Podsyłacie mi różne rzeczy, ciekawostki, bulwersujące antynaukowe bzdury, niesamowite nagrania, czasem piosenki o siódmej planecie. Z racji na brak czasu mogę reagować i dzielić się tylko częścią tego wszystkiego. Ostatnio jednak dostałem strzałkę do publikacji z 2015 roku, która zrobiła na mnie takie wrażenie, że długo dochodziłem do siebie. Potem zobaczyłem, że idzie pierwszy kwietnia, a że nie lubię robić Was w balona, uznałem, że podzielę się wrażeniami z tego cuda.
Autora nie znam i nie jest moim celem nabijanie się z niego, raczej wesoły przegląd tego kuriozum, z krótką listą źródeł, w przypisach czasem powołującego się na Wall-E i Armageddon (nie biblijny, tylko ten Michaela Baya), kiedy indziej wyjaśniającego, że Błękitny Glob to poetyckie określenie Ziemi. Pracę można przeczytać na researchgate.net, pochodzi z “Ruch Biblijny i Liturgiczny” 68 (2015), które chyba jeszcze nie jest punktowanym pismem, ale nie zdziwi mnie jeśli pan Czarnek już planuje by to zmienić...
Zatroskany autor z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, pochylił się w nim nad wyzwaniami jakie będą stać przed twórcami kalendarza liturgicznego na Marsie. Podkreślił pilność sprawy wobec potencjalnej obecności ludzi na Marsie już w 2024 roku (co dla osób nie siedzących mocno w tematyce mogło brzmieć w miarę realnie, był to okres boomu na Mars One, gdzie ponad 200 000 osób zgłosiło chęć jednostronnego lotu na czerwoną planetę).
Otrzymujemy mocno skrócony/wybiórczy wstęp o mierzeniu czasu i historii kalendarza, następnie dowiadujemy się o trzech uroczystościach którym chce się przyjrzeć autor. Boże Narodzenie, związane z zimowym przesileniem (nie wspomina nic o Welesie i Mitraizmie). Wielkanoc, związana z równonocą wiosenną i cyklem księżycowym. Trzecim jest Zwiastowanie Pańskie, obchodzone dziewięć miesięcy przed Bożym Narodzeniem.
Później przechodzi do ciekawych rozważań na temat liczenia doby i roku marsjańskiego. Sol trwa 24 godziny i 37 minut. Zakładając pozostanie przy “ziemskich” minutach i sekundach, dodatkowe 37 minut można by doliczać pod koniec doby, ale byłoby to kłopotliwe gdyby na Marsie wprowadzić strefy czasowe. Alternatywnie można by dodawać półtorej minuty do każdej godziny. Rok czerwonej planety to 668,6 soli, czyli 687 dni. Jako że nie ma księżyca, miesiące należałoby wyznaczyć arbitralnie. Jedna z opcji to 24, 28-solowe (czterotygodniowe) miesiące. Dałoby to cztery nadliczbowe dni, co można by rozwiązać ucinając po jednym dniu na kwartał.
No i przechodzimy do problemów liturgicznych i kanonicznych. Ludzie błogosławieni są czczeni lokalnie, a świętych obejmuje kult globalny. Autor zatem podnosi kwestię, czy dodatkowa planeta nie powinna być traktowana jako diecezja czy może należy stworzyć dodatkowy level świętości - błogosławieni lokalni, planetarni i święci tacy których się święci na wszystkich planetach.
Co więcej czytamy następujące zdanie: “Czy męczennik marsjański ma być świętym, którego się czci także na Ziemi?” Tu wtrącę się z pomysłem, żeby nie męczyć nikogo na Marsie. Proponuję, żebyśmy ma Marsie nikogo nie męczyli, nie krzyżowali, nie kamienowali i w ogóle żebyśmy tam byli dla siebie mili.
Swoje propozycje autor jednak zaczyna przedstawiać wobec trzech wspomnianych świąt. I tak Boże Narodzenie to nie problem, bo na Marsie przesilenie też jest raz na (marsjański) rok, trzeba by tylko ustalić, czy tam również wiodąca ma być półkula północna czy na przykład ta na której wylądują pierwsi osadnicy. Wielkanoc też bez problemu bo równonoc wiosenna też występuje, Pełnia jest tam co chwilę, czy to na jednym czy drugim księżycu. No i wreszcie dochodzimy do Zwiastowania. To pierwsze święto z którym jest problem gdyż “nie wiadomo jaka długa będzie ciąża na Marsie” a nawet “nie wiadomo, czy w ogóle będzie możliwa; czy sąsiedztwo tak dużego Księżyca jak ziemski nie jest konieczne do synchronizacji działania organizmu ludzkiego”. Nie neguję, że ciąża na Marsie może wiązać się z masą problemów i istotnie być niemożliwa. Śmiem jednak twierdzić, że problemem nie będzie akurat brak Księżyca ani, że odmienne warunki mogą wpływać znacząco na tempo rozwoju płodu. Kusi też zastanowić się ile trwa ciąża z niepokalanego poczęcia...
I to w zasadzie tyle… W sumie jestem zaskoczony, że praca, która miała zwracać uwagę, że kalendarz liturgiczny na Marsie miał być wielkim problemem rozprawia się z tymże na kilku stronach. Następnie autor stwierdza, że w sumie katolicy by sobie poradzili, ale już prawosławni byliby w straszliwym klopsie. Na końcu autor wyraża zaniepokojenie, że konferencje naukowe skupiają się tylko na aspektach technicznych, a nie na religijnych. Z całością zapoznać możecie się tutaj.
Także ten… Przy okazji powiem, że sam bardzo lubię International Fixed Calendar, czyli zaproponowany w 1902 kalendarz o trzynastu miesiącach liczących po 28 dni z jednym bonusowym dniem na końcu roku. To kalendarz, w którym każdy miesiąc zaczyna się w poniedziałek i każda data na stałe powiązana jest z dniem tygodnia. Fajny koncept, szkoda, że nigdy się nie przyjął. A jakikolwiek kalendarz będzie obowiązywał na Marsie, chętnie zobaczę jak się sprawdza.
czwartek, 1 kwietnia 2021
Impresje - "Marsjański kalendarz liturgiczny"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No dobrze, a co z astrologią?
OdpowiedzUsuńZgaduję, że wpływ Marsa na kolonistów nieco się zwiększy. Ale to chyba dobrze:
"W nowoczesnej astrologii Mars związany jest z działaniem, podejmowaniem decyzji, radzeniem sobie z ryzykiem, a także z adrenaliną, krwią i ciśnieniem, które musi mieć określone napięcie, aby organizm mógł funkcjonować"
Jezus na Marsie (Jesus on Mars)Philipa José Farmera z 1979 roku.
OdpowiedzUsuńhttps://lubimyczytac.pl/ksiazka/69202/jezus-na-marsie0
O rany, ludzie to mają dylematy. Też proponuję by na Marsie nikogo nie męczyć.
OdpowiedzUsuń