Strony1

środa, 28 sierpnia 2019

Gdy na Ziemi latały wieże ciśnień


Kochani to już koniec latania wielkimi baryłami na wodę. Zmontowany w Boca Chica Starhopper to prototyp testowy, który pozwolił na testy silnika Raptor, o którym mam nadzieję napisać jeszcze nie raz, bo nie bez powodu mówi się o nim, że jest złotym graalem silników rakietowych. Dziś w nocy poleciał po raz trzeci i ostatni.

Zbudowany przez ludzi, którzy na co dzień zajmowali się konstruowaniem wież ciśnień i zbiorników wodnych a nie statkami kosmicznymi Starhopper nigdy nie miał polecieć daleko ani wysoko. Ten lot na 150 metrów i lądowanie na sąsiednim padzie, spektakularnie zakończył pewien etap testów. Teraz blaszak już zostanie na swoim miejscu - to jest na Ziemi. Nie będzie jednakże się marnował. Ma stać się stanowiskiem testowym nowych Raptorów, które SpaceX (jeśli wszystko pójdzie dobrze) będzie produkował jeden za drugim i montował na Starshipach i Super Heavy (jak mieszają się Wam nazwy to zapraszam tutaj.

Następny krok? SpaceX od kilku miesięcy buduje dwa prototypy Starshipa, jeden w Teksasie jeden na Florydzie. Dzięki dzisiejszemu, finałowemu testowi wielkiej metalowej baryły, silniki będą bodaj najlepiej sprawdzonymi elementami nowych rakiet. Te będą już miały realne właściwości aerodynamiczne. Podglądacze zrobili już fotki tych drobnych skrzydełek, które znajdą się przy nosie Starshipa, są wielkości sporej ciężarówki… Szykują się widowiskowe testy.

SpaceX ma szalone tempo. Niektórzy nie robią oprogramowania tak zwinnie (w sensie Agile), jak SpaceX robi swoje rakiety. To wręcz utrudnia im czasem Co tu dużo mówić, współpracę z NASA, bo zmiany np. w kapsule Dragon wprowadzają tak szybko i często, że blokują akceptację ze strony rządowej organizacji. I nie chodzi tu jedynie o ważne i sensowne kwestie bezpieczeństwa ale raczej o samą biurokrację.

Ciekawostka - na co najmniej jednym nagraniu widać, że już po lądowaniu, od baryły oderwał się jeden ze zbiorników ciśnieniowy i pofrunął sobie beztrosko wirując. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Możecie to zobaczyć tutaj przy 1:08, na prawo od Starhoppera czy raczej chmury kurzu.

Na koniec najlepszy mem od konkurencji SpaceX:



Romantyczne foto z Księżycem: Carlos Nunez
Podoba Ci się to co robię? Wpłyń na rozwój strony i zostań patronem Węglowego.



piątek, 23 sierpnia 2019

IPCC - specjalny raport sierpień 2019

Zgodnie z Waszymi prośbami, przygotowałem podskrótowanie (skrót podsumowania) najnowszego raportu IPCC. Mówi o tym w jak dramatycznym położeniu jesteśmy, jakie są nasze możliwości i jak liczne są potencjalne korzyści pójścia drogą zrównoważonego zarządzania lądem i produkcją żywności. Raport ten to efekt pracy 107 ekspertek i ekspertów z 52 krajów, którzy posiłkowali się siedmioma tysiącami badań.


Gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy

Ludzkość wykorzystuje około 72% powierzchni lądowej nie skutej lodem. Powierzchnia lądowa jest zasobem krytycznym, potrzebujemy go niemal do wszystkiego. Około jednej trzeciej lądów, które wykorzystujemy podlega wywołanej przez nas erozji w tempie od dziesięciu do ponad stukrotnie większym do tempa formacji gleby. Spróbujcie przetrawić tą informację. Jak zatrważający jest brak równowagi między tempem w jakim niszczymy krytyczny zasób a tempem w jaki jest on odnawiany. Zmiany klimatyczne szczególnie mocno uderzają w nisko położone tereny brzegowe, delty rzek, tereny suche i tereny wiecznej zmarzliny.

