W tym samym czasie zużyte paliwo tradycyjnych elektrowni jądrowych trafia do specjalnych basenów, a gdy rozpadną się najaktywniejsze pierwiastki ląduje w pojemnikach, gdzie może bezpiecznie czekać tysiąc lat aż stanie się całkiem niegroźne lub znacznie krócej, jeśli wykorzystamy je jako gotowe paliwo do reaktorów nowej generacji. Jest to niewyobrażalnie gęste źródło energii (kilka milionów razy gęstsze od węgla, więc jeden kilogram paliwa jądrowego może zastąpić tysiące ton węgla). Dlatego całe paliwo zużyte we wszystkich Szwajcarskich reaktorach przez czterdzieści lat mieści się w jednej hali.


Emisyjność i klimat
Wiemy, że desperacko potrzebujemy dekarbonizacji. Nie tylko musimy przestać emitować dwutlenek węgla, dekady zaniedbań sprawiły, że jeśli chcemy uniknąć katastroficznych konsekwencji (bo tych poważnych już nie unikniemy), musimy też szybko wymyślić jak zredukować nadwyżkę CO2, którą już dodaliśmy do atmosfery. Jak z tym pierwszym celem radzą sobie różne kraje?

Niemcy kreują się na orędownika i lidera dekarbonizacji. Tymczasem ich pęd ku niskiej emisyjności okazał się w rzeczywistości walką z energią jądrową. Na nic zdały się ostrzeżenia ekspertów. Niewydolne, drogie i produkujące energię niestabilnie panele słoneczne muszą być ratowane przez elektrownie gazowe. Elektrownie gazowe, które jakimś cudem nie są jeszcze wrogiem publicznym na równi z tymi, które palą węglem i ropą. Przez to emisyjność niemieckiej energetyki jest kilkukrotnie większa od francuskiej czy kanadyjskiej. Wspomniane kraje stoją atomem. Mają czystą i tanią energię.

Energia jądrowa to również mała powierzchnia. Negatywny wpływ na środowisko paneli i wiatraków jest często pomijany. Wydaje się, że ogniwa i wiatraki magicznie spadają z powietrza, mówi się o tym jak drogą inwestycją jest atom. Tymczasem, gdyby Kalifornia i Niemcy wydały te $680 miliardów na elektrownie jądrowe, zamiast na słońce i wiatr, miałyby całkowicie zdekarbonizowaną energetykę.


W idealnym świecie...
Ci sami ludzie, którzy krzyczą o drogiej i trudnej do wdrożenia energetyce jądrowej nie wspominają o tym jak niestabilnym źródłem energii jest słońce i wiatr. Jak ogromne, kosztowne i obarczające dla środowiska byłoby stworzenie wręcz surrealnej infrastruktury do magazynowania energii. Ogromne przestrzenie, niszczone naturalne środowiska, zieleń wycinana pod farmy słoneczne i wiatrowe niszczą ekosystemy. Odpowiednio silny wiatr wymusza wyłączanie wiatraków a ekstremalne zjawiska pogodowe niszczą panele...

Eksperci mówią, że najlepszy byłby miks w którym dominującą rolę pełni energetyka jądrowa uzupełniana wiatrem i panelami. A to dlatego, że nasze zapotrzebowanie na energię jest niestałe a regulowanie produkcji energii jądrowej jest dość niewdzięczne. O ile oczywiście z pocałowaniem w rękę przyjąłbym taki wariant zamiast obecnego. Ale szczerze powiem, że uważam, że wystarczyłoby mądrze zarządzać nadwyżkami z EJ.

