Strony1

poniedziałek, 11 czerwca 2012

The Grey



Do The Grey nie podchodziłem obojętnie. Po raz pierwszy zwrócił moją uwagę już w 2010 – recenzja scenariusza wówczas niezrealizowanego filmu była zaskakująco dobra. Niezwykle prosta historyjka, a jednak scenariusz oblany pochwałami. Możliwe ale nieczęste. O sprawie zapomniałem, ale zwiastun pod koniec 2011 ożywił wspomnienia. Konkretniej mówiąc – skonfrontował się z nimi. Zapowiadał coś wyglądającego na durny akcyjniak z bandą facetów walczących z wilkami. Jednak obietnica dobrej historii i pozytywne opinie kazały dać obrazowi Joe Carnahana szansę.

Fabuła jest niezwykle prosta. The Grey traktuje o grupce mężczyzn, którzy cudem przeżyli kraksę samolotu na dalekiej północy Alaski. W środku pustkowia, na trzaskającym mrozie, bez szans na ratunek, bez jedzenia, okazuje się, że mają jeszcze większy problem. Samolot rozbił się na terytorium agresywnej watahy wilków. Zwierzęta te najwyraźniej nie mają tu naturalnych wrogów i strach jest im obcy.

Centralną postacią jest Ottway, zgorzkniały, zrezygnowany facet, oddzielony od kobiety, którą kocha. Gdy go poznajemy na dalekiej północy, gdzie pracuje nad odwiertami ropy z byłymi więźniami, mordercami i wszelakiej maści gnidami, rozważa samobójstwo. W ostatniej chwili jednak rezygnuje. Po kraksie, razem z pozostałymi zaczyna walczyć o życie, które jeszcze niedawno chciał porzucić.

Jeśli ktoś spodziewa się kina akcji, do czego ma pełne prawo po niezwykle nieuczciwym zwiastunie, może być rozczarowany. To nie film o człeczo-wilczym boksie. To film o umieraniu. Tylko tyle i aż tyle. Carnahan zaserwował bardzo surowe, wręcz pierwotne widowisko. Świetnie ukazana kraksa samolotu, to dopiero początek. Film kręcono w Kolumbii Brytyjskiej, natura sama zapewniła prawdziwy śnieg i trzydziestostopniowy mróz. Widać to na aktorach, można niemal poczuć trzaskający mróz i przejmujący wiatr. Prawdziwość zakłócać mogą komputerowo wygenerowane w wielu scenach wilki, jednak nie przeszkadzało mi to nadmiernie. Dzięki temu film serwuje nam kilka ładnych ujęć, których nijak nie dało by się osiągnąć w inny sposób.

Nie jestem fanem nadmiernego wczytywania się w filmy, szukania drugiego i trzeciego dna. Niektóre filmy rozpaczliwie się o to dopraszają, inne widownia próbuje ratować doszukując się pod artystowskim bełkotem czegoś wartościowego. Tu paradoksalnie mamy zwykłe, nie pretensjonalne kino survivalowe, które może pozostać tylko tym. Ale pewne skojarzenia przychodzą widzowi na myśl same w trakcie seansu. Nie dopatrywałbym się tu geniuszu twórcy, analogia między grupką facetów i watahą wilków jest dość oczywista.

Przetrwanie bardzo angażuje w trakcie seansu. Śmierć jest obecna od samego początku. Jest napięcie, i zagrożenie. Kiedy w ciemności nie błyskają oczy wilków, słychać ich ujadanie lub wycie. Gdy jest spokojniej mężczyźni zaczynają sobie skakać do gardeł. Nie jest to jednak wymuszone i wychodzi całkiem naturalnie. Gorzej wypadają sceny gdy faceci robią się trochę wylewni. Wychodzi wtedy, brak pracy nad postaciami poza Ottway’em.

Jeśli już jestem przy wadach to warto powiedzieć, że o ile w trakcie filmu jest świetnie, po seansie nie zostaje zbyt wiele. Pojawia się natomiast poczucie, że pewne rzeczy dało się zrobić lepiej. Dodać trochę życia innym postaciom. Darować sobie kilka niepotrzebnie przegiętych scen.

Czasem mam wrażenie, że brakuje nam w kinie prostoty. Miło zobaczyć, że wciąż nie wszyscy w Hollywood uważają twist za rzecz obowiązkową. Carnahan serwuje bardzo surowy klimat, i angażujący seans. Mogło być lepiej, ale to wciąż udany bardzo film. Aha, niektórych pewnie wkurzy zakończenie. Niesłusznie.

5 komentarzy:

  1. Nie widziałam jeszcze filmu, więc nie wiem czy to na cokolwiek wpływa, ale Neeson kręcił ten film zaraz po tragicznej śmierci żony.

    OdpowiedzUsuń
  2. I wanted to be... a plane-crush survivor!

    Leaping from tree to tree, as they float down the mighty rivers of British Columbia. The Giant Redwood. The Larch. The Fir! The mighty Scots Pine! The lofty flowering Cherry! The plucky little Apsen!

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu zobaczyłem The Grey. Przypadł mi do gustu zwłaszcza dzięki spokojnej, zwłaszcza jak na thriller, narracji, ale też pewnej konsekwencji fabularnej. No i bez dwóch zdań, kręcony umiejętnie we wspaniałych sceneriach.

    OdpowiedzUsuń