Strony1

poniedziałek, 27 lutego 2017

Wracamy na Księżyc?

Użyjemy kapsuły, która jeszcze nie jest gotowa, zatkniemy ją na rakiecie, której jeszcze nie przetestowaliśmy, wsadzimy tam ludzi, którzy nie mają pojęcia o byciu astronautami i wystrzelimy ich w podróż dookoła Księżyca zanim minie 2018!
Zrobimy te i inne rzeczy, nie dlatego, że jesteśmy Elonem Muskiem, tylko dlatego, że od pół wieku nikt tego nie robił…


Szalony Elon

OK na serio i konkretnie. Wczoraj wieczorem SpaceX ogłosiło, że dwie prywatne osoby opłaciły już częściowo wycieczkę wokół Księżyca, która ma mieć miejsce pod koniec 2018 roku. W przypadku biznesu kosmicznego to znaczy za chwilę. Na ten moment załogowy Dragon jeszcze nawet nie zabrał pieska na jedno okrążenie na niskiej orbicie okołoziemskiej. Falcon Heavy nie odbył jeszcze nawet dziewiczego lotu. A wspomniane osoby to zapewne ekscentryczni milionerzy, może z zamiłowaniem do sportów ekstremalnych, może zdrowi, ale z pewnością nie są wybitnymi osobnikami ludzkimi, którzy przechodzili niedorzeczne testy NASA w czasie Zimnej Wojny.

Brzmi to absurdalnie. W końcu mówimy tu o locie na odległość 380 000 kilometrów, podczas gdy od 46 lat nikt nie oderwał się na więcej niż jakieś 550 kilometrów ponad powierzchnię Ziemi.


Z drugiej strony…

Jednocześnie przypominam, że takie rzeczy robiliśmy przed 1969 rokiem. Bez współczesnych komputerów, bez 50 lat inżynierii materiałowej i ogólnego rozwoju technologii. Choć załogowy Dragon jeszcze nie był testowany, jest to zmodyfikowana wersja kapsuły, która odbyła już ponad dziesięć lotów. Choć Falcon Heavy jeszcze nie poleciał, to de facto jest to Falcon 9 z przyczepionymi dwoma boosterami Falcona 9. Czyli mówimy tu o wariancie rakiety, która ma niemal trzydzieści udanych lotów na koncie.

No i wreszcie astronauci. Dragony do teraz latały same i pewnie tak będzie i w tym wypadku. Nie zostaną oni wysłani w czymś na kształt lodówki. Pół wieku rozwoju technologicznego robi ogromną różnicę. Jeśli tylko pasażerowie będą gotowi wytrzymać przeciążenie, to nie potrzeba od nich wiele więcej. Oczywiście nie mam wątpliwości, że pasażerowie wsiądą do kapsuły na czubku 70 metrowej rakiety z pełną świadomością, że mogą zginąć. Ich prawo, nasz zysk. Bo nawet jeśli ten lot będzie kompletną katastrofą jak Apollo 1, to wiele się z niego nauczymy.

“Jeśli ustawisz sobie niedorzecznie ambitny cel i zawiedziesz, twoja porażka będzie ponad sukcesem całej reszty”.


Ogłoszenie:
SpaceX to send privately crewed dragon spacecraft beyond the Moon next year


środa, 22 lutego 2017

TRAPPIST-1 - komentarz Węglowego

Wiele hałasu o małą gwiazdkę i wianuszek planet. Tak można podsumować zakończoną chwilę temu konferencję NASA. Ogłoszono w jej trakcie odkrycie aż siedmiu planet typu ziemskiego krążących wokół bardzo zimnego karła (drobnej gwiazdy) odległego o zaledwie 39 lat świetlnych od Słońca.

Zależnie kto czego oczekiwał może to być tak niesamowite jak i lekko rozczarowujące. Niesamowite, bo takiego bogactwa planet tak podobnych masą i rozmiarem do Ziemi wokół jednej gwiazdy jeszcze nie widzieliśmy. Rozczarowujące, bo choć aż trzy planety znajdują się w tak zwanej ekosferze, szanse na to by były gościnnymi miejscami są dość niewielkie.

To tłoczne miejsce. Najdalsza planeta układu TRAPPIST-1 znajduje się sześć razy bliżej swojej gwiazdy niż Merkury względem Słońca. Najbliższa natomiast jest bliżej niż Callisto (jeden z galileuszowych księżyców) względem Jowisza. A skoro już o Jowiszu mowa - jest on tylko odrobinę mniejszy od gwiazdy TRAPPIST-1.

Planety
Na górze widzimy oczywiście jedynie wyobrażenie artysty. Interesują nas jednak liczby. TRAPPIST-1 zawstydza nasz układ ilością planet typu ziemskiego. Planety e, f oraz g znajdują się w ekosferze - tzn. w odpowiedniej odległości, by na ich powierzchni mogła znaleźć się woda w stanie ciekłym. Planety w tym układzie są mniej zróżnicowane jeśli idzie o rozmiary niż nasz kwartet. Ciekawiej jest natomiast pod względem gęstości. Planeta f, środkowa z “tych w ekosferze”, ma gęstość zaledwie 60% gęstości Ziemi, planeta c natomiast jest aż 16% gęściejsza od Ziemi. Dla porównania Mars ma 74% gęstości Ziemi a Merkury 109%. Wszystkie jednakże najprawdopodobniej są planetami skalnymi. Nie należy się też sugerować tymi danymi nadmiernie w kontekście przyjazności dla życia. Patrząc na te kryteria można by sądzić, że Wenus powinna być lepszą kandydatką dla życia i kolonizacji. Tymczasem z wielu powodów to Mars jest znacznie bardziej obiecujący.


Pomiar
To co szczególnie mnie zafascynowało, to sposób wyznaczenia masy planet. Typową metodą (być może w tym wypadku też się nią posiłkowano) jej oceny jest obserwacja przesunięć dopplerowskich gwiazdy - mówią nam one jak mocno na gwiazdę wpływają jej planety. Im mocniej, tym większa ich masa. Tu jednak wszystko jest upakowane tak ciasno, że planety wpływają na siebie nawzajem, przez co “rok” każdej planety czasem jest dłuższy, czasem krótszy, zależnie od tego, czy sąsiadki ciągną ją w jedną czy drugą stronę. Skrupulatnie analizując zmiany okresu obiegu poszczególnych planet, oceniając jak mocno wpływają na siebie wzajemnie, naukowcy oznaczyli ich masy. Na powyższym wykresie widać również jak skomplikowane w analizie musiały być pomiary jasności TRAPPIST-1.


Wątpliwości i fantazja
Jak wszystko co wiemy przekłada się na szanse na to, że na TRAPPIST-1 znajduje się życie? Myślę, że należy je ocenić jako marne. Gwiazdy mniejsze od Słońca cechuje długowieczność, co dawałoby masę czasu na ewolucję życia. Niestety są one też bardziej kapryśne - wiatr słoneczny w takich układach jest mocniejszy a potencjalnie śmiercionośne rozbłyski częste. Ponadto są to gwiazdy chłodniejsze, więc ich ekosfery znajdują się bardzo, bardzo blisko. Toteż szansa, że tak umiejscowiona planeta będzie regularnie sterylizowana jest bardzo duża. Trudno jej będzie również zachować atmosferę. Ziemia utrzymuje swoją delikatną otoczkę dzięki polu magnetycznemu. Pole magnetyczne zawdzięcza natomiast ruchowi obrotowemu. Niestety TRAPPIST-1 jest tak upakowany, że prawdopodobnie wszystkie planety są zawsze zwrócone tą samą stroną w kierunku gwiazdy, tak jak my zawsze widzimy jedną stronę Księżyca. Być może choć część tych planet powstała dalej od gwiazdy i mogły uformować atmosfery i dopiero później zbliżyły się do gwiazdy. I tak jednak bez jakiegoś mechanizmu odzyskiwania atmosfery (wulkanizm?) pewnie zostałyby ogołocone w krótkim czasie.

