Będę krytykował reklamę. Najchętniej bym jej nie linkował, żeby nie zwiększać ilości obejrzeń, ale co tam. Chcę żebyście usłyszeli tę syrenę alarmową, ten straszny ton i sugestie, że jemy trucizny.
Podsumowałbym to tak: “Pokochaj życie = bój się chemii.” Czym straszy nas Alma? E322, E262, E330, E472e, brzmi jak jedzenie dla robota. Jeśli nie wiemy co to jest, albo nazwa ma dużo sylab, albo jest w niej “regulator” czy jakiś “emulgator”, to trzeba się bać. Mało co działa tak dobrze jak atawistyczny lęk przed nieznanym. Kampania “Czytaj etykiety, żyj zdrowo i świadomie” brzmi nieźle, ale filmik (trzeba przyznać - zaledwie półminutowy) zatrzymuje się na pierwszej części. Od czytania etykietek nikt nie ozdrowieje. Ze świadomością też nie ma to wiele wspólnego.
Większość jest nieświadoma, że jeśli składnik opatrzony jest numerkiem E, powinno to uspokajać konsumenta, nie powodować strach. A to dlatego, że ten numer oznacza, że składnik znajduje się na liście chemicznych dodatków do żywności, które przeszły nie tylko przez biurokratyczną machinę (tej złej) Unii Europejskiej, ale również naukową weryfikację bezpieczeństwa. Weryfikacja ta wymaga udowodnienia, że dany składnik nie stanowi ryzyka dla zdrowia konsumenta. Można powiedzieć, że obowiązuje tu zasada domniemania winy.
Wszystkie wymienione w “kampanii” dodatki są bezpieczne. Zabawne, że jest tam E322, czyli lecytyny. Po pierwsze są one otrzymywane z jaj kurzych, rzepaku i ziaren soi, czyli “naturalnie”, czym twórcy żywności “organicznej” chętnie się chwalą. Po drugie obecne są w każdej komórce ciała. Nie mniej bawi obecność E330, czyli po prostu kwasu cytrynowego. Jak możecie się domyślić, występuje on w cytrusach, szczególnie w cytrynie. Zgroza.
Prawdopodobnie spotkaliście się też z zarzutami wobec pewnych składników, że nie są naturalnego pochodzenia lub, że mówi się o “identycznych z naturalnymi”. Żeby nie obrażać Waszego intelektu nie zamieszczę obrazka porówniującego kwas cytrynowy “naturalny” i “przemysłowy/sztuczny/chemiczny”. Powiem tylko, że równie dobrze można by porównać wodę naturalną, bezglutenową, organiczną, pozyskaną z naturalnych źródeł, oraz wodę syntetyczną, uzyskaną w laboratorium przez chemika w białym fartuchu, w wyniku syntezy tlenu z wodorem.
Na koniec, na wesoło, być może znany Wam już obrazek ujawniający prawdziwą naturę jabłka… sama chemia:
Autorem obrazka jest Klaas Wynne (tu ładniejszy oryginał)
Rozporządzenie (...) powołujące Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności oraz ustanawiające procedury w zakresie bezpieczeństwa żywności
Podsumowałbym to tak: “Pokochaj życie = bój się chemii.” Czym straszy nas Alma? E322, E262, E330, E472e, brzmi jak jedzenie dla robota. Jeśli nie wiemy co to jest, albo nazwa ma dużo sylab, albo jest w niej “regulator” czy jakiś “emulgator”, to trzeba się bać. Mało co działa tak dobrze jak atawistyczny lęk przed nieznanym. Kampania “Czytaj etykiety, żyj zdrowo i świadomie” brzmi nieźle, ale filmik (trzeba przyznać - zaledwie półminutowy) zatrzymuje się na pierwszej części. Od czytania etykietek nikt nie ozdrowieje. Ze świadomością też nie ma to wiele wspólnego.
Większość jest nieświadoma, że jeśli składnik opatrzony jest numerkiem E, powinno to uspokajać konsumenta, nie powodować strach. A to dlatego, że ten numer oznacza, że składnik znajduje się na liście chemicznych dodatków do żywności, które przeszły nie tylko przez biurokratyczną machinę (tej złej) Unii Europejskiej, ale również naukową weryfikację bezpieczeństwa. Weryfikacja ta wymaga udowodnienia, że dany składnik nie stanowi ryzyka dla zdrowia konsumenta. Można powiedzieć, że obowiązuje tu zasada domniemania winy.
Wszystkie wymienione w “kampanii” dodatki są bezpieczne. Zabawne, że jest tam E322, czyli lecytyny. Po pierwsze są one otrzymywane z jaj kurzych, rzepaku i ziaren soi, czyli “naturalnie”, czym twórcy żywności “organicznej” chętnie się chwalą. Po drugie obecne są w każdej komórce ciała. Nie mniej bawi obecność E330, czyli po prostu kwasu cytrynowego. Jak możecie się domyślić, występuje on w cytrusach, szczególnie w cytrynie. Zgroza.
Prawdopodobnie spotkaliście się też z zarzutami wobec pewnych składników, że nie są naturalnego pochodzenia lub, że mówi się o “identycznych z naturalnymi”. Żeby nie obrażać Waszego intelektu nie zamieszczę obrazka porówniującego kwas cytrynowy “naturalny” i “przemysłowy/sztuczny/chemiczny”. Powiem tylko, że równie dobrze można by porównać wodę naturalną, bezglutenową, organiczną, pozyskaną z naturalnych źródeł, oraz wodę syntetyczną, uzyskaną w laboratorium przez chemika w białym fartuchu, w wyniku syntezy tlenu z wodorem.
Na koniec, na wesoło, być może znany Wam już obrazek ujawniający prawdziwą naturę jabłka… sama chemia:
Autorem obrazka jest Klaas Wynne (tu ładniejszy oryginał)
Rozporządzenie (...) powołujące Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności oraz ustanawiające procedury w zakresie bezpieczeństwa żywności
Słaba ta akcja jak zaczynają od takich populizmów. Też mnie wkurza jak słyszę ''to sama chemia'', a osoba która to mówi, nawet nie wie co i o czym mówi.
OdpowiedzUsuń"sama chemia' ;) Jabłko na koniec mnie rozwaliło - sama chemia. Dodam, jak zresztą zwykle, że mnóstwo 'naturalnych' składników bywa zabójcza.. alkaloidy na przykład.
OdpowiedzUsuńMiodzio. Hipokryzja w Almie osiągnęły nowy poziom. Nie ma to jak samemu robić produkty, np. soki z syropem fruktozowo-glukozowym i cukrem i objawiać się jako firma przyjazna zdrowiu :D
OdpowiedzUsuńAkcja żenująca:/ sami pod sobą dołki kopią. Jestem ciekawa czemu usunęli spot reklamowy z rzekomo zdrowymi sokami?! Nie dajcie się zwieść ich reklamom. Produkują gorszy syf od konkurencji:/
OdpowiedzUsuń