Słonko grzeje tak, że najchętniej człowiek wpełzłby pod jakiś głaz. Nagle jednak dopadła mnie wena i głupawy pomysł. Wziąłem garstkę RPGów i pomyślałem w czyim wykonaniu film na podstawie danej gry chciałbym zobaczyć. Oczywiście nie znaczy to, że ja przyjąłbym taki styl. Chociażby Zew Cthulhu w moim wykonaniu pewnie miałby ogromną dozę pulpowych klimatów, czego nie spodziewałbym się po moim director of choice.
Dodatkowo próbowałem w miarę możliwości nie iść po najmniejszej linii oporu, dlatego do L5K nie wyznaczyłem Kurosawy, a do DeadLandów nie przypisałem Sergio Leone.
7th Sea – Stephen Sommers (Mummy, Mummy Returns, Deep Rising). Awanturników na tej liście nie zabraknie, tego lubię za mieszankę napięcia i humoru. Szczególnie klimat drugiej Mumii wymieszany z głupkowatym stylem Śmiertelnego Rejsu, w obsadzie aktorów drugoplanowych mógłby dać wyrazisty klimat Siódmemu Morzu.
Crystalicum – Gore Verbinski (Pirates of Caribbean, Rango). Piraci z Karaibów w kosmosie. Alternatywnie dałbym szanse nieobliczalnym braciom Wachowskim. Wyglądają na odpowiednio przesiąkniętych azjatyckimi klimatami by nieźle je odtworzyć, zachowując jednak zachodni styl opowiadania historii. Ale oczywiście zawsze mógłby z tego wyjść trzeci Matrix albo Speed Racer…
CyberPunk 2020 – Brad Bird (Incredibles, Mission: Impossible 4). Ten koleś łapie konwencję. Znalazł się w klimatach superbohaterskich, bondowskich, szpiegowskich, więc i CyberPunkowe nie stanowiłyby wyzwania. W scenach akcji też jest wypróbowany.
DeadLands – Joss Whedon (Buffy, Firefly, Avengers). Ten gość ma westernowe ciągoty. Ma też ciągoty to nadnaturalnych tematów. Myślę, że i steampunkowymi dodatkami by nie wzgardził, więc czego więcej chcieć? Oczywiście dobrej posse, licznej między którą aż kipi od relacji. Bruce Campbell i Nathan Fillion koniecznie niezbędni.
Dzikie Pola – Mel Gibson (Mel krzyczy na gości, Mel wyzywa policjantów od Żydów, Mel ubliża swojej kochance). Mel reżyseruje i gra główną rolę. Martyrologia z doskonale oddanymi detalami sarmackiej Rzeczypospolitej. Prawdziwi Tatarzy, źli i podli Żydzi, film cieszy ucho piękną staropolszczyzną, również w wykonaniu poświęcającego się ojczyźnie Mela.
Dungeons & Dragons – Uwe Boll (…). Uwe obdarza swoim geniuszem kolejną grę. Nikt filmu nie ogląda, wszyscy go nienawidzą. Uwe i tak finansowo wypada dobrze. W czasie wywiadów i konferencji prasowych obraża kilku reżyserów.
Fiasco – Bracia Cohen (Burn After Reading, Big Lebowski, Serious Man). Komentarz chyba jest zbędny. Nikt nie nada się do nakręcenia wielkiego fuck-upu jak Cohenowie.
Gasnące Słońca – Peter Jackson (LOTR). Jacksona typowałem do kilku RPGów, ostatecznie wylądował tutaj. Nie jestem znawcą GSów, ale mam wrażenie że wpisałby się w ten klimat. Tak po prostu, nie mam silnych argumentów tylko przeczucie.
Legenda Pięciu Kręgów – Guillermo Del Toro (Hellboy, Labirynt Fauna, Mimic). To potencjalnie najbardziej kontrowersyjny typ. Jestem po prostu piekielnie ciekawy jak zmierzyłby się z L5K. Pewnie trzeba by na czas produkcji poddać go jakimś silnym dragom uspokajającym, żeby za bardzo nie przeciągnął Rokuganu w swoje klimaty. Przypilnować też, żeby akcja nie toczyła się w Shinomen Mori albo Mori Isawa. Ale oczywiście duchy, zjawy, kimona i kryształowe katany… To by mogło wypalić.
Mouse Guard – Hayao Miyazaki (Mononoke Hime, W Krainie Bogów). Nie znam tego systemu za dobrze, ale na oko gość od Totoro by pasował.
Neuroshima – Guy Ritchie (Porachunki, Snatch, Sherlock Holmes). Nieznacznie pokonany przez Cohenów przy Fiasco. Świetny montaż i sporo dobrej muzyki z Orbitala. Co najmniej dwie przeplatające się w najgorszych momentach linie fabularne. Posterunek i Moloch, przepychanka gangów ładujący się w to idiota z NY i jego szpanerski kolega z Detroit. Vinnie Jones jako mutant nie do zdarcia.
Unknown Armies – Alfred Hitchcock (wszystko). Mistrz serwuje seans pełen suspensu i niedopowiedzeń. Jest przerażająco, groteskowo, pod koniec nie wiem czy komuś waliło w dekiel, czy jakieś nadprzyrodzone rzeczy miały miejsce.
Warhammer – Christopher Smit (Black Death) i Michael J. Bassett (Solomon Kane). Z połączonych sił tych panów powstaje idealny film młotkowy. Jest mrok, błoto i syf, oraz magia i chaos. W filmie występuje Sean Bean. I umiera.
Wolsung – Steven Spielberg (bądźco). Zabraniamy Stevenowi kręcenia w dżungli czy ruinach, w związku z czym akcja toczy się w Lyonesse, jest podniebny pościg ze sterowcami i steampunkowymi latającymi jebadłami w roli głównej, a potem, żeby wkurzyć Petera Jacksona pojawia się mierzący 30 stóp troll przywieziony z jakiejś wyprawy. Pilnujemy, żeby w filmie nie było kosmitów.
WoD: Mag – David Fincher (Seven, Alien3, Fight Club). Mroczne kino z przed ery Buttonów. Jest cholernie depresyjnie i wisielczo, ale z obłędnymi zdjęciami.
WoD: Wampir – Brian Singer (X-Men 2, Valkyrie). Dużo postaci, każda ciągnie w swoją stronę. Ludzi jest niewiele, ale łotrem jest śmiertelnik właśnie.
WoD: Wilkołak – James Cameron (wiecie co). Film jest cały niebieski i nazywa się Apocalypse, żeby było na A. Wilkołaki są dobre, śnią im się wybuchy nuklearne i walczą o Gaję. Zajebiaszcze sceny akcji sprawiają, że to dobra wersja Underworlda.
Zew Cthulhu – Christopher Nolan (Memento, Prestiż). Dajemy Nolanowi wolną rękę, liczymy, że brat napisze mu scenariusz a film będzie świetny. Sukces kasowy wytwórnia uznaje za dzieło przypadku i każe mu kręcić czwartego Batmana.
Potraktujcie ten wpis jako propozycję lekkiej i niezobowiązującej zabawy. Innymi słowy zachęcam do komentowania lub blogowania, jak wy to widzicie. Może ktoś napisze jaki system rzuciłby w łapki Clinta Eastwooda, Ridley’a Scotta, Michaela Baya czy Quentina Tarantino.