sobota, 10 sierpnia 2024

Groźny skarb na dnie oceanu

 

][ Co widzimy na zdjęciu ][

Oto konkrecja polimetaliczna. To taki miks różnych metali, manganu, niklu, kobaltu, miedzi oraz litu czy innych pierwiastków ziem rzadkich. Powstanie konkrecji o typowym rozmiarze około 10cm trwa dziesiątki milionów lat. Oznacza to, że są one z naszej perspektywy surowcem nieodnawialnym. Można je znaleźć na dnie oceanów, mórz a nawet jezior. Od dawna były obiektem zainteresowania, ale ostatnio stały się jeszcze bardziej interesujące…


][ Powstawanie ][

Zaczyna się od jądra - fragmentu kości czy muszli, który opada na dno oceanu (najczęściej) cztery do sześciu kilometrów pod wodą. Tlen w wodzie reaguje z rozpuszczonymi jonami metalu np. żelaza czy manganu, jak i z jonami innych metali przemieszczającymi przez sypkie osady na dnie. W ten sposób pierwotne jądro pokrywają kolejne warstwy metali. Od momentu, gdy ludzie wyruszyli z Afryki i zasiedlili pozostałe kontynenty, przyrost na tych metalowych ziemniaczkach można porównać z grubością ludzkiego włosa.


][ Wartość ][

Strefa Clarion-Clippertona (CCZ) licząca cztery i poł miliona kilometrów kwadratowych, to tylko jeden z regionów oceanu bogatych w konkrecje polimetaliczne. Ocenia się, że w samej CCZ znajduje się 21 miliardów ton metali. W tym 6 miliardów ton manganu, 270 milionów ton niklu, 230 milionów ton miedzi, 50 milionów ton kobaltu.

Licząc bardzo zgrubnie, tylko te cztery pierwiastki mogłyby być warte sześć i pół biliona dolarów.


][ Nowe odkrycie ][

Wzmożone zainteresowanie tymi nodulami (konkrecjami) w ostatnich latach zaowocowało zaskakującym odkryciem, które zyskało bardzo medialną nazwę - ciemny tlen. Otóż jak się okazuje te, jak je nazywa Anton Petrov, oceaniczne ziemniaczki produkują tlen w kompletnych ciemnościach, czyli bez udziału fotosyntezy. Choć nie jest to jeszcze ostatecznie potwierdzone, wygląda na to, że nodule, niczym baterie wytwarzają napięcie, które powoduje elektrolizę wody, czyli rozbijanie jej na tlen i wodór. Niezależnie od mechanizmu wiemy, że te konkrecje odpowiadają za produkcję znacznych ilości “ciemnego tlenu” pozwalającego na istnienie ekosystemów o różnorodności porównywalnej z lasami tropikalnymi.


][ Pomysły na wydobycie ][

Już 1970 roku wiele instytucji i krajów interesowało się wydobyciem tych nodul. Już wtedy wiadomo było, że są one częscią oceanicznych ekosystemów. Sprawę uratował spadek cen metali pod koniec tamtej dekady, który skutecznie ukrócił dążenia do eksploatacji. Wykonano jednak pewne testowe wydobycia i wiecie co? Nawet dziś, dekady później, wciąż wyraźnie widać ślady tych prób, makroorganizmy nigdy się nie odrodziły, a mikroby odbudowały się tylko w ograniczonym stopniu.

Wzrost zainteresowania elektryfikacją transportu ożywiło na nowo zainteresowanie tymi surowcami. Doprowadziło ono póki co, między innymi, do wspomnianego wyżej odkrycia. Planowane wydobycie polegałoby na oraniu dna oceanu łazikiem, podobnym do kombajnu zbierającego ziemniaki. Po wstępnej separacji mułu od nodul, zmielone żyjątka i osad byłyby wypluwane jako chmura syfu, a metalowe ziemniaczki transportowane na powierzchnię. Tam statek lub platforma już dokładniej oddzielałaby się nodule od szlamu. Szlam trafiłby do wody na głębokości około 1000 metrów dodatkowo zakłócając środowisko oceanu.

Regiony gdzie występują te nodule są relatywnie spokojne i ciche, więc poza dewastowaniem środowiska, odcięciem jednego z istotnych źródeł tlenu, zasyfieniem wody, dochodzi jeszcze potencjalne zanieczyszczenie wód hałasem.


][ Lodowe księżyce ][

Proces powstawania tych nodul jest dość prosty, więc całkiem możliwe, że coś podobnego istnieje pod oceanami Europy i Enceladusa. Tlen jest podstawą wielokomórkowego życia. Niemal wszystkie organizmy wielokomórkowe potrzebują tlenowego oddychania by podtrzymać funkcje życiowe (nie bez powodu w mojej książce wspominam o tlenowym szowinizmie obok węglowego). Kusi zatem perspektywa, że w tych ciemnych wodach, które i tak już uznawano za obiecujące cele poszukiwania życia, znajduje się niezależne od światła źródło tlenu.

Mogłoby to otworzyć dodatkowe drzwi dla bardziej złożonych form życia. Szczególnie w przypadku Enceladusa, gdzie dzięki kriowulkanom wiemy, że płynny ocean ma kontakt ze skalistym jądrem.