Ląd ulega szybszemu wzrostowi średnich temperatur. Choć globalnie podgrzaliśmy Ziemię o 0,87’C (dane na 2015) to średnia temperatur dla lądowej części planety podniosła się o 1,53’C. IPCC wspomina, że wywołało to częstsze i silniejsze zjawiska takie jak fale upałów, susze i ulewne deszcze. Postępujące pustynnienie dodatkowo napędza efekt cieplarniany - zanikanie roślinności idzie w parze z uwalnianiem CO2 do atmosfery.

Sektor rolny, leśny i inne użytkowanie gruntów (Agriculture, Forestry and Other Land Use, w skrócie - AFOLU) odpowiada za 13% emisji CO2, 44% metanu (CH4) i 82% podtlenku azotu (N2O). W sumie 23% całej wypadkowej antropogenicznych emisji cieplarnianych (ekwiwalent 12 Gigaton CO2 rocznie).

Jak zawsze najbardziej ucierpią ludzie biedni. Jak łatwo się domyślić najliczniej ucierpią mieszkańcy południowej i wschodniej Azji. Ale jeśli idzie o susze to szczególnie narażony jest region śródziemnomorski i południowa Afryka. Przypomnę przy okazji, że Polska wysycha.

Lista zagrożeń jest długa. Erozja gleb, niedobory wody, utrata wegetacji, pożary, topnienie zmarzliny, degradacja wybrzeży i topików, mniejsze zbiory… Wszystkie tym bardziej dotkliwe im bardziej podgrzejemy planetę. Co więcej z roku na rok jest coraz więcej dowodów na to, że nadmiar CO2 w powietrzu wcale nie jest dobry dla roślin i IPCC tym razem pisze wprost, że prowadzi on do obniżenia wartości odżywczej niektórych upraw. Pogorszeniu ulegnie również wydajność hodowli zwierząt. W scenariuszu “pośrednim”, który ja nazwałbym optymistycznym, bo z reguły sprawdzają się te pesymistyczne przewidywania IPCC, do 2050 susze i degradacja siedlisk ludzkich dosięgnie 178 milionów ludzi przy zdecydowanie optymistycznym ociepleniu o 1,5’C, 220 milionów przy 2’C i 270 milionów przy 3’C. Mówimy tu o dodatkowych, bo już dziś pół miliarda ludzi zamieszkuje tereny podlegające pustynnieniu.

Nie wiem czy wcześniej IPCC mówiło o tym w raportach, ale tym razem jasno stwierdzają, że katastrofa klimatyczna może prowadzić do zagrożenia życia, wielkich migracji, głodu a to prowadzić może do nowych konfliktów zbrojnych. Za pierwszy tego rodzaju konflikt niektórzy uznają wojnę w Syrii.


Adaptacja i łagodzenie skutków

Ląd jest zasobem krytycznym, ale może być też jednym z kluczy do rozwiązania kryzysu klimatycznego. Niektóre z rozwiązań mają natychmiastowy efekt, inne przyniosą skutki na przestrzeni dekad. Te pierwsze to ochrona bogatych w związki węgiel ekosystemów - torfowisk, mokradeł, użytków/pastwisk (rangelands) i lasów namorzynowych. Te, które zapewnią liczne korzyści, lecz dopiero po latach to zalesianie i przywracanie zniszczonych i utraconych lasów oraz wymienionych wcześniej ekosystemów. To również regeneracja zniszczonych gleb i agroleśnictwo.

IPCC podkreśla wielokrotnie, że liczne opcje walki z kryzysem klimatycznym cechują synergie. Niektóre rozwiązania jednocześnie blokują degradację lądów i zwiększają bezpieczeństwo żywnościowe, inne zmniejszają zapotrzebowanie na tereny uprawne i powstrzymują utratę bioróżnorodności. Powstrzymywanie pustynnienia przekłada się na zwiększenie żyzności gleb i tak dalej.

To powiew świeżości w literaturze IPCC, gdzie najczęściej czytałem o synergiach w postaci sprzężeń zwrotnych, gdzie różne skutki globalnego ocieplenia dodatkowo wzmacniały się wzajemnie i napędzały zmiany klimatyczne.

