poniedziałek, 20 maja 2024

Czy odkryliśmy sfery Dysona?


Sfera Dysona to hipotetyczna megastruktura, której celem jest pozyskiwanie energii emitowanej przez gwiazdę na skalę zupełnie nieporównywalną z tym co znamy z Ziemi. Z reguły jej wyobrażenia przyjmują postać roju kolektorów orbitujących wokół gwiazdy i produkujących energię dla niezwykle zaawansowanej, obcej cywilizacji. Koncepcję zaproponował w 1959 Freeman Dyson (na podstawie książki “Star Maker” Olafa Stapledona) sugerując, że w ten sposób można by w przyszłości poszukiwać obcych. Gwiazda opleciona przez taki mniej lub bardziej kompletny rój miałaby nietypowe spektrum obserwowanego światła - zmniejszoną ilość fotonów widocznych (bo zasłaniały by je kolektory roju) i jednocześnie nadwyżkę światła podczerwonego (bo rój, jak każde urządzenie, wydzielałby ciepło).

Czy w 2024 właśnie wykryliśmy takiej roje wokół kilkudziesięciu gwiazd na niebie? Cóż, nie można tego wykluczyć, ale absolutnie nie można tego potwierdzić. Sprawa na pewno jest interesująca, szczególnie, że odkrycia niejako dokonały niezależnie dwa zespoły. Jedna publikacja wskazuje siedem kandydatek, druga aż pięćdziesiąt trzy. We wszystkich przypadkach istotnie wygląda na to, że spektrum gwiazd nie pasuje do oczekiwanej krzywej, która powinna przypominać ciało doskonale czarne, zamiast tego pokazując nadmiar promieniowania podczerwonego.

I tylko tyle. Nawet sami autorzy bardzo jasno mówią, że za wcześnie by ogłaszać odkrycie sfer Dysona czy obcych cywilizacji. Autorzy jednej z publikacji wspominają o innych, naturalnych wyjaśnieniach (jednakże nie wymieniają ich), choć twierdzą, że żadne nie tłumaczy w pełni tego, co zaobserwowano. Jakie są zatem wyjaśnienia w których nie trzeba powoływać się na kosmitów?

Podstawowe wyjaśnienie to dysk protoplanetarny - chmura gazu i pyłu otaczająca taką gwiazdę, która nie tylko zasłania część jej światła, ale również ulega podgrzaniu i emituje przez to światło podczerwone. W wielu przypadkach mamy tu do czynienia z gwiazdami na tyle wiekowymi, że nie powinny już mieć takich dysków. Jednak wśród miliardów gwiazd na niebie kolizje planetarne muszą zdarzać się od czasu do czasu nawet w takich dojrzałych układach. Autorzy jednego z badań wspominają, że odsiewali z danych ewidentne EDD (Extreme Debris Disks), jednak do tej pory zidentyfikowano dopiero 17 takich obiektów, więc nasza umiejętność filtrowania takich przypadków jest ograniczona.

Innym wyjaśnieniem może być obecność innego źródła światła bezpośrednio za poszczególnymi gwiazdami. Jeśli na jednej linii, za gwiazdą znajduje się na przykład odległa galaktyka, może ona różnie wpływać na pozorne spektrum tej gwiazdy. Natomiast chyba najciekawszą opcją, która nie zawiera obcych, jest po prostu istnienie jakiegoś nietypowego typu gwiazdy.