W takim wariancie niskoemisyjne elektrownie stale produkowałyby całą energię. Gdy zapotrzebowanie by spadało zamiast zmniejszać wydajność i sterować produkcją energii, czy sięgać po magazynowanie, nadwyżki mogłyby być wykorzystane do trzech celów. Do odsalania wody morskiej (robimy co możemy żeby wyczerpać zapasy słodkiej wody). Do produkcji paliwa - technologia ta została opracowana już dekady temu i lotniskowce mogą produkować paliwo np. do samolotów. Lotnictwo uznawane jest za jeden z trudniejszych obszarów do dekarbonizacji, tymczasem energetyka jądrowa mogłaby je uczynić neutralnym węglowo. Trzeci cel częściowo łączy się z drugim - to usuwanie węgla z atmosfery. Jak wspomniałem musimy stawić temu czoło. Będzie to trudny, kosztowny i długotrwały proces. Ale musimy spłacić nieodpowiedzialny kredyt zaciągany bez opamiętania od czasu rewolucji przemysłowej.


Temat rzeka
Dziękuję wszystkim, którzy dotarli tak daleko. Mam nadzieję, że macie świadomość, że to jedynie szybkie prześlizgnięcie się przez niezwykle złożony temat. Moim celem jest jednak głównie choć częściowe odkłamanie technologii, która może ocalić ten świat. Mamy wielki problem, ale rozwiązanie istnieje i jest na wyciągnięcie ręki.

Zabrakło miejsca na wspomnienie o afrykańskich krajach, które mając PKB kilku-, kilkunasto- a nawet kilkudziesięciokrotnie niższe od Polski planują rozwój energetyki jądrowej. Nie wspomniałem o małych modularnych reaktorach. Takie urządzenia działają po 50 lat na okrętach wojskowych i są konstruowane za $100-$200 milionów dla wojska. Wiemy dobrze jak przecenione są rozwiązania dla amerykańskiego wojska. O ile te modele nie nadają się dla cywilnego sektora, to nikt mi nie wmówi, że to problem nie do rozwiązania. Wisienką na torcie był dla mnie w tym tygodniu ten artykuł o tym jak kalifornijskie pożary potraktowały ich energetykę słoneczną.

Nie jest celem tego tekstu sianie hejtu na panele słoneczne i wiatraki. Jego celem jest wskazanie jak bezpieczna, stabilna i skuteczna jest energetyka jądrowa. Chciałbym, żebyście stali się jej zwolennikami, żebyście zachęcali do niej kolejnych ludzi i popierali jej rozpowszechnianie. Wspierajmy atom, dla klimatu!


Źródła:
Energia dla klimatu - Jak niektóre kraje poradziły sobie ze zmianami klimatu
Mity i fakty energetyki jądrowej
Cask storage hall
Skąd tyle rtęci w waszych dzieciach, w waszych organizmach i waszym jedzeniu? Nuclear marine propulsion
XKCD - Radiation https://xkcd.com/radiation/
Radiation Sources and Doses 
RationalWiki - Nuclear power
It Sounds Crazy, But Fukushima, Chernobyl, And Three Mile Island Show Why Nuclear Is Inherently Safe
Widoki na atom - wywiad z Adamem Błażowskim



poniedziałek, 14 września 2020

Fosforowodór na Wenus. I może życie.

Nie sądziłem, że wykryjemy fosforowodór w atmosferze innej planety typu ziemskiego zanim napiszę artykuł o tym, że fosforowodór jest znakiem życia, tak zwanym biomarkerem. Według materiału który mnie zainspirował do napisania notki której nie zdążyłem napisać są tylko dwa źródła tego gazu - procesy biologiczne, oraz procesy abiologiczne zachodzące w warunkach ogromnego ciśnienia w gazowych gigantach.

No więc wykryliśmy. Zespół prowadzony przez profesor Jane Greaves odkrył fosforowodór w atmosferze Wenus, w znacznych ilościach, na wysokości pomiędzy 40 a 60 kilometrów nad poziomem powierzchni. Wenus zdecydowanie nie jest gazowym gigantem. Posiada bardzo gęstą atmosferę, o ciśnieniu 400 razy większym od Ziemskiego. To jednak wciąż nie ta liga, co gazowe giganty.

Wykrycie nastąpiło na podstawie analizy widma absorbcyjnego - atmosfera nie przepuszcza bardzo konkretnych długości światła, które pasują własnie do tego konkretnego związku chemicznego. Dlatego faktyczność istnienia fosforowodoru jest raczej niekwestionowana (po raz pierwszy słyszę o 15-sigma pewności). Czy w świetle tego co napisałem wyżej oznacza to, że równie niewątpliwe jest istnienie życia produkującego ten gaz? Oczywiście nie. Jednakże autorzy mówią jasno, że wykluczyli wszystkie znane abiologiczne procesy.

Istnieją zatem dwie możliwości - albo odkryjemy zupełnie nieznaną ścieżkę chemiczną prowadzącą do powstania fosforowodoru, albo odkryjemy życie na innej planecie. Na ten moment ciężko ocenić co jest bardziej prawdopodobne. Życie mogłoby być pewniakiem, gdyby nie to jak piekielnym miejscem jest Wenus. Istnieją na Ziemi ekstremofile, które świetnie prosperują w kwaśnym środowisku - w wodzie o 5% zawartości kwasu. Jednak w przypadku Wenus kwasowość chmur, w których wykryto fosforowodór to około 90%.

Więc o ile trudno o abiologiczne wyjaśnienie obecności tego związku, to równie trudno wyjaśnić jak życie może tam funkcjonować. Warto jednak wiedzieć, że na tej wysokości (przypominam - około 50 kilometrów nad powierzchnią) atmosfera Wenus ma ciśnienie podobne do tego panującego przy powierzchni Ziemi a temperatura to komfortowe 20°C. Gdyby nie ten kwas...

To co interesujące, to fakt, że nie wiemy nawet zbyt dokładnie jak ziemskie bakterie produkują fosforowodór jedynie, że to robią. Jeśli coś istnieje w atmosferze Wenus, to prawdopodobnie musiało wpierw powstać na powierzchni, która według niektórych symulacji mogła być zdatna do zamieszkania nawet niecały miliard lat temu. Organizmy te musiały mieć odpowiedni czas by zmienić się wraz z planetą i przenieść tam gdzie temperatury nie roztapiają ołowiu.

Czekamy teraz na wypowiedzi sceptyków. Na ten moment trwające niecałe pięć minut nagranie i późniejsza sesja pytań i odpowiedzi przedstawiła głos “jednej strony”. Liczę, że w następnych dniach chłodne komentarze wzmocnią lub osłabią prawdopodobieństwo na to, że na sąsiedniej planecie istnieje życie.


Phosphine on Venus - Lead scientist Jane Greaves explains the discovery - ogłoszenie odkrycia
RAS Press Briefing - Phosphine on Venus - sesja Q&A
This Unusual Gas Is a Definite Sign of Alien Life - Materiał Antona ze stycznia 2020 o fosforowodorze

piątek, 11 września 2020

Temperatura mokrego termometru

Wszystko zaczyna się w komórkach naszego ciała. Dzięki mitochondriom uzyskujemy energię chemiczną do funkcjonowania. Procesom tym zawsze towarzyszy wydzielanie ciepła. Ciepło to musi się gdzieś podziać. Oddajemy je głównie przez skórę. Ten proces ułatwia pocenie się. Woda parując odprowadza nadwyżki ciepła, dzięki czemu nie gotujemy się w swoich ciałach.

A nie trzeba do tego zbyt wiele. Poprawna temperatura ciała waha się w okolicy 36,5 - 37,5 °C. Temperatura 40°C stanowi poważne zagrożenie życia. Można powiedzieć, że na co dzień jesteśmy niecałe cztery stopnie od śmierci. Dlatego nieustannie musimy się chłodzić. Zgodnie z drugą zasadą termodynamiki, ciepło płynie od ciała cieplejszego do zimniejszego. Jak zatem radzimy sobie, gdy jest upał powyżej 37°C? To właśnie zbawienny wpływ potu - parująca woda na skórze schładza ją na tyle, że wciąż możemy oddawać ciepło z wnętrza ciała.

Jeśli jednak powietrze dookoła jest wilgotne, mechanizm ten przestaje działać. Gdy wysokiej temperaturze towarzyszy wysoka wilgoć, pot przestaje parować, ciepło nie jest już odprowadzane. Zostaje nam góra sześć godzin do bardzo nieprzyjemnej śmierci. Tak więc ten sam 40-stopniowy upał może być dość nieznośny przy niskiej wilgotności lub morderczy przy wysokiej.

Dlatego wprowadzono pojęcie mokrego termometru (w języku angielskim Wet-bulb temperature), które informuje do jakiej temperatury można schłodzić ciało w danych warunkach przy pomocy parowania. Według badań opublikowanych w New Scientist w 2010 roku temperatura mokrego termometru powyżej 35°C jest zabójcza. Nawet dla zdrowej osoby. Przebywającej w cieniu. Pod wentylatorem.

Na ten moment dopiero pojawiają się pierwsze regiony, gdzie zdarza się, że temperatura mokrego termometru przebija wspomnianą granicę - Pakistan i Zatoka Perska, które z czasem mogą zostać uznane za niezdatne do zamieszkania. Pamiętajmy też o lecie 2003 roku, kiedy w Europie zmarło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, choć temperatura i wilgotność nie osiągnęły feralnego poziomu - a to dlatego, że ofiarami padły głównie osoby starsze, oraz o mniej wydolnym układzie krążenia, bo to właśnie krew odprowadza ciepło z głębszych warstw ciała.

Gdy temperatura mokrego termometru przekroczy 35°C jedynym ratunkiem mogą być chłodne piwnice lub klimatyzowane pomieszczenia. Tylko zastanówcie się kiedy najczęściej sieci energetyczne nie wytrzymują i padają? Jak sądzicie, czy mieszkańcy tych terenów będą bezczynnie czekać na śmierć, czy wyruszą w kierunku terenów, gdzie homo sapiens wciąż będzie w stanie żyć?


Źródła:
Wiadomość, po której postanowiłem, żeby wreszcie opisać powyższe pojęcie
Świetny wpis Konrada na ten sam temat
The emergence of heat and humidity too severe for human tolerance (2020)
Nauka o klimacie: Mokry termomentr a nasze przetrwanie (2015)
Thermogeddon: Too hot for humans (2010)


sobota, 5 września 2020

Bez mięsa - dla klimatu, dla siebie cz.2

Ten tekst, wraz z jego pierwszą częścią są elementem kampanii edukacyjnej #dbamoklimat. Koniecznie sprawdźcie stronę na której dietetycy przygotowali ponad 20 artykułów, w którym opisują ochronny wpływ diet roślinnych na zmiany klimatu oraz tłumaczą jak zbilansować dietę roślinną aby uniknąć niedoborów białka, żelaza, cynku, wapnia, witaminy B12, jodu, selenu czy kwasów omega 3, których ryzyko jest większe na diecie wegańskiej. Na stronie znajdziesz również 9 darmowych jadłospisów (wegańskie, wegetariańskie, fleksitariańskie) do wykorzystania.

Jest prawdą, że dieta to tylko element całej proklimatycznej układanki. Na wstępie chciałbym jedynie zaznaczyć, że “budżet węglowy” dla produkcji żywności, przewidziany na rok 2050 wynosi 5 Gt CO2eq [dla scenariusza ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5°C]. To o tyle problematyczne, że już teraz emitujemy 5,6 Gt CO2eq i jeżeli nie zmienimy swoich nawyków, to w 2050 emisja sięgnie zawrotnych 9,8 Gt. Naukowcy z komisji EAT-Lancet, w celu ograniczenia emisji oplanowali tzw. Dietę Planetarną.

W celu osiągnięcia budżetu węglowego, wystarczy że o 50% zmniejszymy straty i marnotrawienie żywności a w 2050 roku 75% mieszkańców spośród tzw. G20 (19 państw o największej emisji gazów cieplarnianych + 28 państw Unii Europejskiej) będzie przestrzegało Diety Planetarnej [1]. W opisanym schemacie, emisja gazów cieplarnianych związanych z żywnością zmniejszy się do 5 Gt CO2eq, a nasza zielona planeta niezmiernie nam za to podziękuje.

Ale my dziś nie o tym. Oprócz protekcyjnego wpływu diet roślinnych na klimat, styl żywienia “plant-based” może dawać wymierne korzyści zdrowotne. W badaniach naukowych, kondycja zdrowotna wegan (jedzą tylko rośliny), wegetarian (oprócz roślin spożywają nabiał i jaja) czy nawet semiwegetarian (oprócz roślin, nabiału i jaj na ich talerzu lądują wybrane rodzaje mięsa) jest z zasady lepsza niż wszystkożerców. Obserwacje są dość zgodne - im więcej roślin kosztem produktów odzwierzęcych wyląduje w naszym menu, tym większych korzyści możemy się spodziewać.

Przykładowo, średni wskaźnik masy ciała (BMI) dla wszystkożerców wynosi 28,8, dla semiwegetarian 27,3, wegetarian 25,7, a dla wegan 23,6 [2]. Ryzyko raka jelita grubego i cukrzycy typu II w porównaniu z wszystkożercami jest niższe dla semiwegetarian o 8% i 24%, dla wegetarian 18% i 46%, a dla wegan o 16% i 49% [2,3]. Bliźniacze wyniki uzyskano w przypadku śmiertelności z każdej przyczyny. Semiwegetarianie, wegetarianie i weganie mieli niższe ryzyko tejże o 8%, 9% i 15% [4].

Na koniec chciałbym też dodać swoją opinię - w badaniach zazwyczaj porównuje się dwie grupy osób. Mogły się w nich znaleźć zarówno wszystkożercy jak i roślinożercy, którzy mają prozdrowotną dietę, jak i tacy, którzy swój jadłospis opierają na białym chlebie z gulaszem angielskim. Piję do tego, że można być weganinem i mieć paskudną dla zdrowia dietę (opartą o biały chleb, frytki i wegańskie lody) jak i prozdrowotną (opartą o warzywa, owoce, zboża i strączki). Podobnie jest z wszystkożercami, o wiele inaczej będzie na zdrowie wpływać dieta pełna fastfoodów i słodzonych napojów, a inaczej dieta bogata w warzywa, owoce, ale i grillowanego kurczaka czy jogurt naturalny. Pamiętaj jednak, że spożywając sporo, całkiem neutralnego dla zdrowia kurczaka “zabierasz” miejsce w diecie chociażby soczewicy, ciecierzycy czy soi, które niosą ze sobą sporą ilość błonnika czy fitozwiązków.

Reasumując, większość z nas skorzysta na tym, że część mięsa i nabiału zamieni na tofu czy fasolę. Nie musisz jednak grać ascety, który już nigdy u babci nie skosztuje schabowego. Możesz zjeść ciastko i mieć ciastko. Piszę o tym dlatego, że niektórzy z nas mają jedynie podstawową wiedzę dietetyczną i chcąc ratować planetę mogą nabawić się niedoborów pokarmowych. Bo mimo iż diety roślinne dają wymierne korzyści zdrowotne to sprzyjają występowaniu anemii (niedobór żelaza), złamaniom i niedoborom witaminy B12, cynku, selenu, jodu czy kwasów długołańcuchowym omega 3 (EPA i DHA).