Rozwiązaniem jest zwiększenie wydajności w tym genetyczne poprawki, co pewnie doprowadzi legislatorów w Unii Europejskiej i pseudoekologów do białej gorączki. Ważna jest również zmiana diety na mniej mięsną, co oprócz zmniejszenia emisji może zwolnić miliony (!) kilometrów kwadratowych ziemi. Istotne wreszcie będzie ograniczenie marnowania żywności. Mimo głodujących milionów szacuje się, że 25-30% produkowanej żywności jest tracona lub wyrzucana, to 8-10% całych emisji cieplarnianych ludzkości (gnijąca żywność to metan i dwutlenek węgla trafiający do atmosfery).

IPCC zaleca również lokalną produkcję żywności, zamiast wożenia jej z drugiego końca świata. Zalesianie, tworzenie “zielonych murów” i “zielonych tam” które ograniczą erozję, pustynnienie, utratę wody, poprawią jakość powietrza i lokalne mikro klimaty a jednocześnie stworzą kolejne rezerwuary węgla.


Mierzalne korzyści

Choć to szacunki obarczone ogromnymi niepewnościami, to IPCC szacuje, że gdyby wprowadzić wspominane metody zrównoważonego wykorzystywania lądów, do 2050 moglibyśmy zmniejszyć emisje cieplarniane o ekwiwalent 2-10 gigaton CO2 rocznie, a zmiana diety dałaby kolejne 1-8 gigaton. W sumie 3-18 Gt CO2/rocznie, czyli około 20% rocznych emisji dzisiaj. Wszystkie ścieżki prowadzące do ograniczenia ocieplenia do 1,5’C i 2’C wymagają, by oprócz transformacji w dziedzinie paliw kopalnych doszło do fundamentalnych zmian w tym jak zarządzamy lądami i jak produkujemy (i konsumujemy) żywność.

A nie zapominajmy, że poza ograniczeniem ocieplenia zapewnimy w ten sposób również poprawę dostępu do żywności, lepsze zdrowie, powstrzymanie masowych migracji i dalszą, katastrofalną degradację środowiska. IPCC do wszystkich informacji i przewidywań przypisuje poziomy pewności. Zmniejszenie ubóstwa i poprawa zdrowia publicznego na skutek proponowanych przemian opisywana jest jako “high confidence”, co oznacza ponad 80% prawdopodobieństwo.


Działania w krótkim terminie

Podobne silne przekonanie o pozytywnych efektach IPCC wyraża wobec polityki zachęcającej do zrównoważonego zarządzania lądem i zmniejszania nierówności i emancypacji kobiet. Wśród kluczowych działań na ten moment znajduje się budowanie narzędzi instytucjonalnych i finansowych, umożliwiających przemiany, rozpowszechnianie wiedzy i technologii oraz wprowadzanie systemów wczesnego ostrzegania (czyli również instrumentów do dokładniejszej i lepszej analizy klimatu i pogody).

W ostatnich sekcjach raportu IPCC mówi nawet językiem bezwzględnego kapitalizmu. Otóż okazuje się, że poza poprawą zdrowia ludzi, walką z głodem i biedą, powstrzymaniem katastrofalnego spadku bioróżnorodności, hamowaniem niszczenia lądów, poza korzyściami socjalnymi ekonomicznymi, ekologicznymi… na ratowaniu świata można zarobić. IPCC wskazuje, że stopa zwrotu może sięgać 300-600% na wartości odrestaurowanych terenów. Powstrzymania końca świata się opłaca. Kto by pomyślał.


I jeszcze link do raportu, a raczej podsumowania dla decydentów:
https://www.ipcc.ch/site/assets/uploads/2019/08/4.-SPM_Approved_Microsite_FINAL.pdf


Podoba Ci się to co robię? Wpłyń na rozwój strony i zostań patronem Węglowego.


poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Pierdzinotka - naukowo o gazach jelitowych

Z okazji 10 000 lajków planowałem napisać coś wyjątkowego (jak widać, trochę mi zeszło). Wiedziałem, że musi być naukowo. Jak zawsze najlepszy okazał się schemat proste pytanie - ciekawa odpowiedź. Jestem pewien, że jednym z pytań, które spędzają Wam sen z powiek jest to, czy puszczając bączka, stajemy się ciężsi, czy lżejsi? Miło mi powiedzieć, że od dziś będziecie mogli spać spokojnie.

Czy muszę wspominać, że jeśli temat gazów jelitowych godzi w Waszą wrażliwości i nie tolerujecie różnych określeń na bączki, to powinniście niezwłocznie zaprzestać lektury? Zamiast tego mogę polecić cały szereg kulturalnych i nie mniej naukowych tekstów na Węglowym.

