Iron Man intro - baja jak baja, ale ta muzyczka...
Tak wiele mogło pójść źle. Avengers to ukoronowanie romansu Marvela z Hollywood. Joss Whedon
wziął się za łeb z niesamowitym wyzwaniem, stawił czoła gargantuicznym
oczekiwaniom i wyszedł z tego starcia z tarczą. Jestem absolutnie przekonany,
że nikt inny nie sprawdził by się lepiej niż on. Otrzymaliśmy gigantyczne,
niemal dwu i pół godzinne widowisko, blockbuster jakiego nie było od dawna.
Choć to prosta historia o tym, jak grupa
superherosów broni Ziemi przed kosmitami, to scenariusz zasługuje na ogromne
pochwały. Joss Whedon i Zak Penn przekroczyli moje wszelkie oczekiwania. Nie
tylko każdy bohater ma dla siebie miejsce. Nie tylko nie kradną sobie scen i
uwagi (tu również pochwała dla aktorów, ale to za chwilę). Nie tylko każdy ma
swoje pięć minut. Oj nie. W tym filmie wszyscy mają wielokrotnie swoje pięć
minut. I to nie tylko sami Avengers. Oprócz nich okazje do wykazania się ma
również Nick Fury, Agent Coulson, nowa postać w szrankach S.H.I.E.LD. - Maria
Hill, oraz Loki. Ekranowa chemia jest doskonała a dialogi iskrzą. Czuć tu rękę
twórcy Firefly. Bohaterowie
występują w różnych konfiguracjach, jest współpraca, są tarcia…
Pierwszym zaskoczeniem był Hawkeye, który podobnie
jak Czarna Wdowa nie miał wcześniej swojego własnego filmu (krótkiego cameo w Thorze nie liczymy). Jeremy Renner został sprawnie wpleciony w historię, a jego
łuk i strzały nawet nieźle wypadają w towarzystwie gigantów, półbogów i innych
Iron Manów. Scarlett Johansson choć nie miała swojego filmu, wystąpiła w Iron Manie 2. Tym razem jednak nie
tylko ładnie wygląda i ładnie się bije,
ale zaprezentuje się również jako bohaterka mająca swoją przeszłość i zawsze
kontrolująca sytuację.
Wielką (dosłownie i w przenośni) niewiadomą był
Hulk. Po seansie mogę powiedzieć, że Mark Ruffalo stworzył najlepszego Hulka do
tej pory i nie mogę się doczekać na to by ponownie go zobaczyć w tej roli.
Również pod postacią zielonego monstrum ma lepsze sceny niż w dwóch poprzednich
filmach razem wziętych. Fantastycznie wypadają również jego relacje z Tonym
Starkiem i momentami z Thorem. Chris Evans dokonuje rzeczy niezwykle trudnej.
Jego Kapitan Ameryka ponownie wzbudza sympatię i mimo bycia ekstremalnym
harcerzykiem i nadętym sztywniakiem jest w tym zupełnie przekonujący. Kwestie
które powinny uderzać sztucznością i okropnym patosem przychodzą mu naturalnie.
Spore obawy budził Iron Man – najbardziej charyzmatyczny
superbohater, zakochany w sobie Tony Stark mógł łatwo zagarnąć czas ekranowy
innych i grać pierwsze skrzypce. Jednak Robert Downey Jr. i scenarzyści zachowali się
odpowiedzialnie i sprawnie, dzięki czemu ten bohater pozostaje sobą, ale nie
odbywa się to kosztem innych. Choć obiektywnie patrząc to właśnie jemu przypada
najwięcej interakcji z innymi członkami drużyny. Jeśli jednak miałbym wybrać
jednego członka Avengers na wypad na piwo, wciąż byłby to Thor. Świetnie go
zobaczyć w rewelacyjnym filmie a nie jakiejś plastikowej kupie. Bóg
piorunów zdecydowanie dodaje iskier całej drużynie.
Jak się już domyśliliście Thor nie należy do moich ulubionych filmów. Dlatego nie byłem nader
zadowolony, gdy usłyszałem, że wymoczek Loki będzie głównym łotrem w Avengers. Tymczasem powracający w tej
roli Tom Hiddleston wypada kapitalnie. Jest ciekawym czarnym charakterem,
sprytny scenariusz sprawia, że ma w filmie sporo do roboty i do powiedzenia. Raz
jeszcze warto uświadomić sobie, że można było tu dużo spartaczyć. Loki mógł być
załzawioną ciapą na czele armii jednakowych obcych, a w większości filmu pojawiać
się tylko po to, żeby kopnąć pieska lub zaśmiać się złowieszczo. Tymczasem to
świetna i bardzo aktywna postać. Po drugiej stronie barykady stoi Nick Fury.
Wreszcie jako pełnoprawna postać, przesunięta w bardzo interesujący obszar
szarości.
Ta plejada bohaterów nie istnieje oczywiście w
próżni. Ci bohaterowie istnieją na doskonałych zdjęciach, uświetnionych
efektami specjalnymi z górnej półki i w akompaniamencie całkiem udanych (choć
odgrzewanych) partytur Alana Silvestri. Avengersów
potraktowano konwersją z 2D do 3D, która odbyła się jednak bezboleśnie. Raptem
w dwóch scenach mogłem pokręcić nosem (co ciekawe, jedna była 100% CGI,
gdzie konwertować powinno być najłatwiej). Nie ukrywam – chętnie zobaczyłbym ten film w
dwuwymiarze, choć na ogromnym ekranie IMAX.
Avengers to film niemal bezbłędny. Jutro lub
pojutrze biegnę ponownie do kina by zdecydować się, czy podciągnąć ocenę z 9/10
do pełnego 10/10. To idealny blockbuster – prosty, ale niegłupi, pełen silnych
postaci, które nie pojedynkują się o bycie w centrum uwagi. Na początku wybucha
wulkan a potem napięcie rośnie, nie ma ani nudy ani zmęczenia gnającą akcją.
Joss Whedon osiągnął niesamowitą równowagę pomiędzy treścią i akcją,
poszczególnymi bohaterami oraz humorem i powagą. Bardzo możliwe, że mamy do
czynienia z filmem roku.