Ale nie martw się, według Amerykańskiej Akademii Żywienia i Dietetyki, prawidłowo zbilansowana dieta roślinna (w tym wegańska) jest bezpieczna na każdym etapie życia. Klucz tkwi w słowie “prawidłowo zbilansowana”. Jeżeli chciałbyś dowiedzieć się co zrobić, aby czerpać maksymalne korzyści z diety roślinnej, chronić planetę i nie nabawić się niedoborów pokarmowych to koniecznie odwiedź stronę https://dietetykanienazarty.pl/dbamoklimat. Na dole strony znajdziesz siatkę 15 artykułów, w których w oparciu o dowody naukowe tłumaczymy co i w jakich ilościach jeść, aby zbilansować dietę roślinną. Na stronie znajdziesz również 9 przykładowych, darmowych diet - wegańską, wegetariańską i fleksitariańską. Każda zbilansowana jest na 1600 kcal (na odchudzanie), 2200 kcal (na co dzień) i na 3000 kcal (dla sportowców).

Autorem artykułu jest Arkadiusz Matras, współzałożyciel Dietetyki #NieNaŻarty.


Źródła:
[1] - EAT (2020) Diets for a better future.
[2] - Tonstad S, Butler T, Yan R, Fraser GE (2009) Type of vegetarian diet, body weight, and prevalence of type 2 diabetes. Diabetes Care 32:791–796
[3] - Orlich MJ, Singh PN, Sabaté J, i in. (2015) Vegetarian dietary patterns and the risk of colorectal cancers. JAMA Intern Med 175:767–776
[4] - Orlich MJ, Singh PN, Sabaté J, Jaceldo-Siegl K, Fan J, Knutsen S, Beeson WL, Fraser GE (2013) Vegetarian dietary patterns and mortality in adventist health study 2. JAMA Intern Med 173:1230–1238


czwartek, 3 września 2020

Bez mięsa - dla klimatu, dla siebie cz.1

Katastrofa klimatyczna jest niezaprzeczalnym faktem. Podobnie jak jej antropogeniczność. Owszem, jakimś cudem wciąż można znaleźć ludzi, którzy polemizują z tymi faktami. Ale nie będziemy się na nich skupiać. Zamiast tego zapraszam Was dziś do pierwszego z dwóch tekstów skupionych na rezygnacji z mięsa. Będzie to dwugłos spisany z Arkadiuszem Matrasem z Dietetyka #NieNaŻarty. W pierwszej części przyjrzymy się jak dobre może to być dla planety, w drugiej jak dobre może to być dla Was.

Jest to część kampanii edukacyjnej #dbamoklimat. Koniecznie sprawdźcie stronę na której dietetycy przygotowali ponad 20 artykułów, w którym opisują ochronny wpływ diet roślinnych na zmiany klimatu oraz tłumaczą jak zbilansować dietę roślinną aby uniknąć niedoborów białka, żelaza, cynku, wapnia, witaminy B12, jodu, selenu czy kwasów omega 3, których ryzyko jest większe na diecie wegańskiej. Na stronie znajdziesz również 9 darmowych jadłospisów (wegańskie, wegetariańskie, fleksitariańskie) do wykorzystania.

Jeśli w obliczu zmian klimatu zadajesz sobie pytanie “co mogę zrobić?” to znaczy, że jesteś spoko osobą. Odpowiedź jednakże jest piekielnie skomplikowana. Dlatego, muszę się posłużyć brutalnymi uproszczeniami i bezwzględnymi uogólnieniami. Postaram się wspominać o moich bezpardonowych zabiegach, żebyście byli mi wdzięczni, że tekst da się przeczytać na jedno posiedzenie mieli świadomość, jak złożony jest temat.

Jedną z oczywistych odpowiedzi jest oczywiście ograniczenie swojego śladu węglowego, tj emisji gazów cieplarnianych towarzyszących naszej konsumpcji - czy to związanej z produkcją ubrań które nosimy, energii w naszych gniazdkach, kilometrami, które przebywamy w różnych środkach transportu, czy jedzeniem na naszym talerzu. Ktoś może sądzić, że pojedynczy człowieczek z miliardów nie zrobi żadnej różnicy. Tu jednak powiem, że jeśli tylko nie uważasz się się za najbardziej wyjątkowego skittlesa w paczuszce, to możesz założyć, że jeśli Ty ograniczasz swoje emisje, to robi to również wielu innych.

