czwartek, 8 września 2016

Nieciekawie o ciekawym

Niesiony nostalgią do Krakowa wpłynąłem na warszawskich przestwór ulic. Przy jednym z przystanków trafiłem na sporej wielkości głaz, a przy nim obiecująco wyglądającą tablicę. Na tejże, zielona syrenka wypina dumnie biust i poleca zakochanie się w Warszawie. No dobra syrenko, myślę sobie, pokaż co tam masz…

Chyląc głowę nad sztychałem, niespodzianie przeczytałem bełkot, jakby ktoś leniwym palcem klepał chałturę po dniach. Bo jak tu inaczej opisać to co znalazło się pod szkłem? Może to copy-pasta ze specjalistycznej literatury dla geologów, może to eksperyment - próba wywołania narkolepsji u czytelnika. Na pewno jednak nie jest to tekst dla przypadkowego przechodnia.

Geografia nigdy nie była moją specjalnością, tym bardziej geologia, ale wydaje mi się, że jakieś tam pojęcie o podstawach mam. Może zamysł autora był taki, by pokazać jak bardzo czytelnik “się nie zna” i zaimponować bujną terminologią. Jeśli tak, to sukces jest pełen, pod zdjęciem znajdziecie transkrypcję:


Głaz narzutowy zbudowany ze skały metamorficznej - ciemnego gnejsu biotytowego o strukturze granolepidoblastycznej, średnioblastyznej oraz gruboziarnistego różowego granitu biotytowego tworzącego w obrębie gnejsu żyły oraz nieregularne masy. Pod względem cech makroskopowych skała jest zbliżona do gnejsu migmatycznego z Halmstad (wiek metamorfizmu ok. 1440-900 mln lat temu), choć bardzo prawdopodobne, że głaz dotarł na Mazowsze z innego, trudnego do bliższego określenia regionu tarczy bałtyckiej (Fennoskandia).

W gnejsie widoczne są makroskopowo duże ilości blaszek czarnego biotytu, któremu towarzyszą jasnoróżowe kryształy plagioklazu o prostokątnym lub kwadratowym zarysie (ok. 0,5 cm długości) i podobnej wielkości kryształy szarego kwarcu. Strefy zbudowane z gruboziarnistego granitu składają się z różowo-czerwonych kostkowych kryształów skalenia potasowego (ok 2-3 cm) średnicy oraz nieco mniejszych kryształów szarego kwarcu i pojedynczych skupień blaszek biotytu.

Gnejsz powstał z przekształcenia skały wyjściowej (tzw. protolitu) pochodzenia magmowego w temperaturach między 550’C a 700’C, przy ciśnieniu nie mniejszym niż ok. między ok. 4 a 9 kbar. Odpowiada to facji amfibolitowej.

Głaz należy do najgrubszej frakcji osadów polodowcowych pozostawionych na Mazowszu przez lądolód skandynawski pod koniec plejstocenu środkowego w czasie zlodowaceń środkowopolskich (zlodowacenie Odry oraz stadiał Warty tego zlodowacenia) - między ok. 200 tys. a 130 tys. lat temu.

Jest coś butwiejącego w popularyzacji warszawskiej. Amfibolitowa - sramfibolitowa! Pod koniec lektury byłem autentycznie wściekły. Miałem pretensje do autorów za język, nadzorców za puszczenie takiego bubla, grafików za nijakość mapki, a nawet do syrenki, że cycki ma za małe.

Żarty i kaleczenie poezji na bok. Jeśli twórcom chodziło o możliwie najbardziej suchy, nieangażujący, nudny i niedziałający na wyobraźnię opis, to odnieśli sukces. Jeśli jednak chcieli wywołać jakieś emocje, zainteresowanie, zrobić wrażenie na czytelniku, lub uświadomić mu z czym obcuje, to dało się to zrobić lepiej.

Dobra popularyzacja i komunikacja nauki polega na prostym przekazie, na braku protekcjonalnego tonu i na opowiadaniu angażujących historii. Jak więc można by stymulować przechodnia czekającego na autobus do pracy?

Po pierwsze, tekst niby coś tam wspomina o pochodzeniu głazu i jak się dostał na obecne miejsce, jest też mapka, ale żadna z tych informacji nie przykuwa uwagi. Dlaczego nie napisać, że ten ważący nie-wiem-ile głaz (na tablicy podano wymiary, które można ocenić na oko, nie podano jednak potencjalnie najciekawszego - masy), został tu przeniesiony przez pokrywę lodową grubości kilkuset metrów (na północy grubość lodu w czasie zlodowacenia sięgała nawet czterech kilometrów), która przykryłaby i zmiażdżyła całą stolicę? Czemu nie wspomnieć, że kiedy wspomniany lód leniwie niósł ten głaz na odległość około siedmiuset kilometrów (jak to możliwe, że jest mapka a nie podano odległości?!), anatomicznie współczesny człowiek dopiero zaczynał ekspansję z Afryki, by wkrótce zdominować inne gatunki takie jak neandertalczyk i homo erectus.