Mimo to możemy puścić wodze fantazji. Widok na niebie każdej z tych planet byłby iście magiczny. Nad głowami dominowałaby wielka, acz mniej oślepiająca niż Słońce, gwiazda i sznur wyraźnie widocznych planet. Odległości są tam tak niewielkie, że nie byłyby one punktami światła jak Wenus czy Jowisz na naszym niebie - byłyby trochę mniejsze od Księżyca, z dnia na dzień w innych punktach. Gdyby jednak istniała tam jakaś cywilizacja na podobnym poziomie rozwoju, to kolonizacja byłaby nieporównywalnie łatwiejsza i bardziej kusząca niż w przypadku naszego satelity lub Marsa. Trappistianie nie ścigaliby się kto pierwszy wetknie flagę. To byłby wyścig po nowe światy.


Źródła:
https://exoplanets.nasa.gov/trappist1/
https://www.youtube.com/watch?v=bnKFaAS30X8
https://www.nasa.gov/press-release/nasa-telescope-reveals-largest-batch-of-earth-size-habitable-zone-planets-around


Grafiki:
ESO Astronomy/O. FurtakESO/O. Furtak
NASA - National Aeronautics and Space Administration


wtorek, 14 lutego 2017

Walentynki dla proepidemików



"Walentynki proepidemików" to społeczna akcja blogerów zajmujących się tematyką zdrowia i racjonalnego rozumowania w oparciu o dowody naukowe. Rosnąca popularność ruchów antyszczepionkowych czy inaczej moda na nieszczepienie stanowią zagrożenie dla zdrowia nas wszystkich, a w szczególności małych dzieci, ludzi przewlekle chorych oraz osób starszych o osłabionej odporności.

W życiu podejmujemy wiele decyzji. Akceptujemy często brak wyboru (np. obowiązek zapinania dzieciom pasów w samochodzie) nie dlatego, że jest to emanacja opresyjnego państwa, ale dlatego, że te decyzje są słuszne tylko na jeden jedyny sposób. Jakikolwiek wybór alternatywny jest działaniem na naszą szkodę i grozi poważnymi konsekwencjami osobom z naszego otoczenia.

Podczas gdy cały świat usilnie zmierza ku ostatecznemu wytępieniu niektórych patogenów (np. dzikiego polio), medialna działalność pojedynczych osób sabotuje nasze szanse wyeliminowania wielu chorób, których szerzeniu się zapobiegają szczepienia. Osoby te nie mają wiedzy ani wykształcenia kierunkowego w kwestii szczepień, podają często nieprawdziwe dane i przekręcają lub ignorują wyniki badań tysięcy niezależnych naukowców. Często same mają w tym ukryty interes, bo sprzedają lub promują niesprawdzone oszukańcze "terapie alternatywne”.
Ci pozornie niewinni "zwolennicy wyboru" de facto prowadzą działania proepidemiczne, które grożą szerzeniem się niebezpiecznych, często śmiertelnych chorób wśród milionów dzieci i dorosłych.

Dlatego też uważamy, że szkodliwą działalność proepidemików należy nazywać po imieniu, piętnować przekłamania i tłumaczyć, jak jest naprawdę, ponieważ szczepienia padają ofiarą swojego sukcesu: tak mało ludzi dziś choruje, że stać nas na luksus postaw antyszczepionkowych - zapominamy, jakim zagrożeniem są choroby.

W interesie chorób zakaźnych jest wzrost popularności mody na nieszczepienie szerzonej przez antyszczepionkowych celebrytów-ignorantów. Stąd też zrozumiały zachwyt dla ich dorobku wśród licznych patogenów, które zostały bohaterami naszej walentynkowej akcji. Dla zarazków jedyną szansą na zarażenie kolejnych osób jest nasz wybór nieszczepienia naszych dzieci.


Pozostałe walentynki znajdziecie na innych blogach i fan page’ach biorących udział w naszej społecznej akcji.


http://neuropa.pl/
http://www.crazynauka.pl/
https://patolodzynaklatce.wordpress.com/
http://www.totylkoteoria.pl/
http://niezdrowybiznes.pl/
https://www.facebook.com/Kłamstwa-Jerzego-Z/
http://uniguggle.blogspot.com/
http://www.doktor-mama.pl/
https://www.facebook.com/FaktyMityGenetyki
https://www.facebook.com/uniwersytety.dla.nauki.pajace.docyrku