Tekst opublikowany w Nowej Fantastyce 8/2015
Co robi wielu chorych po opuszczeniu gabinetu lekarskiego z diagnozą? Udaje się po drugą opinię. W końcu nawet jeśli dany lekarz jest dobry, to nie pozjadał wszystkich rozumów, warto podeprzeć się doświadczeniem innego. Jednocześnie, pomysł by dać się diagnozować komputerowi, w moim doświadczeniu, spotyka się z instynktownym sprzeciwem. Nawet gdy wyjaśniam, że to tak jakby konsultować się z lekarzem, który ma doświadczenie dziesięciu tysięcy lekarzy, moi rozmówcy nie wydają się przekonani.
Tymczasem mniej więcej tak działają pojawiające się coraz liczniej algorytmy i programy diagnostyczne. Najbardziej znanym jest stworzony przez IBM Watson. Początkowo miał on być nowym wyzwaniem dla firmy po tym jak Deep Blue pokonał Garri Kasparowa w szachy. Celem było wygranie w teleturnieju Jeopardy! (którego polskim odpowiednikiem jest Va banque). By tego dokonać komputer musiał być w stanie rozumieć naturalny język - czyli rozumieć pytania, być w stanie znaleźć odpowieź na nie w swojej piętnastoterabajtowej pamięci (zawierającej między innymi kompletny tekst wikipedii) i robić to szybciej niż dwaj najlepsi uczestnicy teleturnieju w historii. Udało się to w 2011 roku.
IBM stwierdził, że to początek nowej ery we współpracy ludzi z komputerami, które będą rozumieć naturalny język, wnioskować i odpowiadać na pytania. Na pierwszy ogień poszła medycyna. Watson został “nakarmiony” 600 tysiącami medycznych publikacji i prób klinicznych oraz historią medyczną półtora miliona pacjentów. W niecały rok diagnozował raka płuc lepiej niż żywi lekarze. W trakcie prac naukowcy stwierdzili, że dobrym pomysłem będzie wprowadzenie do pamięci Watsona słownika slangu (Urban Dictionary), by lepiej rozumiał ewentualne kolokwializmy w materiałach medycznych. Wycofali się z tego, gdy komputer zaczął przeklinać odpowiadając na pytania lekarzy.
Dziś Watson wciąż przewyższa diagnostyków tylko w wąskich dziedzinach, nie ulega jednakże wątpliwości, że zdeklasowanie ludzi to tylko kwestia czasu. Jeszcze w tym roku wszystkie dane pacjentów w amerykańskich szpitalach mają zostać zdigitalizowane. Watson nie jest jedyny. Amerykański startup Enlitic ostatnio pochwalił się swoim algorytmem, który również przyćmił ludzi. W czasie badań, radiolodzy przegapili 7% przypadków nowotworu okrężnicy, automat nie przegapił ani jednego.
Warto jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz. Maszyna nie musi być nieomylna. Wystarczy jeśli będzie lepsza od przeciętnego człowieka. I tu wkracza temat, który niebywale mnie zaskoczył. Biorąc pod uwagę niechęć do elektronicznej diagnozy, którą poznałem z pierwszej ręki, wyniki sondy Cisco dotyczącej zaufania do autonomicznych samochodów są szokujące. W 2013 spytano półtora tysiąca dorosłych osób z dziesięciu krajów o dwie rzeczy. Czy byliby gotowi przejechać się samodzielnym samochodem oraz czy pozwoliliby, by ich dzieci zostały gdzieś zawiezione przez taki samochód. 57% ankietowanych zaufałoby komputerowi za kółkiem. Nieźle jak na raczkującą technologię, która wciąż jest w fazie testów i zmagania się z legislacją. Takie wyniki musiały uspokoić pracujących nad samodzielnymi samochodami gigantów - m.in. Mercedesa, GM, Nissana, Volvo, Audi, Peugeota i oczywiście Google.
Zaskakuje nie tylko 57% poziom zaufania, ale również różnice pomiędzy poszczególnymi krajami. Liderem okazała się Brazylia, gdzie 95% ankietowanych wsiadłoby do takiego samochodu a 92% wsadziłoby doń własne dziecko. Za Brazylią znalazły się Indie (86% / 69%) i Chiny (70% / 53%). Co zdumiewające na końcu znalazła wypadła “ojczyzna robotów”, czyli Japonia, gdzie zaufanie wyniosło jedynie 28% / 27%. Ciekawostką jest również różnica między odpowiedziami na oba pytania. W Japonii, Brazylii, Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii wynosiły one kilka procent. W Indiach, Chinach, USA kilkanaście, w Rosji aż 21 procent mniej ankietowanych było gotowych pozwolić, by ich dzieci pojechały samochodem kierowanym przez komputer (57% / 36%).
Do tej pory testowane samochody nie doprowadziły do wypadku (brały jednak udział w kolizjach z cudzej winy). Jednak prędzej czy później na pewno dojdzie do śmiertelnej sytuacji i już czuję, że media będą stawać na głowie by zastraszyć opinię publiczną. Czy wtedy wystarczy, że maszyna zareaguje lepiej i szybciej niż człowiek? Coraz częściej pojawia się trudne pytanie, na które konstruktorzy nie kwapią się udzielić odpowiedzi. Jeśli sytuacja na drodze wymusi wybór - śmierć pasażera samochodu lub autobusu pełnego ludzi - jaką decyzję podejmie maszyna? To szalenie ciekawy temat do gimnastyki umysłu i coraz mniej istotne w praktyce pytanie. Drogi stają się coraz bezpieczniejsze na całym świecie. Może rośnie świadomość, może poprawiają się umiejętności, a może coraz popularniejsze systemy automatycznego hamowania i inne metody wspomagania kierowców dochodzą do głosu. Może to one sprawiają, że ludzie przychylnie patrzą na komputer, który miałby kierować ich samochodem, jednocześnie łypiąc podejrzliwie na komputerową diagnozę.
Co robi wielu chorych po opuszczeniu gabinetu lekarskiego z diagnozą? Udaje się po drugą opinię. W końcu nawet jeśli dany lekarz jest dobry, to nie pozjadał wszystkich rozumów, warto podeprzeć się doświadczeniem innego. Jednocześnie, pomysł by dać się diagnozować komputerowi, w moim doświadczeniu, spotyka się z instynktownym sprzeciwem. Nawet gdy wyjaśniam, że to tak jakby konsultować się z lekarzem, który ma doświadczenie dziesięciu tysięcy lekarzy, moi rozmówcy nie wydają się przekonani.
Tymczasem mniej więcej tak działają pojawiające się coraz liczniej algorytmy i programy diagnostyczne. Najbardziej znanym jest stworzony przez IBM Watson. Początkowo miał on być nowym wyzwaniem dla firmy po tym jak Deep Blue pokonał Garri Kasparowa w szachy. Celem było wygranie w teleturnieju Jeopardy! (którego polskim odpowiednikiem jest Va banque). By tego dokonać komputer musiał być w stanie rozumieć naturalny język - czyli rozumieć pytania, być w stanie znaleźć odpowieź na nie w swojej piętnastoterabajtowej pamięci (zawierającej między innymi kompletny tekst wikipedii) i robić to szybciej niż dwaj najlepsi uczestnicy teleturnieju w historii. Udało się to w 2011 roku.
IBM stwierdził, że to początek nowej ery we współpracy ludzi z komputerami, które będą rozumieć naturalny język, wnioskować i odpowiadać na pytania. Na pierwszy ogień poszła medycyna. Watson został “nakarmiony” 600 tysiącami medycznych publikacji i prób klinicznych oraz historią medyczną półtora miliona pacjentów. W niecały rok diagnozował raka płuc lepiej niż żywi lekarze. W trakcie prac naukowcy stwierdzili, że dobrym pomysłem będzie wprowadzenie do pamięci Watsona słownika slangu (Urban Dictionary), by lepiej rozumiał ewentualne kolokwializmy w materiałach medycznych. Wycofali się z tego, gdy komputer zaczął przeklinać odpowiadając na pytania lekarzy.
Dziś Watson wciąż przewyższa diagnostyków tylko w wąskich dziedzinach, nie ulega jednakże wątpliwości, że zdeklasowanie ludzi to tylko kwestia czasu. Jeszcze w tym roku wszystkie dane pacjentów w amerykańskich szpitalach mają zostać zdigitalizowane. Watson nie jest jedyny. Amerykański startup Enlitic ostatnio pochwalił się swoim algorytmem, który również przyćmił ludzi. W czasie badań, radiolodzy przegapili 7% przypadków nowotworu okrężnicy, automat nie przegapił ani jednego.
Warto jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz. Maszyna nie musi być nieomylna. Wystarczy jeśli będzie lepsza od przeciętnego człowieka. I tu wkracza temat, który niebywale mnie zaskoczył. Biorąc pod uwagę niechęć do elektronicznej diagnozy, którą poznałem z pierwszej ręki, wyniki sondy Cisco dotyczącej zaufania do autonomicznych samochodów są szokujące. W 2013 spytano półtora tysiąca dorosłych osób z dziesięciu krajów o dwie rzeczy. Czy byliby gotowi przejechać się samodzielnym samochodem oraz czy pozwoliliby, by ich dzieci zostały gdzieś zawiezione przez taki samochód. 57% ankietowanych zaufałoby komputerowi za kółkiem. Nieźle jak na raczkującą technologię, która wciąż jest w fazie testów i zmagania się z legislacją. Takie wyniki musiały uspokoić pracujących nad samodzielnymi samochodami gigantów - m.in. Mercedesa, GM, Nissana, Volvo, Audi, Peugeota i oczywiście Google.
Zaskakuje nie tylko 57% poziom zaufania, ale również różnice pomiędzy poszczególnymi krajami. Liderem okazała się Brazylia, gdzie 95% ankietowanych wsiadłoby do takiego samochodu a 92% wsadziłoby doń własne dziecko. Za Brazylią znalazły się Indie (86% / 69%) i Chiny (70% / 53%). Co zdumiewające na końcu znalazła wypadła “ojczyzna robotów”, czyli Japonia, gdzie zaufanie wyniosło jedynie 28% / 27%. Ciekawostką jest również różnica między odpowiedziami na oba pytania. W Japonii, Brazylii, Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii wynosiły one kilka procent. W Indiach, Chinach, USA kilkanaście, w Rosji aż 21 procent mniej ankietowanych było gotowych pozwolić, by ich dzieci pojechały samochodem kierowanym przez komputer (57% / 36%).
Do tej pory testowane samochody nie doprowadziły do wypadku (brały jednak udział w kolizjach z cudzej winy). Jednak prędzej czy później na pewno dojdzie do śmiertelnej sytuacji i już czuję, że media będą stawać na głowie by zastraszyć opinię publiczną. Czy wtedy wystarczy, że maszyna zareaguje lepiej i szybciej niż człowiek? Coraz częściej pojawia się trudne pytanie, na które konstruktorzy nie kwapią się udzielić odpowiedzi. Jeśli sytuacja na drodze wymusi wybór - śmierć pasażera samochodu lub autobusu pełnego ludzi - jaką decyzję podejmie maszyna? To szalenie ciekawy temat do gimnastyki umysłu i coraz mniej istotne w praktyce pytanie. Drogi stają się coraz bezpieczniejsze na całym świecie. Może rośnie świadomość, może poprawiają się umiejętności, a może coraz popularniejsze systemy automatycznego hamowania i inne metody wspomagania kierowców dochodzą do głosu. Może to one sprawiają, że ludzie przychylnie patrzą na komputer, który miałby kierować ich samochodem, jednocześnie łypiąc podejrzliwie na komputerową diagnozę.
Wg mnie kwestie prawne sa jedna z waznych przeszkod na drodze (:)) do wprowadzenia autonomicznych aut. Tu w Niemczech mocno sie zastanawiaja nad polautonomicznie jezdzacymi ciezarowkami, testy juz sa robione I wszystko czego trzeba to porzadna droga z wyrazna linia wzdluz pobocza. Ale jest tez kwestia tego, jak podejda do tej sprawy pol-kierowcy? Z psychologicznego punktu widzenia, gdzie duma kierowcy? Jak beda sprawdzac sie momenty przejscia z autonomucznego na manualne kierowanie?
OdpowiedzUsuńDla formalności ;) Potęgą w dziedzinie pojazdów autonomicznych jest Tesla - to ich dziesiątki tysięcy aut wyposażono w autopilota, a niedawno zapowiedziany Tesla Model 3 pod koniec 2017 zaoferuje prawdopodobnie pełną autonomię w ruchu ulicznym.
OdpowiedzUsuń"Do tej pory testowane samochody nie doprowadziły do wypadku (brały jednak udział w kolizjach z cudzej winy)."
OdpowiedzUsuńTo jest nie do końca prawda w ostatnich czasach.
Samochód testowy Google spowodował pierwszą stłuczkę, z winy algorytmów
http://www.buzzfeed.com/brendanklinkenberg/googles-self-driving-car-has-caused-its-first-accident?utm_term=.ejleDyX5BL#.lsaJye20j5
Nikt nie ucierpiał, ale widać że algorytmy potrzebują jeszcze wiele dopracowania, ponieważ nie wszystko da się przewidzieć.
Chociaż jestem świadomy, że ta jedna stłuczka, mocno na algorytmy wpłynęła i nawet się cieszę że taka sytuacja powstała