Tablica wspomina, że sam głaz powstał między półtora miliarda a dziewięciuset milionami lat. Co to znaczy?! To znaczy, że powstał w okresie w którym życie na Ziemi wkroczyło na poziom wielokomórkowy i wykształciło mechanizm rozmnażania płciowego, który poskutkował eksplozją ewolucji dzięki różnorodności. Ciśnienie między 4 a 9 kbar? Co to znaczy?! To znaczy, że to co leży obok warszawskiego przystankowicza (i zalega tam od 100-200 tysięcy lat), powstało pod ciśnieniem większym niż to panujące na dnie Rowu Mariańskiego miażdżonym przez dziesięciokilometrowy słup wody. Ciśnienie to można porównywać z tym panującym w komorze karabinu po naciśnięciu spustu lub z ciśnieniem wody w przemysłowych przecinarkach typu water jet.

Sami oceńcie, co bardziej ruszyłoby przypadkowego przechodnia.


5 komentarzy:

  1. To wydaje sie dosc powszechne i ja, jako ktos kto czasami wpada w taki zargon mam teorie, ze to dzieje sie glownie z dwoch powodow:

    1. przebywanie w bance akademicko-technologicznej gdzie powyzszy opis to w sumie abstrakt postera - zwiezly, dokladny i skierowany do paleoglacjologow, ktorych wiedza nie wymaga zeby taka tabliczka wchodzila w zbedna opisowosc bo jest zupelnie oczywiste, ze 9 kbar powoduje, ze drozelklapa nie ryksztosuje i jezeli tego nie wiesz to W. Pauli opisalby taka osobe slowem Dummkopf ;) Ta tabliczka to niezly przyklad takiego scenariusza.

    Powod 2. IMO to cos, co pojawilo sie stosunkowo niedawno (a przynajmniej rozpanoszylo za sprawa FB) czyli pop-pseudoscience, kiedy ludzie nie majacy wiekszego pojecia o czym pisza uzwyaja czegos jak generator cytatow Deepaka Chopry czy Food Babe. To akurat nie jest widoczne na tej tabliczce ale przepustowosc FB pozawala na opisy "krysztalow wibrujacych na czestotliwosci 30 PHz pozwalajacej na wejscie w stan theta" (zapewne wskute napromieniowania sie promieniami Rentgena).

    Napisawszy to zdalem sobie sprawe, ze moze isteniec powod 3. jako mieszanka 1.i 2. - nieco prawdy, nieco BS - takie Dipakoczoprowanie Plus - bardziej niebezpieczne bo wymagajace meczacej analizy i odsiania BS od faktow i faktoidow :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam jeszcze jedno miejsce, które w podobny sposób "zachęca" do geologii, Muzeum Geologiczne PIG-u w Warszawie. Wszystkie tablice są napisane w taki sam sposób jak ta w tekście.

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdopodobnie tablicę opracowywał ktoś, kto na geologii się nie zna. Przepisał po prostu definicję skały tego rodzaju z jakiegoś podręcznika, bez rozumienia o co chodzi, bo tak było prościej i szybciej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nauka opiera się na matematyce, a o matematyce uczniom już w szkole się kłamie.
    Dajmy dzieciakowi z potencjałem na najlepszego chirurga świata w rękę cegłę i powiedzmy, że to skalpel, a będzie uważał się za niezdolnego do chirurgii i poszuka sobie innego zajęcia. W matematyce też jest taka cegła: Znak „=”.
    Uczniom wyjaśnia się, że matematyka jest jednoznaczna, logiczna i precyzyjna, więc też tak do niej podchodzą. Ale w środku każdego równania jest znak niechlujny, twierdzący, że kamień to jednocześnie ten sam kamień, inny, taki sam kamień, wszystkie kamienie świata, ten sam kamień, ale jednocześnie cały i rozbity na kawałki, cały, ale złożony z kawałków innych kamieni... Nic dziwnego, że ich mózgi wrzeszczą, „DOES NOT COMPUTE!” i się zawieszają.
    By zrozumieć matematykę, trzeba umieć selektywnie zgłupieć grubo ponad przeciętną, a uczniom dyktuje się metodę wprost przeciwną. Nic dziwnego, że od nauki uciekają, jak od ognia piekielnego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten sam żargon spoziera z tablic w Kieleckim Centrum Geoedukacji (a w każdym razie było tak trzy lata temu - może coś się pod tym względem zmieniło). Tym gorzej, bo w zamyśle mają to czytać dzieci...

    OdpowiedzUsuń