poniedziałek, 7 lutego 2011

Skyline

Paul Ruskay – Swarmer Battle Music

Uwaga! Groźba kradzieży. Bo jak inaczej nazwać branie ~20 zł za podsuwanie ludziom pod nos takiego gówna?

Skyline, jeśli jeszcze ktoś tego nie wie, to odprysk produkcyjny z Battle: Los Angeles. Bracia Strause zawodowo zajmują się efektami specjalnymi. Niestety raz ktoś postanowił dać im szansę i tak powstał spaprany AVP:R. Następną szansę uchwycili sami. Producenci Battle: Los Angeles rozpruli kieszeń z kapuchą, a braciszkowie postanowili, że w tak zwanym międzyczasie, korzystając z materiałów zrobionych na potrzeby B:LA wyczarować swój własny film o inwazji kosmitów na Ziemię. W krótkim czasie z aktorami z TV lub w ogóle jakimiś nie znanymi, bez pomysłu, bez scenariusza i bez umiejętności. Tak powstał drugi film braci Strause - Skyline

Rzecz zaczyna się od hiper-genericowego pierwszego aktu. Trochę młodych nieciekawych aktorów bez umiejętności i emocji udaje, że budują jakieś relacje, czy wątki, które pozwolą przeciągnąć film przez drugi i trzeci akt. Mieszkanie, imprezka, ojej jestem w ciąży, ojej jesteś w ciąży, ojej bardzo to przeżywam, dalszy ciąg imprezki. Nie ma emocji, fabuły ani nawet cycków. Ale nareszcie pojawia się nadzieja – drewno aktorskie idzie spać, a na scenie pojawiają się komputerowi kosmici. Niestety nie robi się lepiej i ładne (choć bezczelnie wtórne) designy obcych nie ratują sprawy.

Jednym z istotnych pytań, które nurtują widza przy takim filmie brzmi – po co? Dlaczego obcy fatygują się lata świetlne, żeby detalicznie eliminować ludzi? Dla naszych mózgów! Tak, obcy chcą naszych mózgów. Nie jako komputerów. Jako łatek. Mówię zupełnie serio – jest taka scena, w której obcy o waginalnej paszczy w wyniku potrącenia przez samochód ma dzurę w swoim niby mechanicznym, niby biologicznym ciele. Robi się z tego powodu trochę kaprawy, wyrywa człowiekowi mózg (który zaczyna świecić, ot tak) i zakleja nim (po przez zwykle wetknięcie) dziurę w swoim ciele. I od razu robi się zdrowy. Proceder wyrywania mózgów pojawia się niejednokrotnie i wyraźnie widać, że wszystko poza świecącymi mózgami, jest odrzucane jako zbędne.

Jeśli idzie o gromadkę głównych bohaterów to ich rozterki koncentrują się na tym czy mają siedzieć w mieszkaniu, czy uciekać. Raczej siedzą, ale nie zawsze. Porównywalny poziom dialogów i decyzji, ale za to krótki i zabawny znajdziecie tutaj. Poza tym czas mija im na nic nierobieniu, kaprawych dialogach i zerkaniu przez okno, jak amerykańskie chłopce biją się z kosmitami.

Jako, że szkoda marnować nawet kilka bajtów na łączach na pisaninę o tym szajsie, postaram się jakoś podsumować tą katastrofę. Skyline to tania fuszera, z debilnym scenariuszem, rozgrywająca się w 2-3 lokacjach. Całość jest fatalnie zagrana, wyreżyserowana, razi głupotą i nijakością a co gorsze, nie jest pozbawiona jakiś niezrealizowanych ambicji. Jakby tego było mało otwarte zakończenie sugeruje, że bracia byli tak zachwyceni swoim kupsztalem, że marzył im się $equel.

3/10 jakby ktoś pytał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz