Zacznę od uderzenia się w pierś. Dość szybko po rozpoczęciu lektury Lab Girl doszedłem do wniosku, że niemożliwe, że ta pracująca po jakieś 50 godzin na dobę botanik może pisać tak dobrze, że na pewno mam w rękach dzieło świetnego ghost writera. Ekspresowy research wykazał, że jednak Hope Jahren jakimś cudem znajduje w swym życiu czas na pisanie i ma między innymi bloga zatytułowanego “Hope Jahren sure can write” [Hope Jahren naprawdę potrafi pisać]. Brzmi trafnie, bo Lab Girl to świetna lektura.
Hope pisze zabawnie, a jej wspomnienia są świetnie skomponowaną mieszanką autobiografii i książki popularnonaukowej. Z naciskiem na to pierwsze. Jednocześnie pierwsze i drugie skupia się na rzeczach ciekawych. Lab Girl nie jest kronikarskim zapisem życia zmagającej się chorobą dwubiegunową, maniakalnej pracoholiczki z zaśnieżonego Austin, potomkini małomównych norweskich uchodźców. To przegląd najzabawniejszych, najistotniejszych i najtrudniejszych epizodów z jej dotychczasowego życia.
Książkę przeplatają rozdziały poświęcone ciekawostkom ze świata roślin. Nie są one losowe, nie trafiłem tam na ani chwilę nudy, ale nie ma wątpliwości, że Lab Girl lśni tam gdzie opowiada o autorce. Choć Hope ma na koncie wiele nagród i sukcesów, nie przeczytamy o nich na stronach tej książki. Dowiemy się raczej o jej zmaganiach z pozyskiwaniem funduszy, ludźmi i niestety samą sobą. Niemal zawsze, nawet w najsmutniejszych fragmentach, towarzyszy nam lekkie pióro i poczucie humoru.
Ze stron przebija niezwykła pasja autorki do sprzętu laboratoryjnego i tego co robi. Ważnym elementem książki jest też Bill. Nie wiem co tu powiedzieć, poza tym, że nie zdziwię się, jeśli najbliższy współpracownik Hope Jahren jest kosmitą, który spędza na Ziemi wakacje pod postacią człowieka.
Jeśli szukacie książki popularnonaukowej o drzewach i botanice, Lab Girl może nie trafić w wasze gusta. Jeśli jednak chcecie poczytać o kimś ciekawym (a raczej o ciekawym duecie, bo jednak przez znaczną część lektury towarzyszy nam Bill) to pochłoniecie tych czterysta stron z ogromną przyjemnością.
Tytuł: Lab Girl. Opowieść o kobiecie naukowcu, drzewach i miłości
Autor: Hope Jahren
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 432
Bardzo dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu za egzemplarz recenzencki.
Hope pisze zabawnie, a jej wspomnienia są świetnie skomponowaną mieszanką autobiografii i książki popularnonaukowej. Z naciskiem na to pierwsze. Jednocześnie pierwsze i drugie skupia się na rzeczach ciekawych. Lab Girl nie jest kronikarskim zapisem życia zmagającej się chorobą dwubiegunową, maniakalnej pracoholiczki z zaśnieżonego Austin, potomkini małomównych norweskich uchodźców. To przegląd najzabawniejszych, najistotniejszych i najtrudniejszych epizodów z jej dotychczasowego życia.
Książkę przeplatają rozdziały poświęcone ciekawostkom ze świata roślin. Nie są one losowe, nie trafiłem tam na ani chwilę nudy, ale nie ma wątpliwości, że Lab Girl lśni tam gdzie opowiada o autorce. Choć Hope ma na koncie wiele nagród i sukcesów, nie przeczytamy o nich na stronach tej książki. Dowiemy się raczej o jej zmaganiach z pozyskiwaniem funduszy, ludźmi i niestety samą sobą. Niemal zawsze, nawet w najsmutniejszych fragmentach, towarzyszy nam lekkie pióro i poczucie humoru.
Ze stron przebija niezwykła pasja autorki do sprzętu laboratoryjnego i tego co robi. Ważnym elementem książki jest też Bill. Nie wiem co tu powiedzieć, poza tym, że nie zdziwię się, jeśli najbliższy współpracownik Hope Jahren jest kosmitą, który spędza na Ziemi wakacje pod postacią człowieka.
Jeśli szukacie książki popularnonaukowej o drzewach i botanice, Lab Girl może nie trafić w wasze gusta. Jeśli jednak chcecie poczytać o kimś ciekawym (a raczej o ciekawym duecie, bo jednak przez znaczną część lektury towarzyszy nam Bill) to pochłoniecie tych czterysta stron z ogromną przyjemnością.
Tytuł: Lab Girl. Opowieść o kobiecie naukowcu, drzewach i miłości
Autor: Hope Jahren
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 432
Bardzo dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu za egzemplarz recenzencki.