Strony1

sobota, 11 maja 2024

"Czarna chmura" - Fred Hoyle

Fred Hoyle to znany fizyk. Zapisał się w dziejach nauki swoim wkładem w nasze rozumienie ewolucji gwiazd i tego, jak w ich sercach powstają cięższe pierwiastki. Zasłynął też nietrafionymi opiniami o Wielkim Wybuchu czy panspermii. Parał się też fantastyką, a jego pierwszą powieścią była “Czarna chmura” w 1957.

Czytając nie tylko czuć, że autorem jest naukowiec, ale nie ma też najmniejszej wątpliwości, że Fred Hoyle miał bardzo niskie mniemanie o politykach. W sumie da się też odczuć inne smaczki lat 50tych, jak choćby fatalne traktowanie kobiet, ale również fascynację wczesnymi komputerami, które “karmiono” perforowanymi taśmami.

Już sam początek trochę mnie zachwycił, gdyż kapitalnie ukazał proces naukowy, gdzie dwa zupełnie odrębne zespoły, dokonują tego samego odkrycia, całkowicie odmiennymi metodami. Mianowicie stwierdzają, że do układu słonecznego zbliża się tajemniczy obiekt, tytułowa czarna chmura.

W reakcji na ogromne zagrożenie powstaje coś na kształt Projektu Manhattan, gdzie w oddzielonej placówce, tęgie głowy mają zbadać dziwny fenomen i przygotować świat na potencjalne skutki. Po początkowym zachwycie, druga połowa książki wywołała u mnie szereg sprzecznych odczuć.

Z jednej strony zabawnie czytało się kpiny z polityków, choć momentami główny bohater raził swoją nieomylnością. Pewien wniosek co do obłoku, ciśnie się czytelnikowi dość szybko, jednak najwyraźniej dramatyzm książki nie pozwala na zbyt wczesne odkrycie pewnych kart. Jak wspomniałem, książka jest produktem swoich czasów, więc momentami robi się bardzo przaśno-naiwnie.

Nie wiem czy to sprytny trik, czy pójście na łatwiznę. Czy Hoyle celowo odseparował garść ludzi od świata, bo nie interesowało go eksplorowanie świata nawiedzonego przez kataklizm, który zabija miliardy ludzi, bo wolał dywagacje o wielkim kosmosie? Ciężko powiedzieć.

To krótka książka i dla mnie była arcyciekawa. Ale to w dużej mierze przez świadomość tego kto i kiedy ją napisał. Nie ma tu akcji czy wielkiego dramatyzmu, jest natomiast rewelacyjny opis procesu naukowego, który zachwycił mnie w pierwszej połowie. Później jest już… różnie. Także czujcie się poinformowani na co się piszecie, sięgając po “Czarną chmurę”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz