Niedawno na łamach Nowej Fantastyki napisałem o eksplozji wulkanu Tambora w 1816 roku. Doprowadziła ona do obniżenia średniej globalnej temperatury o pół stopnia na rok. Szacuje się, że w wyniku tego kataklizmu zginęło 0,2% populacji świata. Połowa tych ofiar przypisywana jest pośrednim skutkom. Największa plaga głodu w XIX wieku, sprowokowała demonstracje, zamieszki, szabrownictwo. Zimne i wilgotne lato doprowadziło do do epidemii tyfusu. W Azji zakłócony cykl monsunowy również doprowadził do katastrofy rolniczej a jej w następstwie epidemii nowego szczepu cholery.
Tekst miał podkreślić jak wrażliwi jesteśmy na zmiany klimatyczne. Zawiera ostrzeżenie - jeśli rok ze zmienioną o pół stopnia temperaturą dwa wieki temu miał takie skutki to co będzie na przeludnionej planecie, zamieszkanej przez cywilizację dalece bardziej uzależnioną od delikatnej infrastruktury energetycznej, żywnościowej, technologicznej, którą podgrzejemy o 1-2 stopnie, nie na rok ale “na stałe”. Tekst nie przypadł do gustu Jarosławowi Olszakowi (i pewnie nie tylko jemu). Twierdzi, że w kwestii zmian klimatycznych więcej jest pytań niż odpowiedzi. Przekazał mi prezentację, która jego zdaniem zawiera pytania a nie odpowiedzi, którą pokazuje swoim studentom.
Po zapoznaniu się z nią, nie dziwi mnie, że źle przyjął mój tekst. Jestem też zniesmaczony perspektywą, że ktoś nie będący klimatologiem może używać autorytetu dydaktyka do prezentowania czegoś takiego. Choć autor twierdzi, że zadaje pytania, rzeczywistości uprawia tendencyjne przedstawianie informacji i zdradza niezrozumienie mechanizmów tak klimatu jak i samej nauki.
Spora część prezentacji bazuje na podstawowym błędzie, żeby z dobrej woli nie nazwać tego manipulacją. Mianowicie spycha temat na wartości bezwzględne, podczas gdy problemem jest wytrącenie klimatu z równowagi. Tym smutniejsze, że oznacza iż kompletnie nie zrozumiał sensu mojego felietonu. Nie ważne czy natura emituje 700 Gt CO2 do atmosfery rocznie, skoro tyle samo absorbuje. Problem w tym, że te bardzo zgrubnie liczone 40 Gt CO2 emitowane przez ludzi nie jest absorbowane (to ogromne uproszczenie bo w rzeczywistości oceany i tak mocno kompensują nasze emisje). Clou naszych problemów nie jest to jaki procent emisji jest antropogeniczny, tylko, że nasze emisje zakłócają w gwałtowny sposób równowagę klimatu planety. Pojawia się też wzmianka o tym, że klimat zawsze się zmieniał, ale milczy na temat tempa tych zmian. Lubię to porównywać do starcia z lodowcem który może poruszać się np. jeden metr dziennie a toczącą się ku nam kilkutonową kulą lodu rodem z Poszukiwaczy Zaginonej Arki. Czy jest ona równie niegroźna jak pozornie nieruchomy lodowiec?
U pana Olszaka nie brak też walki z chochołem. Na przykład utrzymuje, że w dyskusjach zapomina się o naturalnym efekcie cieplarnianym (dzięki któremu średnia temperatura przy powierzchni wynosi +15’C a nie -18’C). Wniosek? “Efekt cieplarniany jest więc zjawiskiem naturalnym i korzystnym.” Równie dobrze można powiedzieć tonącemu, że woda jest cząsteczką życia.
Ponadto pan Olszak opisując np procentowy wpływ CO2 na ocieplenie czy procentowy udział człowieka w efekcie cieplarnianym serwuje szereg niedopowiedzeń i manipulacji. Para wodna jest mocniejszym gazem cieplarnianym, ale nie należy mylić skutków i przyczyn. Więcej CO2 to wyższa temperatura, to więcej pary wodnej w atmosferze… Trudno mi uwierzyć, że inżynier, nawet jeśli nie specjalizuje się w klimacie, nie rozumie sprzężeń zwrotnych.
Bardzo gryzą w oczy drobne insynuacje i niedopowiedzenia, którymi upstroczona jest całą prezentacja. Na przykład stwierdzenie, że łączny udział gazów cieplarnianych w atmosferze wynosi 5% nie jest nieprawdziwe. Ale dla niewprawionego słuchacza, jakim może być student PW może oznaczać, że to pomijalny drobiazg. Kilka gramów cyjanku stanowi mniej niż promil masy ciała dorosłego człowieka. Nie zabrakło paskudnych insynuacji co do motywacji pracowników IPCC, dziennikarzy czy działaczy ekologicznych. Oberwało się też Mauna Loa. Niczym bumerang wraca bzdura o wycieku maili. Nie zabrakło też rzekomych “głosów przeciwnych” takich jak niesławny Heidelberski, czy Petycja Oregońska, gdzie z 30 000 sygnatariuszy całych 39 ma specjalizuje się w naukach o klimacie. W ten sposób pan Olszak próbuje wywołać iluzję, że w gronie specjalistów istnieją różnice w podstawowych kwestiach. Różnice i wątpliwości są liczne, ale w fundamentach, które określa on mianem hipotezy. Dominujący wpływ człowieka na obecne zmiany klimatyczne to nie założenie badań ale wniosek jaki z nich płynie. Całość uzupełniają zarzuty wobec modeli klimatycznych. Wbrew temu co można by sugerować nie są one napędzane złą wolą i wymyślonymi tezami, ale danymi naszą wiedzą o tym jak promieniowanie oddziałuje z atmosferą, lądami i oceanem. Ich skuteczność jest coraz większa z roku na rok: link1, link2
Podsumowując, pan Olszak deklaruje, że w jego prezentacji zadawane są pytania a nie odpowiedzi i że zadaje je swoim studentom. Chciałbym w to wierzyć, ale to co zobaczyłem wygląda dosłownie jak deklaracje antyszczepionkowców zestawione z ich działaniami i głoszonymi treściami. Zobaczyłem ograne mity, insynuacje, przemilczenia i brak zrozumienia dla tematu. Ogromnie zasmuca mnie, że czymś takim karmieni są studenci Politechniki Warszawskiej i to wydziału na którym wykłada również grono specjalistów z Zespołu Meteorologii i Zespołu Ochrony Atmosfery.
Tekst miał podkreślić jak wrażliwi jesteśmy na zmiany klimatyczne. Zawiera ostrzeżenie - jeśli rok ze zmienioną o pół stopnia temperaturą dwa wieki temu miał takie skutki to co będzie na przeludnionej planecie, zamieszkanej przez cywilizację dalece bardziej uzależnioną od delikatnej infrastruktury energetycznej, żywnościowej, technologicznej, którą podgrzejemy o 1-2 stopnie, nie na rok ale “na stałe”. Tekst nie przypadł do gustu Jarosławowi Olszakowi (i pewnie nie tylko jemu). Twierdzi, że w kwestii zmian klimatycznych więcej jest pytań niż odpowiedzi. Przekazał mi prezentację, która jego zdaniem zawiera pytania a nie odpowiedzi, którą pokazuje swoim studentom.
Po zapoznaniu się z nią, nie dziwi mnie, że źle przyjął mój tekst. Jestem też zniesmaczony perspektywą, że ktoś nie będący klimatologiem może używać autorytetu dydaktyka do prezentowania czegoś takiego. Choć autor twierdzi, że zadaje pytania, rzeczywistości uprawia tendencyjne przedstawianie informacji i zdradza niezrozumienie mechanizmów tak klimatu jak i samej nauki.
Spora część prezentacji bazuje na podstawowym błędzie, żeby z dobrej woli nie nazwać tego manipulacją. Mianowicie spycha temat na wartości bezwzględne, podczas gdy problemem jest wytrącenie klimatu z równowagi. Tym smutniejsze, że oznacza iż kompletnie nie zrozumiał sensu mojego felietonu. Nie ważne czy natura emituje 700 Gt CO2 do atmosfery rocznie, skoro tyle samo absorbuje. Problem w tym, że te bardzo zgrubnie liczone 40 Gt CO2 emitowane przez ludzi nie jest absorbowane (to ogromne uproszczenie bo w rzeczywistości oceany i tak mocno kompensują nasze emisje). Clou naszych problemów nie jest to jaki procent emisji jest antropogeniczny, tylko, że nasze emisje zakłócają w gwałtowny sposób równowagę klimatu planety. Pojawia się też wzmianka o tym, że klimat zawsze się zmieniał, ale milczy na temat tempa tych zmian. Lubię to porównywać do starcia z lodowcem który może poruszać się np. jeden metr dziennie a toczącą się ku nam kilkutonową kulą lodu rodem z Poszukiwaczy Zaginonej Arki. Czy jest ona równie niegroźna jak pozornie nieruchomy lodowiec?
U pana Olszaka nie brak też walki z chochołem. Na przykład utrzymuje, że w dyskusjach zapomina się o naturalnym efekcie cieplarnianym (dzięki któremu średnia temperatura przy powierzchni wynosi +15’C a nie -18’C). Wniosek? “Efekt cieplarniany jest więc zjawiskiem naturalnym i korzystnym.” Równie dobrze można powiedzieć tonącemu, że woda jest cząsteczką życia.
Ponadto pan Olszak opisując np procentowy wpływ CO2 na ocieplenie czy procentowy udział człowieka w efekcie cieplarnianym serwuje szereg niedopowiedzeń i manipulacji. Para wodna jest mocniejszym gazem cieplarnianym, ale nie należy mylić skutków i przyczyn. Więcej CO2 to wyższa temperatura, to więcej pary wodnej w atmosferze… Trudno mi uwierzyć, że inżynier, nawet jeśli nie specjalizuje się w klimacie, nie rozumie sprzężeń zwrotnych.
Bardzo gryzą w oczy drobne insynuacje i niedopowiedzenia, którymi upstroczona jest całą prezentacja. Na przykład stwierdzenie, że łączny udział gazów cieplarnianych w atmosferze wynosi 5% nie jest nieprawdziwe. Ale dla niewprawionego słuchacza, jakim może być student PW może oznaczać, że to pomijalny drobiazg. Kilka gramów cyjanku stanowi mniej niż promil masy ciała dorosłego człowieka. Nie zabrakło paskudnych insynuacji co do motywacji pracowników IPCC, dziennikarzy czy działaczy ekologicznych. Oberwało się też Mauna Loa. Niczym bumerang wraca bzdura o wycieku maili. Nie zabrakło też rzekomych “głosów przeciwnych” takich jak niesławny Heidelberski, czy Petycja Oregońska, gdzie z 30 000 sygnatariuszy całych 39 ma specjalizuje się w naukach o klimacie. W ten sposób pan Olszak próbuje wywołać iluzję, że w gronie specjalistów istnieją różnice w podstawowych kwestiach. Różnice i wątpliwości są liczne, ale w fundamentach, które określa on mianem hipotezy. Dominujący wpływ człowieka na obecne zmiany klimatyczne to nie założenie badań ale wniosek jaki z nich płynie. Całość uzupełniają zarzuty wobec modeli klimatycznych. Wbrew temu co można by sugerować nie są one napędzane złą wolą i wymyślonymi tezami, ale danymi naszą wiedzą o tym jak promieniowanie oddziałuje z atmosferą, lądami i oceanem. Ich skuteczność jest coraz większa z roku na rok: link1, link2
Podsumowując, pan Olszak deklaruje, że w jego prezentacji zadawane są pytania a nie odpowiedzi i że zadaje je swoim studentom. Chciałbym w to wierzyć, ale to co zobaczyłem wygląda dosłownie jak deklaracje antyszczepionkowców zestawione z ich działaniami i głoszonymi treściami. Zobaczyłem ograne mity, insynuacje, przemilczenia i brak zrozumienia dla tematu. Ogromnie zasmuca mnie, że czymś takim karmieni są studenci Politechniki Warszawskiej i to wydziału na którym wykłada również grono specjalistów z Zespołu Meteorologii i Zespołu Ochrony Atmosfery.
A mnie zasmuca, że wykładowca daje wyraz i szczyci się wręcz taką nienaukowością nauczania... Mam tylko nadzieje, że są u niego jacyś studenci, którzy krytycznie do tego podchodzą. Choć pewnie na otwartą dyskusję, czy może w ogóle na dyskusję po wykładnie nie ma co liczyć. Chyba, że coś się zmieniło od czasu, jak ja byłam w Polsce studentką. Muszę przyznać, że w Niemczech power distance na uczelni nie jest tak duży, jak w Polsce i studenci więcej dyskutują czy próbują wpływać na profesora, co jest ogólnie dobrą rzeczą, nawet jeśli w 90% dyskutuje się np. o tym, czy powinien być egzamin, czy praca domowa. Studenci to niby elita intelektualna, więc mam nadzieję, że kultura dyskusji się będzie rozwijać, bo wtedy profesorom trudniej będzie prezentować nienaukowe, nielogiczne, nie trzymające się kupy tezy.
OdpowiedzUsuńŻe klimat się zmienia, to widzę. Z historii Ziemi wiem, że takie zmiany mogą mieć katastrofalne skutki, więc głupio byłoby tylko bezczynnie się na to gapić. Czy to ja wywołuję te zmiany, czy mogę je jeszcze powstrzymać, nie jestem pewien, ale na pewno warto spróbować. Jednakże muszę przygotowywać się na najgorsze.
OdpowiedzUsuńJak więc się przygotować? Czy nasze państwa mają już plany, zapasy, odpowiedzi na wszelkie możliwe kataklizmy? Co robić, gdzie uciekać, gdzie się zbierać? Co mogę czynić sam? Takie praktyczne pytania interesują mnie bardziej, niż obwinianie kogoś lub gdybanie, co z tego wyjdzie.
Na przełomie triasu i jury musiał być potężny przemysł co wynika wprost ze stężenia co2 w lodzie z tamtego okresu^^
OdpowiedzUsuń