sobota, 21 marca 2015

Chappie

Uszkodzony policyjny robot, inżynier z ambicjami stworzenia pierwszej sztucznej świadomości, grupka przypartych do muru bandziorów i zbieg okoliczności… Tak startuje kolejny film Neila Blomkampa. Choć to dopiero jego trzeci film, styl reżysera jest aż nader wyraźny. Po meksykańskich slumsach z Elysium wracamy do slumsów Johannesburga znanych z Dystryktu 9. Jest też zaawansowana technologia wyglądająca praktycznie i przekonująco, wytatuowani, szajbnięci gangsterzy i przemoc.

Chappie od początku miał złą prasę. Że wtórne, że wszystko wygląda tak samo, że w filmie grają, południowoafrykańscy raperzy, że to remake Krótkiego Spięcia i tak dalej. Serwisy Rotten Tomatoes i Metacritic szybko wydały wyrok - Chappie to zły film. Cóż, ja bawiłem się zaskakująco dobrze. Po pierwsze, cholernie odpowiada mi wizualny styl Blomkampa, który tym razem nie zatrudnił operatora z parkinsonem chyba kazał się opamiętać swojemu operatorowi i nie męczyć widza roztrzęsioną kamerą. Mogłem zatem nacieszyć się brzydotą i kanciastością robotów, akcją w wykonaniu porąbanych gangsterów i policyjnych maszyn. Do tego jest to dwugodzinna bajka, bez zadęcia. Z jednej strony wyskakuje z ambitnymi tematami, bo jest o sztucznej inteligencji, naturze świadomości, ale podane jest to na tyle bezpretensjonalnie, że nie razi widza.

Oczywiście w Chappie nie brak bardzo naiwnych uproszczeń, które całkiem łatwo łyknąłem, choć nie pozwoliły one zejść z czasem filmu poniżej dwóch godzin. Ale nie jest nudno. Tytułowy robot przechodzi kilka etapów rozwoju i “uczenia się świata”. Bywa groteskowo i dziwnie, ale nie brak też emocji, przez które pani w rzędzie z tyłu pochlipywała kilka razy. Ja zahartowany przez Krótkie Spięcie 2, mogłem stoicko zachwycać się tym, że Sharlto Copley wielkim aktorem jest i doskonale tchnął życie w rysowanego komputerowo robota.

Skoro już o aktorstwie i postaciach… Praktycznie nie znam Die Antwoord, jednakże z ciekawości pogmerałem trochę w sieci. Jestem pewien, że dla fanów, występ raperów w filmie to gratka. Ja z ulgą mogę powiedzieć, że nie zepsuli mi filmu a wręcz wizualnie te czubki doskonale pasują do blomkampowej estetyki. Bardzo dziwne jest to, że postacie grane przez ekscentryczny duet używają swoich muzycznych pseudonimów. Jeszcze dziwniejsze i niezręczne jest to, że noszą ciuchy promujące swój zespół. Jednocześnie (na szczęście) choć ich muzyczne wyczyny czasem słychać w tle, nie jest to napastliwe. Sam nie wiem czy to miał być żart, obalanie czwartej ściany, czy prostacki product placement. Istotne, że aktorsko są przeciętni a nie fatalni.

Roczarować mogą natomiast Sigourney Weaver i Hugh Jackman. Ona jest nieciekawą korporacyjną mendą, on jest groteskowym australijczykiem, z głupawą fryzurą i krótkimi spodniami, przez które nawet grożąc bronią nie jest zbyt straszny. Innymi słowy Chappiemu brakuje porządnego czarnego charakteru. Znacznie lepiej wypada Dev Patel jako twórca AI. Dodatkowe brawa za przekonujące odegranie zupełnie nierealistycznej relacji z trójką gangsterów.

Jak widzicie, Chappie ma sporo na sumieniu i wiele dałoby się tu poprawić, a jednak bawiłem się dobrze. I zdecydowanie wolę zrzynkę z Krótkiego Spięcia w estetyce wziętej z poprzednich filmów Blomkampa niż kolejny zwykły remake. Następnym filmem tego reżysera ma być kolejna przygoda Ellen Ripley z Obcymi. Jeśli tylko ktoś przypilnuje go w kwestii scenariusza i bohaterów, to myślę, że możemy spać spokojnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz