9 listopada to dzień Carla Sagana. Nie byłem pewien co zrobić zamiast zwyczajowego wklejenia Pale Blue Dot, kiedy okazało się, że w ten weekend do kin wchodzi Interstellar. Od pierwszego zwiastuna promowany na bardzo naukowy SF i laurkę dla eksploracji kosmosu. Wydawało się, że to idealny film na taką okazję. Niestety…
Od razu zaznaczam, że mój odbiór filmu w dużej mierze wynika z moich oczekiwań. Te z kolei podyktowane były kampanią promocyjną (na mój gust bardzo skromną w Polsce). Interstellar jest pięknie wykonany i świetnie zagrany; niestety gubi go scenariusz. Choć promowany był jako bardzo realistyczny i przy każdej okazji wspominano o współpracy z astrofizykiem Kipem Thorne, wszystko sprowadza się głównie do ślicznego wyglądu czarnej dziury. Powiedziałbym wręcz, że bracia Nolanowie wytarli sobie gęby nauką. Troszkę w stylu Star Teka - prawdziwe koncepcje naukowe potraktowane kompletnie powierzchownie stanowią wymówkę dla jakiejś bzdury.
Ogólnie nie widziałbym w tym niczego złego. Świetnie bawię się na filmach, które ignorują realizm, gdzie nonsensownie ukazuje się czarne dziury, fizykę i wszelkiej maści technikę. Strażnicy Galaktyki to dla mnie film roku. Zachwalałem też Na skraju jutra, gdzie mamy podróże w czasie. Jednak Interstellar irytowało mnie koszmarkami pod płaszczykiem naukowości.
Filmowa dylatacja czasu działa bardzo niekonsekwentnie. Czas płynie normalnie, chyba, że przekroczymy jakąś scenariuszową granicę bezsensu, gdzie upływ czasu ulega zmianie. Żadnej liniowości. Dysk akrecyjny wokół czarnej dziury wygląda pięknie na IMAXowym ekranie, kiedy jednak się do niego zbliżymy okazuje się tylko ładnym obrazkiem. W rzeczywistości materiał spadający na czarne dziury krąży po bardzo ciasnych, niemal kołowych orbitach. Niewyobrażalnie silne pole grawitacyjne rozszarpuje materię w spłaszczony pierścień plazmy, rozgrzanej przez tarcie do temperatury milionów stopni. Poza światłem widzialnym, pierścienie wokół czarnych dziur emitują również promieniowanie rentgenowskie. W takich warunkach trudno byłoby nacieszyć się widokiem.
Interstellar bardzo nierówno serwuje widowni wyjaśnienia w pewnych sytuacjach. Bardzo łopatologicznie tłumaczy (ołówkiem i kartką papieru, w ilu filmach już to widzieliśmy...) jak działa tunel czasoprzestrzenny czy kilka innych koncepcji, nie wyjaśnia natomiast niekoniecznie oczywistych konsekwencji dekompresji bez uszczelnienia śluzy. Nie pojmuję też czemu humorystyczne “prawo Murphy’ego” w filmie zostało kompletnie przekręcone i zamienione na kompletny nonsens (szczególnie biorąc pod uwagę, że nie jest to szczególnie istotne dla fabuły).
Jeśli jednak komuś nie przeszkadza powyższe, może odczuć irytację, kiedy rzekomy naukowiec zaczyna opowiadać frazesy o tym, jak miłość przezwycięża czas i przestrzeń i w ogóle do diabła z naukową kalkulacją, kierujmy się emocjami. Zachowania bohaterów też nie raz rozmijają się z logiką, a obce planety są dziwne dla dziwności. A nawet nie wspomniałem (i nie wspomnę) od czego mocniej posiwiałem w trzecim akcie filmu.
W Interstellar nie ma podniosłości, nie ma atmosfery odkrycia. Jest desperacja, szantaż emocjonalny, egoistyczne pobudki niby-to-naukowców, oraz nieporadność i głupota. Znów podkreślę - narzekam na to, bo po zwiastunach prezentujących historyczne dokonania prawdziwego programu kosmicznego liczyłem na coś zupełnie innego. Widać w tym celu lepiej sięgnąć po niezależne kino SF takie jak Europa Report, gdzie bohaterom naprawdę zależy na powodzeniu misji.
Świetne aktorstwo, prześliczne efekty i zdjęcia, udana ścieżka dźwiękowa… trochę szkoda, że zużyto je na film z tak licznymi wadami. Interstellar poza wspomnianymi ma też kilka innych mocnych elementów. Robot TARS, który raził mnie w zwiastunach, jest mocnym elementem filmu. Podoba mi się też wizja ponurej przyszłości - ludzkość przymierająca głodem i nękana przez zniszczony klimat. Może zadziałało tu to, że twórcy nie wchodzili głęboko w dorabianie teorii. Po prostu pokazali taką przyszłość, nie brnąc w pułapkę która tak zraziła mnie do reszty filmu.
Podsumowując, mimo bezsprzecznych zalet nowy obraz Nolana nie spełnił oczekiwań, scenariusz razi na wielu poziomach, od zachowań bohaterów, przez ich teksty, po pozorny tylko realizm.
Od razu zaznaczam, że mój odbiór filmu w dużej mierze wynika z moich oczekiwań. Te z kolei podyktowane były kampanią promocyjną (na mój gust bardzo skromną w Polsce). Interstellar jest pięknie wykonany i świetnie zagrany; niestety gubi go scenariusz. Choć promowany był jako bardzo realistyczny i przy każdej okazji wspominano o współpracy z astrofizykiem Kipem Thorne, wszystko sprowadza się głównie do ślicznego wyglądu czarnej dziury. Powiedziałbym wręcz, że bracia Nolanowie wytarli sobie gęby nauką. Troszkę w stylu Star Teka - prawdziwe koncepcje naukowe potraktowane kompletnie powierzchownie stanowią wymówkę dla jakiejś bzdury.
Ogólnie nie widziałbym w tym niczego złego. Świetnie bawię się na filmach, które ignorują realizm, gdzie nonsensownie ukazuje się czarne dziury, fizykę i wszelkiej maści technikę. Strażnicy Galaktyki to dla mnie film roku. Zachwalałem też Na skraju jutra, gdzie mamy podróże w czasie. Jednak Interstellar irytowało mnie koszmarkami pod płaszczykiem naukowości.
Filmowa dylatacja czasu działa bardzo niekonsekwentnie. Czas płynie normalnie, chyba, że przekroczymy jakąś scenariuszową granicę bezsensu, gdzie upływ czasu ulega zmianie. Żadnej liniowości. Dysk akrecyjny wokół czarnej dziury wygląda pięknie na IMAXowym ekranie, kiedy jednak się do niego zbliżymy okazuje się tylko ładnym obrazkiem. W rzeczywistości materiał spadający na czarne dziury krąży po bardzo ciasnych, niemal kołowych orbitach. Niewyobrażalnie silne pole grawitacyjne rozszarpuje materię w spłaszczony pierścień plazmy, rozgrzanej przez tarcie do temperatury milionów stopni. Poza światłem widzialnym, pierścienie wokół czarnych dziur emitują również promieniowanie rentgenowskie. W takich warunkach trudno byłoby nacieszyć się widokiem.
Interstellar bardzo nierówno serwuje widowni wyjaśnienia w pewnych sytuacjach. Bardzo łopatologicznie tłumaczy (ołówkiem i kartką papieru, w ilu filmach już to widzieliśmy...) jak działa tunel czasoprzestrzenny czy kilka innych koncepcji, nie wyjaśnia natomiast niekoniecznie oczywistych konsekwencji dekompresji bez uszczelnienia śluzy. Nie pojmuję też czemu humorystyczne “prawo Murphy’ego” w filmie zostało kompletnie przekręcone i zamienione na kompletny nonsens (szczególnie biorąc pod uwagę, że nie jest to szczególnie istotne dla fabuły).
Jeśli jednak komuś nie przeszkadza powyższe, może odczuć irytację, kiedy rzekomy naukowiec zaczyna opowiadać frazesy o tym, jak miłość przezwycięża czas i przestrzeń i w ogóle do diabła z naukową kalkulacją, kierujmy się emocjami. Zachowania bohaterów też nie raz rozmijają się z logiką, a obce planety są dziwne dla dziwności. A nawet nie wspomniałem (i nie wspomnę) od czego mocniej posiwiałem w trzecim akcie filmu.
W Interstellar nie ma podniosłości, nie ma atmosfery odkrycia. Jest desperacja, szantaż emocjonalny, egoistyczne pobudki niby-to-naukowców, oraz nieporadność i głupota. Znów podkreślę - narzekam na to, bo po zwiastunach prezentujących historyczne dokonania prawdziwego programu kosmicznego liczyłem na coś zupełnie innego. Widać w tym celu lepiej sięgnąć po niezależne kino SF takie jak Europa Report, gdzie bohaterom naprawdę zależy na powodzeniu misji.
Świetne aktorstwo, prześliczne efekty i zdjęcia, udana ścieżka dźwiękowa… trochę szkoda, że zużyto je na film z tak licznymi wadami. Interstellar poza wspomnianymi ma też kilka innych mocnych elementów. Robot TARS, który raził mnie w zwiastunach, jest mocnym elementem filmu. Podoba mi się też wizja ponurej przyszłości - ludzkość przymierająca głodem i nękana przez zniszczony klimat. Może zadziałało tu to, że twórcy nie wchodzili głęboko w dorabianie teorii. Po prostu pokazali taką przyszłość, nie brnąc w pułapkę która tak zraziła mnie do reszty filmu.
Podsumowując, mimo bezsprzecznych zalet nowy obraz Nolana nie spełnił oczekiwań, scenariusz razi na wielu poziomach, od zachowań bohaterów, przez ich teksty, po pozorny tylko realizm.
Wybiorę się w takim razie dla widoczków i bez wielkich oczekiwań - może nie będzie tak źle.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to co sobie wyobrażamy o czarnej dziurze i grawitacji, ma się nijak do antygrawitacji, problemu czasu i 5 gęstości, a więc film trochę idzie w kierunku fiction dzisiaj, co jutro może stać się bardziej science... Moim zdaniem film jest przekraczaniem granicy, a to jest duży plus :-)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! zgadzam się w 200%. Oprócz naukawości zupełnie "nie urzekła mnie ta historia". Jak dobrze wiedzieć, że ktoś myśli podobnie :)
OdpowiedzUsuń