Zacznijmy zatem nasze rozważania. Co to znaczy, że stajemy się lżejsi po pierdnięciu? Można by powiedzieć, że wydalając cokolwiek poza organizm zmniejszamy naszą masę, bo „jest nas mniej”. W tym wypadku jednak chodzi o to, jak zmieniłoby się wskazanie wagi w momencie puszczenia bąka, gdyby była dość precyzyjna. Jeśli stojąc na wadze puszczę trzymany balonik z wodorem lub helem, wskazanie powinno delikatnie wzrosnąć.

Najlepiej oczywiście byłoby wykonać solidny eksperyment. Wyzwanie jednak jest większe niż można by się spodziewać. Potrzebna dokładność sięga miligramów. Tak precyzyjne wagi istnieją, ale nie waży się na nich ludzi. Pewnie możliwe jest skonstruowanie przeciwwagi, dzięki której można by bezpiecznie stanąć na jednym z takich urządzeń, ale pomijając kłopot z organizacją, w tej skali pewnie samo sprężynowanie i bujanie przeciwwagi, oddychanie czy najdrobniejsze ruchy mogłyby wprowadzać szumy przekraczające “efekt”. Na pewno trzeba by wstrzymywać oddech w czasie pierdzenia, acz to niektórym przychodzi naturalnie. Dlatego kibicuję każdemu kto porwie się na ten godny IgNobla wyczyn, ale sam wymiękam i pozostanę w sferze teoretycznych rozważań podpartych danymi naukowymi.

Skupimy się na tym, czy bączek, kiedy cieszy się przytulną ciemnością naszych jelit, ma wyporność większą czy mniejszą od powietrza. Innymi słowy, czy masa pierdziocha w brzuchu podzielona przez jego objętość, jest mniejsza czy większa od masy takiej samej objętości powietrza. To klucz do odpowiedzi na nasze pytanie. I wiecie co… Nauka jest piękna, a odkrywanie tajemnic świata fascynujące. Bardzo często, nawet jeśli sprowadzimy coś do pozornie prostego pytania, to odpowiedź może być zaskakująca. Bo widzicie... jeśli spytamy, czy po pierdnięciu jesteśmy lżejsi, czy wręcz przeciwnie, odpowiedź brzmi:


TO ZALEŻY.

Zgodnie z tym co już napisałem, kluczowe dla naszych rozważań powinno być porównanie gęstości powietrza oraz bączka. Dla wygody będziemy jednak porównywać masy molowe. Wiem jak niektórzy reagują na wzory, więc podam Wam jedynie tego linka do dowodu. Autor używa Prawa Boyla i kilku prostych przekształceń. Tym, którzy chcieliby mi powiedzieć, że bąki nia są gazami idealnymi powiem - macie rację. Jednakże nasza nieidealna atmosfera i nasze nieidealne pierdzioszki w temperaturach i ciśnieniach, z którymi mamy do czynienia zachowują się tak jak gaz idealny. Dopóki nie macie w tyłku arktycznych temperatur, a ciśnienie nie starczy do rozsadzenia termoforu, nie zaprzątajcie sobie tą niedoskonałością głowy.

Masa molowa powietrza jest dość łatwa do obliczenia:
Masa molowa Zawartość
azot N2 28 78.08% 21.86
tlen O2 32 20.95% 6.70
argon Ar2 40 0.93% 0.37
Dwutlenek węgla CO44 44 0.04% 0.02
SUMA 100% 28.96

Gazy inne to mniej niż 0,003%. Para wodna, natomiast, jeśli jest obecna, jedynie zmniejsza gęstość powietrza. Masa molowa pierdzioszka, to moment w którym robi się ciekawiej...

Gazy jelitowe pochodzą z kilku źródeł. Połykamy całkiem sporo powietrza, poza tym powstają one w wyniku fermentacji bakteryjnej i oczywiście metabolizmu. Pozbywamy się ich na trzy sposoby – część wybekujemy (nawiasem mówiąc, czy wiecie, że „krowi metan” pochodzi głównie z krowich beknięć, nie pierdnięć?), część dyfunduje, trafia do krwioobiegu, a następnie jest wydychana (dlatego część diagnostyki stanu jelit można prowadzić na podstawie badania wydychanego powietrza). Reszta opuszcza organizm gdy puszczamy wiatry. I tą resztą zajmiemy się dzisiaj.

