Niemal każdy robi coś z okazji 50-lecia lądowania na Księżycu. LEGO na przykład wypuściło zestaw “Lądownik księżycowy Apollo 11 NASA” (10266) a ja postanowiłem napisać o nim kilka słów dla Was.
Tło
LEGO zrobiło furorę i po circa 20 latach wróciło do mojego życia zestawem Saturn V (21309). Jestem nim nieprzerwanie zachwycony, jest śliczny, fajnie się go buduje i jest świetnym modelem rzeczywistej rakiety, która poniosła ludzi na Księżyc. Dzieli się na trzy stopnie, ma malutki lądownik, oznakowania, “wodujący” command module… No cudeńko po prostu.
Prawdziwy Saturn V to stu dziesięciometrowy gigant, dlatego model wykonany został w skali mikrofigurki, co pozwala mu mieć “zaledwie” metr wysokości. Gdyby go zbudować w skali klasycznego “ludzika LEGO” miałby niespełna 6 metrów.
Ale jeśli skupimy się na samym lądowniku… To zbudowanie go w “domyślnej” skali klocków nie jest zupełnym szaleństwem. I tu na scenę wkracza zestaw 10226.
Budowanie
Model dzieli się na trzy główne części. Pierwszą jest podstawka. Zawiera ona fragment powierzchni Księżyca, ładne obramowanie z opisem, ślady kroków astronauty, miejsca na nogi lądownika, no i oczywiście pasiastą, nakrapianą gwiazdkami flagę. To najkrótszy i najprostszy etap budowy. Podoba mi się jak oddano kratery na powierzchni Srebrnego Globu.
Drugi i najbardziej złożony jest oktagonalny lądownik (descend module), czyli charakterystyczny złoty pajączek. To najciekawszy etap konstrukcji. Jest tu kilka interesujących technik; najbardziej spodobało mi się ciasne upakowanie “kwadrantów” wokół głównej konstrukcji, oraz to jak sukcesywnie wpinane wsporniki stabilizowały nogi. Bardzo podoba mi się też nieoczywisty sposób w jaki siadają one na podstawce. Nie ma żadnego wpinania czy sczepiania klocków a jednocześnie nie ma szansy by Apollo się osunął czy zjechał ze swojego miejsca. Brawo.
Moduł wznoszący to już w sporej mierze droga “z górki”. Choć i tu warto podkreślić, że twórcy interesująco kilka razy zabawili się zmianą orientacji klocków. Do tego od całości można bardzo łatwo odpinać dwie boczne sekcje. Dzięki temu bez problemu możemy z łatwością zerkać sobie do środka. A to prowadzi nas do kolejnego wątku...
Walory edukacyjne
Pod tym względem ten zestaw jest rewelacyjny. Imponująco wiernie oddaje wygląd historycznego pojazdu kosmicznego. Książeczka z instrukcjami zawiera ciekawe przypisy, dzięki którym w kilku miejscach dowiadujemy się co konkretnie budujemy i czemu to służyło.
Lądownik ma dwa “ukryte” schowki, w tym jeden z kamerą wycelowaną w drabinkę po której na powierzchnię schodzili astronauci. W drugim znajduje się lustrzany panel, który umożliwił dokładne pomiary odległości między Ziemią a Księżycem.
Kiedy odłączymy moduł wznoszenia, możemy zerknąć w trzewia lądownika i zobaczyć gdzie przechowywano paliwo hipergolowe (takie, które dostaje samozapłonu, więc upraszcza konstrukcję silnika) i utleniacz. Na jednej z nóg odwzorowano też tabliczkę, na której widnieje pokojowe pozdrowienie. Wnętrza zawierają panele z wielkimi i ciężkimi komputerami, których moc obliczeniowa stanowiła ułamek tego co potrafią dzisiejsze smartfony. Nie brakuje też silniczków manewrowych, niewielkich okienek czy sprzętu do komunikacji.
Jedną dużą różnicą, chyba nie do przeskoczenia w przypadku modelu LEGO, jest delikatność łupki Apollo. Rzeczywisty pojazd, choć ciasny, był bardziej przestronny, co pozwoliło astronautom przespać się w środku i spędzić tam naprawdę sporo czasu, jak i przynieść kilkadziesiąt kilogramów skał do badań. Choć na pokładzie Apollo ludzie polecieli na najdłuższą wycieczkę w historii, to silniejsze uderzenie astronauty prawdopodobnie mogłoby go przebić na wylot.
Końcowe myśli
W zasadzie nie mam zarzutów do tego zestawu. Jest w nim sporo naklejek, a te zawsze przyprawiają mnie o palpitacje serca, no bo masz tylko jedną szansę. Na szczęście płytka z napisem na podstawce nie jest naklejką, zawsze to coś. Pozostaje jeszcze kwestia ceny. A ta jest wysoka. Niestety LEGO to drogie zabawki. Czy to co opisałem wyżej jest warte tych pieniędzy, każdy musi ocenić sam. Ja nie żałuję.
Tło
LEGO zrobiło furorę i po circa 20 latach wróciło do mojego życia zestawem Saturn V (21309). Jestem nim nieprzerwanie zachwycony, jest śliczny, fajnie się go buduje i jest świetnym modelem rzeczywistej rakiety, która poniosła ludzi na Księżyc. Dzieli się na trzy stopnie, ma malutki lądownik, oznakowania, “wodujący” command module… No cudeńko po prostu.
Prawdziwy Saturn V to stu dziesięciometrowy gigant, dlatego model wykonany został w skali mikrofigurki, co pozwala mu mieć “zaledwie” metr wysokości. Gdyby go zbudować w skali klasycznego “ludzika LEGO” miałby niespełna 6 metrów.
Ale jeśli skupimy się na samym lądowniku… To zbudowanie go w “domyślnej” skali klocków nie jest zupełnym szaleństwem. I tu na scenę wkracza zestaw 10226.
Budowanie
Model dzieli się na trzy główne części. Pierwszą jest podstawka. Zawiera ona fragment powierzchni Księżyca, ładne obramowanie z opisem, ślady kroków astronauty, miejsca na nogi lądownika, no i oczywiście pasiastą, nakrapianą gwiazdkami flagę. To najkrótszy i najprostszy etap budowy. Podoba mi się jak oddano kratery na powierzchni Srebrnego Globu.
Drugi i najbardziej złożony jest oktagonalny lądownik (descend module), czyli charakterystyczny złoty pajączek. To najciekawszy etap konstrukcji. Jest tu kilka interesujących technik; najbardziej spodobało mi się ciasne upakowanie “kwadrantów” wokół głównej konstrukcji, oraz to jak sukcesywnie wpinane wsporniki stabilizowały nogi. Bardzo podoba mi się też nieoczywisty sposób w jaki siadają one na podstawce. Nie ma żadnego wpinania czy sczepiania klocków a jednocześnie nie ma szansy by Apollo się osunął czy zjechał ze swojego miejsca. Brawo.
Moduł wznoszący to już w sporej mierze droga “z górki”. Choć i tu warto podkreślić, że twórcy interesująco kilka razy zabawili się zmianą orientacji klocków. Do tego od całości można bardzo łatwo odpinać dwie boczne sekcje. Dzięki temu bez problemu możemy z łatwością zerkać sobie do środka. A to prowadzi nas do kolejnego wątku...
Walory edukacyjne
Pod tym względem ten zestaw jest rewelacyjny. Imponująco wiernie oddaje wygląd historycznego pojazdu kosmicznego. Książeczka z instrukcjami zawiera ciekawe przypisy, dzięki którym w kilku miejscach dowiadujemy się co konkretnie budujemy i czemu to służyło.
Lądownik ma dwa “ukryte” schowki, w tym jeden z kamerą wycelowaną w drabinkę po której na powierzchnię schodzili astronauci. W drugim znajduje się lustrzany panel, który umożliwił dokładne pomiary odległości między Ziemią a Księżycem.
Kiedy odłączymy moduł wznoszenia, możemy zerknąć w trzewia lądownika i zobaczyć gdzie przechowywano paliwo hipergolowe (takie, które dostaje samozapłonu, więc upraszcza konstrukcję silnika) i utleniacz. Na jednej z nóg odwzorowano też tabliczkę, na której widnieje pokojowe pozdrowienie. Wnętrza zawierają panele z wielkimi i ciężkimi komputerami, których moc obliczeniowa stanowiła ułamek tego co potrafią dzisiejsze smartfony. Nie brakuje też silniczków manewrowych, niewielkich okienek czy sprzętu do komunikacji.
Jedną dużą różnicą, chyba nie do przeskoczenia w przypadku modelu LEGO, jest delikatność łupki Apollo. Rzeczywisty pojazd, choć ciasny, był bardziej przestronny, co pozwoliło astronautom przespać się w środku i spędzić tam naprawdę sporo czasu, jak i przynieść kilkadziesiąt kilogramów skał do badań. Choć na pokładzie Apollo ludzie polecieli na najdłuższą wycieczkę w historii, to silniejsze uderzenie astronauty prawdopodobnie mogłoby go przebić na wylot.
Końcowe myśli
W zasadzie nie mam zarzutów do tego zestawu. Jest w nim sporo naklejek, a te zawsze przyprawiają mnie o palpitacje serca, no bo masz tylko jedną szansę. Na szczęście płytka z napisem na podstawce nie jest naklejką, zawsze to coś. Pozostaje jeszcze kwestia ceny. A ta jest wysoka. Niestety LEGO to drogie zabawki. Czy to co opisałem wyżej jest warte tych pieniędzy, każdy musi ocenić sam. Ja nie żałuję.