Problem leży jednak gdzie indziej. Za dwie trzecie emisji cieplarnianych odpowiada zaledwie 90 korporacji. To co zrobią te korporacje w najbliższych latach zdecyduje o losie ludzkości. Możemy liczyć, że same z siebie postanowią uratować świat, wyzerować swoje emisje a następnie przywrócić poziom atmosferycznego CO2 do bezpiecznego dla obecnej biosfery. Wbrew pozorom nie jest to wykluczone, bo Microsoft na przykład planuje neutralność-węglową do 2030 roku i usunięcie swoich historycznych emisji do 2050. Zamiast jednak liczyć na to, że inni pójdą jego śladem, lepiej wziąć sprawy w swoje ręce. A to znaczy głosować na polityków i partie, które dążą do realnych działań na rzecz klimatu. Podkreślam realne, bo tacy np “Zieloni” (podobnie jak wiele korporacji) uprawiają greenwashing i pozorowane działania. Moim zdaniem odpowiedzialne głosowanie to na ten moment najsilniejszy argument jaki mamy w dłoni...

...Nie znaczy to jednak, że nie warto redukować swojego śladu węglowego. Pomijając, że to cegiełka do ratowania świata, myślę, że działa na naszą świadomość i może sprawić, że częściej będziemy podejmować decyzje przez pryzmat naszego wpływu na świat dookoła, a to może mieć tylko dobre skutki (choć są badania twierdzące, że mamy tendencję do “odpuszczania sobie” i “nagradzania siebie”, tj. skoro nie pojechałem samochodem, to zjem sobie hamburgera i emisje netto wyjdą takie same). Innymi słowy rzadko mamy do czynienia z ludźmi którzy ograniczają swoje starania tylko do jednej dziedziny.

Jak zatem skutecznie ograniczać nasz ślad węglowy? Według niektórych zestawień numerem jeden jest nieposiadanie dzieci. To temat rzeka, metodologia tych obliczeń jest co najmniej dyskusyjna. “Problem” przeludnienia porusza m.in. fenomenalny Hans Rosling w swoim niezrównanym “Factulness”, który uwielbiam tak bardzo, że od ponad roku nie czuję się na siłach by popełnić recenzję. Clou jest takie, że 10% najbogatszych ludzi odpowiada za 49% emisji cieplarnianych. Jednocześnie biedniejsze 3,5 miliarda ludzi odpowiada za 10% emisji. Także pomińmy dziś nieposiadanie dzieci.

No więc jeszcze raz. Jak skutecznie ograniczać nasz ślad węglowy? Przeciętny Polak odpowiada za emisję niecałych 9 ton CO2 rocznie. Rezygnacja z samochodu to co najmniej tona (jeśli pokonujemy 30km w dni robocze, to już emitujemy około 1200 kg CO2) pewnie domyślacie się, jak różne mogą być te wyniki zależnie od rodzaju samochodu, intensywności używania itd.

W ścisłym topie jest też unikanie latania samolotami. Lotu tam i z powrotem na dystansie Kraków - Nowy Jork, to około dwóch ton CO2. Lotu tam i z powrotem na dystansie Kraków - Londyn, to około 465kg CO2. Do pracy można dojechać środkami transportu publicznego, lub rowerem… są alternatywy. Ocean można pokonać kajakiem, ale urlopu może nie starczyć. Nie jestem fanem wpędzania ludzi w poczucie winy z powodu podróżowania. Wolę krytykować bezsensowne szastanie delegacjami w korporacjach.

Przeciętny Polak wykorzystuje też około 1500 kWh energii elektrycznej rocznie. W naszym kraju przekłada się to niemal dokładnie na tonę CO2. Ten sam prąd wiązałby się z emisją 840kg CO2 w Niemczech i 87kg CO2 we Francji (tak jest, ponad 10x mniej niż w Polsce), gdyby Francja stała w 100% atomem byłoby to raptem 6kg CO2. Jednak mało kto może wybrać jak emisyjny będzie prąd w jego gniazdku.

I tak dochodzimy do czegoś na co możemy mieć wpływ, gdzie istnieją alternatywy. Według danych GUS polacy spożywają średnio ok ćwierć kg mięsa dziennie (7,69 kilograma na miesiąc). Niezwykle trudno precyzyjnie określić odcisk węglowy diety. Wystarczy spojrzeć na to jak różnie przedstawia się emisyjność produkcji wołowiny w różnych częściach świata. Różne są też metodologię, które np dietę wegańską wyceniają od półtorej do dwóch i pół tony CO2. Niezależnie od metodologii podobnie przedstawia się jednak proporcjonalny efekt odstawienia mięsa lub przejścia na pełny weganizm. Przejście na dietę wegetariańską redukuje ślad naszej diety o 25-33%, dieta wegańska to aż 40-46% zmniejszenia emisji.

To co moim zdaniem jest szczególnie warte uwagi to fakt, że jeśli w naszej diecie zrezygnujemy tylko i wyłącznie z wołowiny i baraniny, to już redukujemy emisję o 24% (jakieś 600 kg CO2). Całkowita rezygnacja z mięsa to co najmniej tona CO2. Mimo, że zwracałem na to uwagę już w tekście o alternatywach dla mięsa, to nie przestaje mnie szokować jak nieporównywalnie gorsze dla kliamtu i planety jest mięso wołowe, nawet w porównaniu z wieprzowym.

Chyba nigdy nie było równie dobrych warunków i licznych możliwości do przejścia na dietę wegetariańską, wegańską czy choćby fleksi (sporadyczne spożywanie mięsa). Każdy oczywiście sam oceni które z powyższych możliwości ograniczenia własnego śladu węglowego są dla niego najłatwiejsze, które w są wyrzeczeniami a które kwestią świadomego wyboru.

Podsumowując, jeśli idzie o jednostkowe działanie w kwestii zmian klimatycznych rezygnacja z mięsa nie jest numerem jeden. Co wcale nie oznacza, że nie jest tego warta. Co więcej trend ograniczania lub odchodzenia od mięsa zaczyna być już widoczny nawet w Polsce.

Nie pozostaje teraz nic innego jak zadać pytanie, co rezygnacja z mięsa może zrobić dla Twojego zdrowia? Przeczytacie o tym pojutrze w tekście Arkadiusza.



Źródła:
http://www.globalstewards.org/reduce-carbon-footprint.htm
https://www.nytimes.com/guides/year-of-living-better/how-to-reduce-your-carbon-footprint
https://www.dw.com/en/to-fly-or-not-to-fly-the-environmental-cost-of-air-travel/a-42090155
https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/klimatyczny-slad-kotleta-386
https://www.greeneatz.com/foods-carbon-footprint.html
http://shrinkthatfootprint.com/food-carbon-footprint-diet
https://www.epa.gov/ghgemissions/sources-greenhouse-gas-emissions
https://www.bbc.com/news/science-environment-46459714

Emisje przemysłu:
https://www.theguardian.com/environment/2013/nov/20/90-companies-man-made-global-warming-emissions-climate-change
https://www.sciencemag.org/news/2016/08/just-90-companies-are-blame-most-climate-change-carbon-accountant-says#
https://www.fastcompany.com/90290795/focusing-on-how-individuals-can-stop-climate-change-is-very-convenient-for-corporations
Emisje bogatych i biednych:
https://www.theguardian.com/environment/2015/dec/02/worlds-richest-10-produce-half-of-global-carbon-emissions-says-oxfam
https://www.lawyersgunsmoneyblog.com/2017/10/environmentalism-population-growth
Kalkulator emisji transport:
https://www.co2nsensus.com/carbon-offset-vehicle