Z przyczyn dla mnie kompletnie niezrozumiałych nie ma wiele literatury poświęconej temu zagadnieniu. Znalazłem kilka źródeł, które odwoływały się do siebie wzajemnie lub prowadziły do artykułu doktor nauk biomedycznych - Anne Marie Helmenstine, według której skład bąka przedstawia się następująco:

Masa molowa Zakres
azot N2 28 20-90%
wodór H2 2 0-50%
dwutlenek węgal CO2 44 10-30%
tlen O2 32 0-10%
metan CH4 16 0-10%
smród 45+ 1%

Na pierwszy rzut oka widać, że pierd pierdowi nierówny. Jednym z kluczowych dla wyporności składników może być metan. Jak się okazuje, nie każdy z nas ma w jelitach bakterie produkujące ten gaz. W tej kwestii również trudno o rzetelne informacje, bo jedne źródła mówią, że raptem połowa z nas posiada odpowiednią faunę, inni twierdzą, że tylko jedna trzecia ludzi wzbogaca swoje wiatry metanem. Zanim przejdziemy do przykładów, słówko o “smrodzie”. Otóż ten niecały procencik zawiera między innymi metanotiol i siarkowodór. I to właśnie ten drobny ułamek bąka jest przyczyną niejednej kłótni, nerwowej atmosfery w windzie czy wzajemnych oskarżeń. Jest też jedną z cięższych frakcji w ludzkim bąku.

Jeśli założymy, że delikwent nie posiada tej cechy (nie produkuje metanu) i jego “produkt” zdominowany jest przez azot (50%) i dwutlenek węgla (30%) i dopełniony przez tlen (10%) i wodór (9%) z odrobiną smrodku (1%), to masa molowa wyniesie 31 gramów na mol. To ciężki bąk. Wypierdzenie tak skomponowanej mieszanki sprawi, że staniemy się lżejsi.

Jeśli jednak znajdziemy wybrańca zdolnego do produkcji metanu, jeśli nakarmimy go czymś bogatym w siarkę, brokułami, kapustą czy jarmużem, to może dojść do sytuacji, gdzie metan będzie stanowić 10% bąka, wodór 25%, dwutlenek węgla skromne 15%, tlen 5%, a całość dopełni smród (1%) i azot (44%). Wtedy masa molowa wyniesie raptem 23 gramy na mol. Taki bąk zatem w atmosferze ziemskiej będzie nam dawał wyporność i uwolnienie go zwiększy naszą wagę.

Kiedy dopiero zaczynałem pracę nad tym tekstem, myślałem, że metan jest języczkiem u wagi. Niektóre źródła twierdzą, że jeśli tylko generujesz metan, to bąk będzie lżejszy od powietrza. Więc gdybyśmy tylko wiedzieli, czy dana osoba produkuje metan, moglibyśmy udzielić w miarę zdecydowanej odpowiedzi, czy w jej przypadku staje się lżejsza czy cięższa. Teraz wiem, że nie jest tak prosto. To jednak nie powstrzyma mnie przed umieszczeniem tu poniższej sekcji...


NIE RÓBCIE TEGO W DOMU

Okej. Czyli zadałeś sobie to pytanie. “Czy ja produkuję metan?” Na pewno jest sporo metod by to sprawdzić. Mniej lub bardziej inwazyjnych. Można by próbować łapać gaz i oddać do jakiegoś laboratorium. Lub próbować zbadać florę jelitową… Ale można by też poczuć się jak astronom i dokonać naukowo brzmiącej analizy spektralnej.

To analiza spektrum światła pozwala nam badać gwiazdy, pulsary, kwazary, galaktyki, mgławice i supernowe, odległe o miliony lat świetlnych bez ruszania tyłka z Ziemi. Kolory światła mówią nam wiele o badanych obiektach. Wodór i metan są łatwopalne. Wodór płonie żółtym, wpadającym w pomarańcz kolorem. Metan płonie błękitnym ogniem. Just sayin’.


