Od jakiegoś czasu fani SpaceX czekali na coś, czego nagle i niespodziewanie dokonała dzisiaj zupełnie inna firma. Oczywiście można mieć pewne zastrzeżenia do tego jak wyglądał sensacyjny lot rakiety New Shepard, ale ponad wszelką wątpliwość dokonali czegoś niezwykłego a Elon Musk może mieć wreszcie godną konkurencję w kosmicznym biznesie. Zanim omówimy wątpliwości i porównamy SpaceX z Blue Origin, zobaczmy filmik z lotu:
Czemu mamy przełom? Bo po raz pierwszy rakieta wyniosła ładunek (nawet jeśli była to pusta kapsuła) w kosmos i wróciła w całości na ziemię, potencjalnie gotowa do zatankowania i kolejnego lotu. SpaceX tak wytrwale dąży do tego by używać swoich rakiet wielokrotnie, bo w kolosalny sposób zmniejszy to koszty lotów kosmicznych. Paliwo stanowi kilka procent ceny pojazdu. Wyobraźmy sobie ile kosztowałby przejazd taksówką gdyby każdorazowo trzeba było płacić za cały samochód. Nawet przy współczesnej produkcji seryjnej. A tak wygląda dzisiejszy transport kosmiczny.
Wstępne prototypy Elona Muska - Grasshoppery latały na wysokość około kilometra, po czym ładnie siadały na platformie. Ta technologia ma pozwolić na podobny trik pierwszemu członowi rakiet Falcon. Niestety do tej pory się to nie udało przy dwóch próbach. Liczę na sukces za trzecim razem. Tymczasem (Anglik powiedziałby “out of the blue”) mało znana firma nagle pokazała w pełni odzyskiwalny lot całej rakiety.
OK, więc skąd zastrzeżenia? Po pierwsze można mieć wątpliwości czy Blue Origin pokazało coś więcej niż testy Grasshoppera z 2013 roku. Moim zdaniem tak. Nawet jeśli to podobne osiągnięcia to jednak New Shepard spadał swobodnie z wysokości ponad 100 km i uruchomił silnik na wysokości półtora kilometra po czym pięknie osiadł w punkcie startu. Tu jednak kryją się dwa haczyki. Pierwszy to te 100 km. Owszem, to jest umowna granica kosmosu i tak jak pokazuje promocyjny fragment animacji 3D - pozwoli to na wrażenie nieważkości i krótką wizytę “w kosmosie”. Jednak w przypadku komercyjnych lotów jakie od kilku lat zapewnia SpaceX nie wystarczy ani 100 km wysokości, ani pionowy start. By umieścić coś na stabilnej orbicie należy cały ładunek wynieść wysoko i nadać mu prędkość orbitalną. Dlatego choć rakiety startują pionowo, to szybko “zakręcają”. Z tego też powodu, mimo że Falcony startują z Cape Canaveral, to pierwszy człon ma za zadanie wylądować na barce pływającej po oceanie kilkaset kilometrów na wschód od brzegu.
Dlatego, choć jak wspominam SpaceX chyba doczekało się prawdziwej konkurencji, nie sądzę by Elon Musk miał dziś problemy z zaśnięciem. Myślę, że dziś wszyscy wygraliśmy.
Czemu mamy przełom? Bo po raz pierwszy rakieta wyniosła ładunek (nawet jeśli była to pusta kapsuła) w kosmos i wróciła w całości na ziemię, potencjalnie gotowa do zatankowania i kolejnego lotu. SpaceX tak wytrwale dąży do tego by używać swoich rakiet wielokrotnie, bo w kolosalny sposób zmniejszy to koszty lotów kosmicznych. Paliwo stanowi kilka procent ceny pojazdu. Wyobraźmy sobie ile kosztowałby przejazd taksówką gdyby każdorazowo trzeba było płacić za cały samochód. Nawet przy współczesnej produkcji seryjnej. A tak wygląda dzisiejszy transport kosmiczny.
Wstępne prototypy Elona Muska - Grasshoppery latały na wysokość około kilometra, po czym ładnie siadały na platformie. Ta technologia ma pozwolić na podobny trik pierwszemu członowi rakiet Falcon. Niestety do tej pory się to nie udało przy dwóch próbach. Liczę na sukces za trzecim razem. Tymczasem (Anglik powiedziałby “out of the blue”) mało znana firma nagle pokazała w pełni odzyskiwalny lot całej rakiety.
OK, więc skąd zastrzeżenia? Po pierwsze można mieć wątpliwości czy Blue Origin pokazało coś więcej niż testy Grasshoppera z 2013 roku. Moim zdaniem tak. Nawet jeśli to podobne osiągnięcia to jednak New Shepard spadał swobodnie z wysokości ponad 100 km i uruchomił silnik na wysokości półtora kilometra po czym pięknie osiadł w punkcie startu. Tu jednak kryją się dwa haczyki. Pierwszy to te 100 km. Owszem, to jest umowna granica kosmosu i tak jak pokazuje promocyjny fragment animacji 3D - pozwoli to na wrażenie nieważkości i krótką wizytę “w kosmosie”. Jednak w przypadku komercyjnych lotów jakie od kilku lat zapewnia SpaceX nie wystarczy ani 100 km wysokości, ani pionowy start. By umieścić coś na stabilnej orbicie należy cały ładunek wynieść wysoko i nadać mu prędkość orbitalną. Dlatego choć rakiety startują pionowo, to szybko “zakręcają”. Z tego też powodu, mimo że Falcony startują z Cape Canaveral, to pierwszy człon ma za zadanie wylądować na barce pływającej po oceanie kilkaset kilometrów na wschód od brzegu.
Dlatego, choć jak wspominam SpaceX chyba doczekało się prawdziwej konkurencji, nie sądzę by Elon Musk miał dziś problemy z zaśnięciem. Myślę, że dziś wszyscy wygraliśmy.