][ Dziś i jutro ][

Pomijając ciekawe implikacje ciemnego tlenu cały temat jest dość przerażający. Od kilku lat rośnie zainteresowanie górnictwem morskim. ISA (International Seabed Authority) nie wydała jeszcze żadnej licencji na komercyjne wydobycie, udzielono jednak ponad 30 licencji badawczych na powierzchni 1,5 miliona kilometrów kwadratowych.

Republika Nauru - mały i relatywnie biedny kraj powołał się swojego czasu na “Two-Year Rule”, przepis, który wymaga, by ISA albo ustaliła reguły eksploatacji dna oceanu, albo zaakceptowała aplikację górnictwa morskiego. Dlaczego to zrobili? Bo naciska ich kanadyjska korporacja The Metals Company. Dlaczego? Bo firmie tej, bardzo się spieszy. Przekonali inwestorów, że rychło trafią na giełdę i rozpoczną prace wydobywcze.

Nauru jest tu niejako słupem dla korporacji, która dużo mówi o zrównoważonej przyszłości i o pożytku dla Nauru i całej ludzkości, ale dość oczywiste jest, że Nauru przy odrobinie szczęscia dostanie ochłapy. W przypadku The Metals Company być może silniej niż chciwość, działa strach przed gniewem udziałowców…

Ostatnie odkrycie pokazało, że nasza wiedza o ekosystemie morskim jest wciąż mocno ograniczona. Systemy podmorskie przez miliony lat cieszyły się niezwykle stabilnymi warunkami. Nasza planeta cieszyła się bardzo stabilnym okresem jako całość, ale środowisko podmorskie było jeszcze bardziej niezmienne, co czyni je tym bardziej wrażliwym na nagłe zakłócenia.

Górnictwo morskie ledwie przymierza się do raczkowania. Jest to może ostatni dzwonek by je powstrzymać. Jednocześnie to temat, który dość łatwo poddawać greenwashingowi wmawiać, że to przecież dla dobra planety, że to wydobycie pomoże w elektryfikacji transportu. Choć żyjemy w czasach post-prawdy i masowej dezinformacji, pozostaje mieć nadzieję, że rozsądek wygra. I nie jest to nadzieja bezpodstawna. Nie chodzi mi o petycję podpisaną przez siedmiuset naukowców morskich i ekspertów. Producenci samochodów tacy jak BMW, Volvo, Renault czy Rivian poparli dziesięcioletnie moratorium na eksploatację podmorskich złóż (jednocześnie wszyscy, w własnym interesie ograniczają udział rzadkich metali w swoich bateriach). Google, Microsoft i Samsung wręcz obiecały nie nie kupować tak pozyskanych metali. Potępienie i wniosek o wstrzymanie się z górnictwem morskim wyraziła też Komisja Europejska i szereg krajów od Kanady (kraj w którym powstała The Metals Company) po Nową Zelandię. Obiecujące.


Źródła:
Biological effects 26 years after simulated deep-sea mining
Evidence of dark oxygen production at the abyssal seafloor
Nature's batteries at the bottom of the ocean! - Just have a think
Metallic Rocks That Companies Want to Mine Produce Tons of Oxygen in the Ocean - Anton Petrov
The Truth about Deep Sea Mining - Real Engineering
Deep Sea Conservation Coalition - Deep Sea Conservation Coalition
The race to mine the bottom of the ocean - Vox
Two-year countdown for deep seabed mining
Międzynarodowa Organizacja Dna Morskiego
https://seabedminingsciencestatement.org/ - petycja


środa, 7 sierpnia 2024

Drugie igrzyska


W Paryżu rozgrywają się Igrzyska Olimpijskie, które interesują mnie tak samo jak czwarta liga tenisa w Chorwacji. Ogólnie mam złe zdanie o sporcie w tej formie. Niestety równolegle rozpoczęła się alternatywna olimpiada w internecie. Tu prawdziwa elita zmaga się, by wykazać się w kilku niefajnych kategoriach. Internauci ścigają się w głupocie, ignorancji, podłości, tempie i bezrefleksyjności rozpowszechniania fejków…

Na urlopie z niedowierzaniem obserwowałem jak durnota w kwestii płci dwóch sportsmenek groteskowo rośnie i przybiera coraz to dziwniejsze zwroty. Wstępem do rozróby była meksykańską judoczką. Prisca Awiti Alcaraz podpadła internautom tym, że pokonała polską zawodniczkę. Jako że ma krótkie włosy dzielni wojownicy cyfrowych łączy dojrzeli w niej faceta. Poszła fama, że na olimpiadzie są transy a zgniły, lewacki zachód niszczy wszystko co dobre. Co tam, że Prisca nie wyskoczyła z kapelusza, że przeszła wszelkie kwalifikacje w szeregu zawodów czy mistrzostw z tymi paryskimi na czele. Internauci doszukiwali się jabłka adama, twierdzili, że przecież piersi sobie można doczepić itd…

Prawdziwe szambo jednak wybuchło, gdy po niecałej minucie walki Angela Carini z Imane Khelif ta pierwsza wycofała się, rozpłakała i dość niesportowo nie podała ręki przeciwniczce. Internet ruszył z kopyta. Poszła lawina błota. Hejt nie tyczył się tylko bokserki, polało się na igrzyska, na lewactwo, na zachód i kto wie na kogo jeszcze. Jak się okazało paliwa dostarczyła Rosja… Bo widzicie, w trakcie mistrzostw świata w boksie kobiet w 2023, które prowadzi organizacja IBA - międzynarodowa z nazwy, lecz zdominowana przez Rosjan - Imane Khelif zakwalifikowano do gry, a potem zdyskwalifikowano już w trakcie, trzy dni po tym jak pokonała Azalię Aminewą - do tej pory niepokonaną rosyjską pięściarkę. Tym samym Azalia magicznym sposobem znów była “niepokonaną” gwiazdą ruskiego boksu. Przenosimy się do 2024. IBA miota się w zeznaniach raz twierdzi, że chodziło o testosteron, potem, że jednak nie o testosteron, tylko jakiś niesprecyzowany, ale super-uznawany test, którego jednak nie ujawnili. Internetu na tym etapie już jest samonapędzającą się machiną produkującą bzdury, więc krąży też fejk, że niby Khelif ma chromosom Y…

Wszystko to przekonuje mnie, że fakty obchodzą coraz mniejszą część populacji. Wśród liderów lania podłego i odrażającego hejtu jest Łukasz Sakowski, identyfikujący się jako popularyzator nauki. Na swojej stronie To Tylko Transfobia nie odpuszcza okazji, prawdziwych czy zmyślonych, by missgenderować, czy siać dezinformację i hejt, więc możecie się domyślić, że w ostatnich dniach działa na wysokich obrotach. Ma też wyśmienite towarzystwo, bo fejki o Khelif bezmyślnie rozpowszechniały też takie tuzy jak J.K. Rowling i Elon Musk. Ale też wielu innych lokalnych i zagranicznych geniuszy…

Czy Imane Khelif ma genetyczną przewagę? Pewnie jakąś tak. Czy jest facetem? Nie. Czy powinna być dopuszczona do walki? Mam to gdzieś. Przeszła kwalifikacje, więc pewnie tak. Jak napisałem na początku, mam złe zdanie o sporcie w wydaniu mistrzostw/olimpiad. Łatwe szufladkowanie to zamierzchła przeszłość. Co smutno-zabawne, po latach ględzenia, że najważniejsze jest to, co się ma w majtkach, nagle, kiedy okazuje się, że dwie sportsmenki mogą mieć w majtkach to co ma stereotypowa kobieta, zaczęli mówić, że to bardziej skomplikowane. Brawo, najwyższa pora. Szkoda, że to działa tylko wtedy, kiedy im pasuje i do tego punktu kiedy im pasuje. Czyli na przykład do punktu, w którym wmawiają światu że algieryjka ma chromosom Y a to znaczy, że jest chłopem. Co tam, że ani nie ma na to dowodów, ani nie zamknęło by to dyskusji, bo… to naprawdę jest bardziej skomplikowane.

Inną smutno-zabawną kwestią jest, że na igrzyskach są ścisłe reguły, dotyczące hormonów i nie tylko. Imane Khelif przeszła je w Paryżu w 2024, w Tokio w 2020 w szeregu innych zmagań. Jednak to umyka internetowym znawcom, wolą niesprecyzowany, nieujawniony test kremlowskiego aparatczyka. Próbując znaleźć w tym jakiś pozytyw powiem, że pojawiło się sporo fajnych merytorycznie materiałów, które wyjaśniają tę kwestię. Dlatego jak ktoś ma dobre intencje i chce się dowiedzieć więcej o kwestiach płci, będzie mu jeszcze łatwiej niż kilka tygodni temu. Można się nauczyć, że chromosomy to tylko wierzchołek góry lodowej. Bo liczy się nie tyle chromosom co gen SRY, ale to też nie tak, bo on sobie może przeskoczyć na inny chromosom. A nawet jak jest, to istnieje też cały szereg różnych nietypowych czynników, które mogą sprawić, że pewne hormony są produkowane w większych lub mniejszych ilościach, że ktoś może na nie być niewrażliwy, albo nadwrażliwy, że można mieć nietypowe gonady wewnętrzne i zewnętrzne, że można mieć dwa zestawy, że januszowe zaglądanie w majtki może być zwodnicze…

Można by się też zastanowić czemu, kiedy kobieta ma wysoki poziom testosteronu (nie sugeruję, że którakolwiek z wymienionych pań takowy ma), to nieuczciwe i “jest facetem”. Ale kiedy Michael Phelps ma 190 cm wzrostu, ale ponad 200 cm rozpiętości rąk, krótkie nogi, wielkie łapy i (podobno!) produkuje mniej kwasu mlekowego co pozwala mu wolniej się męczyć to jest spoko.


Dwa sympatyczne źródła:
Fact check od Demagoga
Dawid Myśliwiec dłużej, bardzo merytorycznie