CIŚNIENIE

Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Ciśnienie. Wbrew temu czego można by się spodziewać, gazy jelitowe nie znajdują się pod ogromnym ciśnieniem. Trafiłem na informacje o jednym badaniu, według którego ciśnienie w okrężnicy może być do 30% większe od atmosferycznego i traktować to należy jako ekstremum (widzieliście wzdęte pośmiertnie wieloryby?). Jeśli tak wygląda absolutna górna granica, uznałem, że może warto zerknąć na ciśnienie w typowym imprezowym baloniku przed pęknięciem. Tu z pomocą przybył Jerzy Michałowski, któremu serdecznie dziękuję za poświęcenie swojego czasu i umiejętności. Powiedział “mam czujnik ciśnienia, raspberry pi i kilka balonów”. A ja opanowałem się przed zacytowaniem Blues Brothers. Dwa tuziny godzin później okazało się, że balonik pęka przy 108 kPa, czyli około 6% ponad ciśnienie atmosferyczne. W sieci (wraz z czytelnikami) dotarłem do informacji o balonikach, którym wystarczyło 4% a nawet raptem 2,5% ciśnienia ponad atmosferyczne.

Jeśli jednak uwzględnimy ekstremalne ciśnienie, to nawet przy masie molowej zwiększonej o 30%, pierdzioszki o skrajnym składzie będą osiągać masy od 22 (lżejsze od powietrza) do 40 gram na mol (choć w tym wypadku naciągane jest mówienie o gramach na mol, ale idea pozostaje w mocy - gęstości powiększone o 30% będą zarówno większe jak i mniejsze od powietrza atmosferycznego).


KONKRET

Wiemy już, że bąk może zarówno zwiększyć jak i zmniejszyć naszą wagę. Pora jednak odpowiedzieć na pytanie jak bardzo. Jak bardzo zmieniłoby się wskazanie wagi, która byłaby w stanie uchwycić tak małe zmiany. Z samego faktu, że poruszamy się na samej granicy lżejszy/cięższy możemy się domyślać jak minimalny wpływ na wskazanie wagi wchodzi w grę.

Jeśli zgodnie z jednym z moich źródeł (które pokrywa się z powyższą tabelą rozpiętości składu wiatrów) założymy, że pierdzioszek waży ok. 37 miligramów, to jego wyporność może osiągnąć około 5-6 miligramów. Tak że puszczając taki wiatr, zyskamy dodatkową wagę dwóch głodnych komarów.


SIĘGAJĄC KOSMOSU

Trudno mi się rozstawać z tym tematem, więc mam jeszcze jedną myśl. Słyszeliście pewnie, że nowa generacja rakiet będzie stosować metan jako paliwo (New Glenn Jeffa Bezosa, podobnie jak BFR Elona Muska). Istnieje szereg powodów, które sprawiają, że sam dałem się przekonać, że to nie jest kombinowanie i że może nie jest to taka zła alternatywa dla latania “na wodę” (tzn spalając wodór i tlen). Mam nadzieję, że kiedyś napiszę o tych powodach, teraz jednak sięgnę po jeden, przytaczany przez Elona. Metan jest paliwem, które w miarę nieźle powinno dać się produkować na Marsie, więc rakiety mogłyby wracać z Czerwonej Planety korzystając z paliwa wytworzonego in situ. Wiecie gdzie z tym zmierzam…

Ile czasu potrzebowałaby setka kolonistów (założymy, że selekcja kolonistów odrzuca tych, którzy nie pierdzą metanem), by “zatankować” rakietę i wrócić na Ziemię? Starship (według bardzo wczesnych założeń), ma mieścić 240 ton metanu, to jest 240 000 000 gramów. Statystyczny bączek zawiera 1,8 miligrama metanu i puszczamy statystycznie 14 takich wiaterków dziennie, czyli 24 miligramów na dobę. Przy takich założeniach, setka marsjańskich osadników potrzebowałaby… 270 tysięcy lat by zatankować swój pojazd powrotny.


Źródła:
Air - Molecular Weight and Composition
What is the relationship between molar mass and density?
What Is a Fart Made Of? (rzekomo kolor płomienia)

Pressure – The Life of the Party (balon na imprezie)
Publikacja: Inflating a Rubber Balloon
Publikacja: Balloons revisited
Gas turbine combustion performance test of hydrogen and carbon monoxide synthetic gas - fotka płomieni

Podoba Ci się to co robię? Wpłyń na rozwój strony i zostań patronem Węglowego.
Jesteś zbulwersowany/zbulwersowana? Odwołaj patronat tutaj.