niedziela, 30 grudnia 2018

Nauka o klimacie - recenzja

Jeśli mieszkasz na Ziemi, to jest to książka dla Ciebie. Zmiany klimatyczne tyczą się wszystkich. Kiedyś miały dotknąć głównie naszych wnucząt, później dzieci, ale dotykają już dziś ludzi w różnych częściach świata. Naukowcy o problemie mówili od lat, kiedy rozwiązania mogły być całkiem bezbolesne a wręcz bardzo korzystne. Wiecie, że dziura ozonowa się zmniejsza? Dało się. Zareagowaliśmy szybko i zgodnie.

Niestety teraz nie ma już “bezboleśnie”. Dekady zaniedbań, a wręcz dolewania oliwy do ognia sprawiły, że łatwo już nie będzie. Podobnie z wiedzą na ten temat. Może pod koniec lat 80tych wystarczyło wiedzieć, że freon używany w lodówkach, dostaje się do atmosfery i niszczy ozon. Oraz, że to źle i trzeba dać sobie spokój z freonem. Teraz jednak żyjemy w wieku informacji, który okazał się też wiekiem dezinformacji. Niemal dowolny dialog o zmianach klimatycznych zawiera niezwykle skrajne, zaprzeczające sobie stwierdzenia. Jak sobie z tym radzić?

Na szczęście stanowisko naukowców jest zgodne. Prawa fizyki nie ulegają zmianie. Fakty są obiektywne. Miło mi powiedzieć, że Nauka o klimacie pokazuje to w pełnej krasie. To nie jest prosta i krótka książka. To książka, którą powinien przeczytać każdy. Jest pękata i wypasiona. Systematycznie, skrupulatnie i przystępnie (!) rozkłada temat na części pierwsze. Wyjaśnia mechanizmy “maszyny klimatycznej” od najbardziej fizycznych podstaw, tłumaczy jak działały zmiany klimatu w przeszłości, co je napędzało i jak klimat zmienia się dziś i co napędza te współczesne zmiany.

Nauki o klimacie nie musicie czytać od deski do deski. Natomiast możecie w każdym punkcie powiedzieć “sprawdzam”, zerknąć w źródła. Jeśli cokolwiek w kwestii zmian klimatycznych jest niejasne albo chcecie rozwiać czyjeś wątpliwości, ta książka przyjdzie Wam z pomocą. Na potwierdzenie prezentuję kilka przykładów które mnie ujęły.

Niektórzy próbują zrobić wrażenie w dyskusji dzięki sztucznej pokorze. Ludzkość ma być niby niezauważalna w skali planety i to na “zdrowy rozsądek” niemożliwe, żebyśmy mogli mieć wpływ na klimat. Teraz wyobraźcie sobie, że każdego dnia puszczamy z dymem taką baryłkę ropy. Trzysta sześćdziesiąt pięć takich w roku. Choć jeśli mamy być dokładni to każdego dnia baryłka jest jeszcze większa niż dzień wcześniej.

Choć powtarzamy jak mantrę, że klimat i pogoda to różne rzeczy, to niektórym to nie pomaga. Wśród naszych polityków nie brak takich, którzy śnieg zimową porą uznają za “argument” w klimatycznej debacie. Żaden klimatolog nie twierdzi, że zim nie będzie. Chociaż pogoda ulega zmianom, śnieg nie stanie się dla nas czymś egzotycznym. Będzie go mniej, częściej zagrożą nam fale upałów takie jak ta, która w 2003 roku doprowadziła do śmierci 50 tysięcy osób w Europie. Zmiany klimatyczne to nie tylko ocieplenie, to również destabilizacja klimatu. Fantastycznie oddaje to grafika obok. W miarę wąski “dzwon Gaussa” sprzed raptem półwiecza nie tylko przesuwa się w kierunku ekstremalnego ciepła ale robi się coraz szerszy. Temperatury są mniej stabilne, mrozy wciąż się zdarzają, ale coraz więcej jest dni ciepłych lub bardzo ciepłych. Dlaczego to nie jest dobrze ani dla świata ani dla Polski - również dowiecie się z książki.

W pewnym sensie pocieszyła mnie grafika ukazująca emisje per-capita. Można z niej wyczytać, że w krajach rozwiniętych emisje przypadające na mieszkańca nie galopują w górę, tak jak można by sobie to wyobrażać. Oczywiście nie jest to w pełni uczciwe, bo np. uczyniliśmy z Chin światową fabrykę, więc za wielką część “ich” emisji odpowiadamy my, kupując ich produkty (dla czytelności pominąłem tu też wykres, pokazujący skumulowane emisje, gdzie zobaczyć można, że nawet tak liczone, całe dotychczasowe emisje Chin to to niecałe 17% tego co wyemitowały USA). Mimo to widzę tu promyczek nadziei, że zastąpienie dotychczasowych technologii bezemisyjnymi, może być skutecznym (choć niewystarczającym) elementem walki ze zmianami klimatu.

Z trudem ograniczyłem się do tych trzech przykładów i nie prezentuję jak pięknie Nauka o klimacie pokazuje, jak dewastująco wypadają współczesne zmiany klimatyczne w porównaniu z historycznymi (nokautując argumenty typu “no przecież klimat zmieniał się zawsze”), ani że modele klimatyczne albo pokrywają się z naszymi obserwacjami, albo wręcz są zbyt łagodne (wytrącając argumenty osobom poddającym w wątpliwość ich wiarygodność lub mówiących o sianiu paniki). Jednym z moich ulubionych fragmentów jest też długa lista warunków koniecznych, by zajmujący się klimatem naukowcy byli w błędzie.

W 2017 Marcin Rotkiewicz napisał W królestwie Monszatana, książkę kompletnie inną od tej, ale też wyczerpującą pewien temat. Uważam, że Nauka o klimacie powinna znaleźć się na Waszej półce tuż obok. Szczególnie jeśli macie, lub planujecie mieć dzieci oraz nie jest Wam bliska maksyma “po nas choćby potop”. Ja sam wracałem do książki i wertowałem ją kilkukrotnie, nie tylko na potrzeby tej recenzji.



Dziękuję autorom za egzemplarz książki, który już okazał się przydatny, tak jak za niejednokrotne konsultacje merytoryczne i cierpliwe odpowiedzi na pytania na przestrzeni kilku ostatnich lat.


Grafiki pochodzą z książki Nauka o klimacie, wykorzystane za zgodą autorów.
Bibliografia do grafik:
"Baryłka" - BP Statistical Review of World Energy June 2018, BP global
"Gauss" - Hansen, J. i in., Global Temperature in 2015, CSAS El Columbia, 2016
"Emisje per capita" BP Statistical Review of World Energy June 2018, BP global; World Population Prospects: The 2017 Revision, POP1-1: Total population (both sexes combined) b region, subregion and country, annually for 1950-2100 (thousands), UN DESA






2 komentarze:

  1. Będę polecać, aczkolwiek nie wiem, czy nieprzekonanych (czy raczej kontrprzekonanych ;) ) cokolwiek przekona, nawet wiarygodne źródło, bo przecież wykres to sobie może każdy w excelu zrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieprawda. Oryginalnego wykresu czy modelu (z odniesieniami do źródeł naukowych) nie da się podrobić.

    OdpowiedzUsuń