wtorek, 24 marca 2015

Ex Machina

Tak się złożyło, że premiera Ex Machina zbiegła się w czasie z premierą Chappie. Z jednej strony to kompletnie różne filmy, z drugiej w obu mamy roboty kierowane przez sztuczną inteligencję. Nie sposób ich nie porównywać. Tak jak krytyka zmniejszyła moje oczekiwania wobec dzieła Blomkampa, tak film Alexa Garlanda padł ofiarą fali pochwał, które okazały się przesadne. To dobry film, ale im dalej od seansu tym więcej ucieka i tym bardziej boli, że zmarnowano spory potencjał.

Pomysł jest intrygujący. Młody pracownik fikcyjnego odpowiednika Google wygrywa loterię - spędzi tydzień w posiadłości swojego szefa. Na miejscu okazuje się, że weźmie udział w eksperymencie przypominającym test Turinga - ma ocenić, czy robot z którym będzie się spotykał jest świadomy i “żywy”. Brzmi intrygująco? I jest. Bardzo. Początek filmu świetnie wzbudza ciekawość i mistrzowsko kreuje nieswoją atmosferę. Aż do pierwszego spotkania głównego bohatera z androidem Avą. Wtedy balon pęka.

Ex Machina to materiał na krótkometrażówkę. Może nie nudzi, ale nie ma tu zbyt wielu pomysłów by zapełnić czas. Garland próbuje budować napięcie, ale niestety nie udało mu się mnie porwać. Szkoda, bo fabularnie wszystko gra, jeśli tylko nie będziemy drążyć szczegółów - jak np. w jaki sposób Nathan był w stanie wykonać tak wiele samodzielnie i w tajemnicy. Temat pojawia się w filmie zręcznie i nie razi. Zwroty akcji są, można je przewidzieć, ale co z tego. Nie są przynajmniej wymuszone i durne. Wolę film, który nie składa logiki na ołtarzu obligatoryjnego zaskoczenia widowni. Co zatem nie gra?

Przede wszystkim główny bohater. Irytujący od pierwszego spotkania ze sztuczną inteligencją. Sceny, które powinny być ozdobą tego filmu, psują go przez totalną beznadziejność tego fajtłapy. Rzekomo jest to osoba zorientowana w temacie, obserwujemy coś na miarę spotkania z przedstawicielem obcych, tymczasem bohater rozmawia z Avą tak, że chyba każdy z nas odpowiadałby jak robot. Relacja, która oczywiście pojawia się między parą, nie ma ładunku emocjonalnego o który się prosi. Wygląda na to, że Caleb marnuje czas tej intrygującej robocicy.

Naczytałem się zachwytów nad Oscarem Isaaciem grającym nadużywającego alkoholu ekscentrycznego miliardera. Cóż, mnie nie przekonał. Po dobrym otwarciu zrobił się bardzo sztuczny. W tej trójce błyszczy jedynie Alicia Vikander grająca maszynę. Być może Alex Garland jest po prostu lepszym scenarzystą niż reżyserem i nie potrafi w pełni kierować aktorami.

Jeśli ktoś obiecuje Wam, że film będzie stawiał fundamentalne pytania o człowieczeństwo, zagrożenia dla ludzkości i temu podobne… to nie słuchajcie. Ex Machina serwuje kilka standardów (“a kto może wyłączyć ciebie?”), nic po czym widzowi odjęłoby mowę. Obiecywałem porównywać te dwa zbliżone premierą filmy SF. Zatem ujmę to następująco, Chappie miał niżej ustawioną poprzeczkę i przeskoczył ją w ładnym stylu. Ex Machina miała poprzeczkę wyżej i może jej nie strąciła, ale zdecydowanie o nią zawadziła. Piszę te słowa kilka godzin po seansie i od tej pory jedynie upewniam się, że wiele rzeczy dało się tam zrobić lepiej. Może poza efektami specjalnymi, które są świetne i poza absolutnie śliczną scenografią.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz