Filmowe podsumowanie będzie jak zwykle na przełomie stycznia i lutego, dziś jednak drobny przedsmak w postaci listy tych najgorszych filmów roku. Oczywiście z naciskiem na głośniejsze tytuły. W przeciwnym razie wystarczyło by zerknąć co w tym roku zrobiło studio Asylum…
?. Zmierzch – Zaćmienie – Znak zapytania jest tam tylko dlatego, że nie oglądałem filmu. Zmierzch w mękach obejrzałem cały, Zmierzch w nowiu ledwie przetrwałem na podglądzie, po prostu po nastu minutach nie byłem już w stanie tego znieść. Tej części po prostu nie oglądałem, więc bez cienia wątpliwości mogę ją uznać za jeden z najgorszych filmów roku. Tylko dokładnej pozycji nie mogę podać.
4. Starcie Tytanów – Spory hype, świetne trailery zapowiadające fajne filmidło w stylu pop-sandałowym. Mogło być klawo i z przytupem. Ale nie było. Film okazał się całkiem nijaki i bez ikry. Można tu też wspomnieć o 3D-failu, ale po co kopać leżącego. Niestety nawet finałowy występ Krakena nie wynagradza wysiadywania w kinowym fotelu. A mogło być tak pięknie.
3. Alicja – Burtonowski film Burtona. Ten sam styl, ci sami aktorzy, te same burtonizmy na ekranie i elfmanizmy z głosników. O a tam jest Jack Sparrow, czerwona peruka i zielone kontakty mnie nie zmylą. No i Mia Wasikowska, odkrywa niezbadane głębiny aktorskiej nijakości. Pani na dworcu PKP lepiej czyta swoje kwestie. Hmm scena taneczna na koniec? Seriously…
2. Predators – Ten film wygląda jak sesja RPG 13-latka, zrobiona na kolanie, po obejrzeniu Predatora z 1987. To fatalny, nieudolny, głupawy, tandetny remake. Jedyne co jest w nim dobre to muzyka, będąca niemal plagiatem oryginalnej kompozycji. Film zdominowany przez głupotę i gigantyczny nos Adriena „przepraszam, że żyję” Brody’ego.
1. Resident Evil: Afterlife – Nie uczę się na swoich błędach. Już kilka razy oglądałem kolejną część filmu, mówiąc sobie „cóż – gorszy od poprzedniej części być nie może”. WROOOONG!. Nowy Resident to kraplołd szitu, ew. szitlołd krapu. Nie ma tu pomysłu ani scenariusza. Zła reżyseria idzie w parze z kiepskimi efektami wzbogadzonymi debilnymi scenami akcji i mniej więcej 40-minutami slow-mo, którym można by zanudzić na śmierć Zacka Snydera.
To wszystko na dziś drogie dzieci. Teraz możecie spienić się, że oceniam filmy bez oglądania, ew. że skrytykowałem Wasze ulubione filmy. Ostatecznie możecie pobiec do wypożyczalni internetowej, żeby się upewnić, czy te filmy na pewno są takie złe. Adios!