Pewnie nigdy nie zastanawialiście się jak smakuje wasze imię. Przecież to bez sensu, słowa nie mają smaku. Z reguły to prawda. Ale bardzo, bardzo rzadko, zdarzają się osoby, dla których takie pytanie jest całkiem sensowne. Słyszałem nieraz o synestezji. To rzadka przypadłość, gdy wrażeniom jednego zmysłu, na przykład wzroku, towarzyszą odczucia związane z innym zmysłem. Najczęściej objawia się “barwnym słyszeniem”, kiedy dźwiękom towarzyszy odczuwanie kolorów, czasem litery i cyfry też wywołują wrażenia kolorów. Jak się okazuje, są jednak bardziej egzotyczne połączenia…
“Człowiek, który smakował słowa” - tak brzmi oryginalny tytuł książki Guya Leschzinera, która właśnie ukazała się w Polsce, pod tytułem “Kobieta, która widziała zombie”. Nie pochwalam tej zmiany, książkę jednak gorąco polecam. To fascynująca wyprawa w świat ludzkich zmysłów. Poznamy ludzi, którzy nie czują bólu (co nie jest supermocą), których percepcja zimna i ciepła jest odwrócona, oraz takich którzy słysząc dźwięki tracili równowagę. No i takiego jednego, dla którego imię żony kolegi smakuje wymiocinami.
Autor skupia się na bardzo ludzkim aspekcie swoich pacjentów. Książka ma bardzo gawędziarski styl, przepełniona jest licznymi przypowieściami z życia neurologa. Na przestrzeni dziewięciu rozdziałów prezentuje, jak zaburzenia zmysłów mogą przenikać każdy aspekt życia. Mówi sporo o niedoskonałościach naszych zmysłów, jak nasza percepcja jest wypadkową sygnałów i tego, co robią z nimi nasze mózgi.
W trakcie lektury stwierdziłem, że chyba zaczynam się starzeć, bo to nie pierwsza książka o chorobach, którą przyszło mi czytać, jednak po raz pierwszy kilkukrotnie towarzyszył mi strach na myśl o podzieleniu losu niektórych bohaterów. Co ciekawe, kilkukrotnie poznając nowych bohaterów myślałem, że sam chyba uznałbym, że tracę zdrowy rozum, by chwilę później przeczytać, że i oni podejrzewali, że są szaleni. Jednak choć problemy niektórych mają początek w mózgu, żaden pacjent Guya Leschzinera nie cierpi na zaburzenia psychiczne.
Mam jeden zarzut wobec książki. Otóż pozostawia pewien niedosyt. Zabrakło mi większej dawki wiedzy medycznej, neurologicznej. Wyjaśnienia niektórych zagadek medycznych wydają mi się niewystarczające. Nadrabia to jednak lekkim, gawędziarskim stylem (jestem bardzo ciekaw, czy autor ma tak fajne pióro, czy pomagał mu autor widmo). Może ktoś rozsądny stwierdził, że książka nie jest z gumy?
“Kobieta, która widziała zombie” to kawał solidnej lektury popularnonaukowej. Intrygująca, ciekawa, momentami straszna, chwilami smutna, bo choć dolegliwości są fascynujące, Guy Leschziner jasno mówi jak wpływają one na funkcjonowanie tych ludzi.
Dziękuję wydawnictwu Znak Literanova, za przesłanie egzemplarza do recenzji.
Przy okazji zapraszam na mojego Instagrama, gdzie od jakiegoś czasu oprócz prywatnych fotek jedzenia, zacząłem wrzucać posty poświęcone przeczytanym książkom.
Strony1
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz