niedziela, 19 czerwca 2011

Super 8

Village People - In The Navy - hicior w 1979.

W Polsce jak na moje oko nie udzielił się ten ogromny hype, który towarzyszył produkcji i promocji filmu w Stanach. I dobrze, bo ja po początkowej obojętności na ostatniej prostej nakręciłem się bardzo na film roku. Nie mogę powiedzieć, żebym był rozczarowany, ale Super 8 czegoś zabrakło.

W dalszej części notki będzie pewien spoiler, ale tylko dla tych, którzy nie widzieli zwiastuna. Tyle w temacie dupochronu. Super 8 to historia niesamowita, rozgrywająca się w małym amerykańskim miasteczku w roku 1979. Głównymi bohaterami jest grupka lokalnych dzieciaków, próbujących nakręcić własny film. Całość jest utrzymana w oldskulowym stylu. Powiedziałbym wręcz, że dzieło J.J. Abramsa (reżyseria i scenariusz) wręcz ocieka stylem Stevena Spielberga (produkcją).

Nie dajcie się jednak zmylić – Super 8 nie jest hołdem. Może czasem mrugnie okiem do widza, jednak stoi na własnych nogach, nie jest przesycony nawiązaniami. Zamiast tego oferuje nastrój i skupia się na postaciach. Nie jest długim popisem efekciarstwa – zamiast tego mamy klika scen, które imponują na wielkim ekranie i pokazują, że budżet nie poszedł na marne. Całość sprawnie balansuje pomiędzy filmem SF, dreszczowcem i filmem przygodowym.

Jestem zachwycony rolami dziecięcymi. Nie dość, że dobrze zagrane to jeszcze dobrze napisane. To dzieci, ale nie zachowujące się dziecinnie czy wprost debilnie. Nie brakuje chwil śmiechu i powagi. Kupuję w pełni historyjkę i całą bandę. Raz jeszcze upewniam się, że dobra ekranizacja Gry Endera jest możliwa (ale pewnie nigdy nie powstanie). Zdumiewające, że w letnim blockbusterze ktoś miał jaja, by położyć główny nacisk na postacie i emocje. Miłość, przyjaźń, strata – nawet nie brak tu lekkiej tandety czasem ocierającej się o łopatologię, to i tak wielu współczesnych powinno się uczyć od Abramsa. To coś, co po kraksie pociągu zaczyna grasować po mieście jest tu tylko dodatkiem, czy może raczej uzupełnieniem.

Scenariusz konstrukcyjnie jest bliski ideałowi jest wyraźny temat – pogodzenie się z tym co gotuje nam życie, bohaterowie po przejściach, wydarzenia pozwalają się im z nimi rozliczyć, są postaci, które można zapamiętać i polubić. Niestety w szczegółach jest już słabiej. Jak wspomniałem było trochę łopatologii, czasem brakuje logiki, niekiedy na powierzchnię przebija się schematyczność – np. co określoną ilość minut na ekranie musi się „pojawić”, to-coś-z-pociągu. Czemu cudzysłów? Dlatego, że Super 8 w cudowny sposób, pomimo takiej możliwości nie ukazuje nam tajemniczej istoty tak długo jak to tylko możliwe.

Nie pamiętam kiedy ostatnio w tak atrakcyjny, sposób ukrywano tajemnicze coś na wielkim ekranie. Działa to kapitalnie i trudno nie oglądać tego z uśmiechem na ustach (szczególnie w scenie na stacji benzynowej). Szkoda, że ostatecznie designerska robota okazała się dość rozczarowująca. Ogólnie zbliżając się do podsumowanie powiem tak – Super 8 jest wzorową rzemieślniczo robotą, w stylu który niestety przepadł w ostatnich latach. Niestety brakuje mi w nim czegoś, jakiegoś elementu, który urwał by mi głowę, całkowicie zachwycił i oczarował. Obawiam się, że po filmie pozostanie mi jedynie bardzo dobre ogólne wrażenie świetnego powrotu do starego kina.

Zachęcam wszystkich – młodych i starych do wizyty w kinie. To film w Spielbergowskim stylu – historia niesamowita, brawurowa i straszliwa, a jednocześnie nie podpierająca się czyimś dorobkiem. Absolutnie nie jest to kopiowanie czegokolwiek. Niestety czasem razi brakiem logiki. Tyczy się to zarówno realizacji (zawiązaniem filmu jest niebywale widowiskowa kraksa pociągu, która jednocześnie razi absurdem) jak i pewnych wydarzeń czy zachowań. Super 8 serwuje nam wzorową robotę jeśli idzie o przekonujące role i postaci dziecięce. Na końcu została mi mieszkanka satysfakcji, że zobaczyłem tak solidny i dojrzały film, kłócącą się z poczuciem lekkiego niedosytu.

Liczbowo – 8/10

PS. Polecam nie być durniem takim jak ja i nie wychodzić zbyt wcześnie z kina i zostać na napisach.

3 komentarze:

  1. Rozczarował mnie przeskok z potencjalnie świetnego dreszczowca w stylu Kinga do kina familijnego i obrzydliwie spielbergowskiego finiszu. Według mnie to E.T. 2. A mogłoby to być coś o wiele fajniejszego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Teaver :)

    A ja powiem tak - byłem tylko po zwiastunie, nie czytałem spoilerów, i jako że w zwiastunie była scena jak dzieciaki idą a przed nimi lewitują samochody, to w czasie seansu zrobiłem sobie pewną konstrukcję.
    Mianowicie stwierdziłem, że ta kostka pewnie da im supermoce - tak jak murzyn był w stanie przeżyć kraksę no i miał jakąś więź z kosmitą, to później (szczególnie jak kostka wystrzeliła przy nich) byłem święcie przekonany, że dostaną supermoce i w finale będą dzieciaki kontra wojsko :D

    Anyway - rozczarowanie to mocne słowo, ale generalnie czegoś mi w tym filmie zabrakło.

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja wogole nie wiedzialem o czym to jest - nie widzialem plakatow ani zwiastunow. Sam tytul + kraksa pociagu (no i wczesniej jakis zdanie z telewizji w filmie o problemach w elektrowni jadrowej) przekonalo mnie, ze to bedzie film o superbohaterach :)

    A tak to Goonies + E.T. - fajnie, przyjemnie sie ogladalo, ale brakowalo jakiegos wplywu dzieciakow na zdarzenia zwiazane z kosmita... Wszedzie mnostwo zahaczek a zadna nie wykorzystana:
    -film z nakrecona katastrofa - w sumie bez znaczenia dla filmu
    -kostka - powibrowala sobie ze dwa razy i odleciala
    -dokumenty doktora - znalezli, obejrzeli i tyle...

    Czegos zdecydowanie zabraklo
    -

    OdpowiedzUsuń