Chciałbym się mylić, bo odkrycie obcych byłoby czadowe. Jednak moje zdanie jest takie, że to nie są sfery Dysona. Powody w dużej mierze pokrywają się z tymi dla których nie lubię skali Kardaszowa. Napisałem o tym w mojej książce, w rozdziale pod wymownym tytułem “Dlaczego nie lubię skali Kardaszowa”. W dużym uproszczeniu sądzę, że tak prosta ekstrapolacja może nie mieć tu zastosowania i od lat widać już, że zużycie energii per capita nie rośnie tak jak spodziewał się tego Kardaszow. Fakt, że nie widzimy sfer Dysona niekoniecznie oznacza, że nie ma odpowiednio rozwiniętych cywilizacji. Być może nie widzimy ich z tego samego powodu, z którego nie widzimy silników spalinowych wielkości układów planetarnych. Obce cywilizacje, mogą korzystać z źródeł energii, które dla nas są tak nie do pomyślenia, jak energia nuklearna kilkaset lat temu, a koncepcja otoczenia gwiazdy kolektorami może być dla nich równie groteskowa jak wspomniany silnik spalinowy dla nas.

“Niebo pełne planet”, poza wprowadzeniem do tematyki poszukiwania i badań egzoplanet poświęca sporo miejsca perspektywom na odkrycie pozaziemskiego życia. W tym tego inteligentnego. Książkę można zamówić online, odnośnik poniżej, podobnie jak strzałki do obu publikacji przedstawiających kandydatów na sfery Dysona.


Książka: ideaman.tv/niebo-pelne-planet
Project Hephaistos - II. Dyson sphere candidates from Gaia DR3, 2MASS, and WISE
A Data-Driven Search For Mid-Infrared Excesses Among Five Million Main-Sequence FGK Stars


sobota, 11 maja 2024

"Czarna chmura" - Fred Hoyle

Fred Hoyle to znany fizyk. Zapisał się w dziejach nauki swoim wkładem w nasze rozumienie ewolucji gwiazd i tego, jak w ich sercach powstają cięższe pierwiastki. Zasłynął też nietrafionymi opiniami o Wielkim Wybuchu czy panspermii. Parał się też fantastyką, a jego pierwszą powieścią była “Czarna chmura” w 1957.

Czytając nie tylko czuć, że autorem jest naukowiec, ale nie ma też najmniejszej wątpliwości, że Fred Hoyle miał bardzo niskie mniemanie o politykach. W sumie da się też odczuć inne smaczki lat 50tych, jak choćby fatalne traktowanie kobiet, ale również fascynację wczesnymi komputerami, które “karmiono” perforowanymi taśmami.

Już sam początek trochę mnie zachwycił, gdyż kapitalnie ukazał proces naukowy, gdzie dwa zupełnie odrębne zespoły, dokonują tego samego odkrycia, całkowicie odmiennymi metodami. Mianowicie stwierdzają, że do układu słonecznego zbliża się tajemniczy obiekt, tytułowa czarna chmura.

W reakcji na ogromne zagrożenie powstaje coś na kształt Projektu Manhattan, gdzie w oddzielonej placówce, tęgie głowy mają zbadać dziwny fenomen i przygotować świat na potencjalne skutki. Po początkowym zachwycie, druga połowa książki wywołała u mnie szereg sprzecznych odczuć.

Z jednej strony zabawnie czytało się kpiny z polityków, choć momentami główny bohater raził swoją nieomylnością. Pewien wniosek co do obłoku, ciśnie się czytelnikowi dość szybko, jednak najwyraźniej dramatyzm książki nie pozwala na zbyt wczesne odkrycie pewnych kart. Jak wspomniałem, książka jest produktem swoich czasów, więc momentami robi się bardzo przaśno-naiwnie.

Nie wiem czy to sprytny trik, czy pójście na łatwiznę. Czy Hoyle celowo odseparował garść ludzi od świata, bo nie interesowało go eksplorowanie świata nawiedzonego przez kataklizm, który zabija miliardy ludzi, bo wolał dywagacje o wielkim kosmosie? Ciężko powiedzieć.

To krótka książka i dla mnie była arcyciekawa. Ale to w dużej mierze przez świadomość tego kto i kiedy ją napisał. Nie ma tu akcji czy wielkiego dramatyzmu, jest natomiast rewelacyjny opis procesu naukowego, który zachwycił mnie w pierwszej połowie. Później jest już… różnie. Także czujcie się poinformowani na co się piszecie, sięgając po “Czarną chmurę”.