Z reguły nasz pokarm broni się przed zjedzeniem zanim trafi do naszych ust. Zwierzątka uciekają lub stawiają aktywny opór, rośliny wykształcają kolce, wabią drapieżniki zjadajace roślinożerców itd. Skorpion z Trinidadu przystępuje do ataku dopiero po tym jak go schrupiemy. Ta mała, czerwona, brzydka i niepozorna franca jest obecnie drugą*, najostrzejszą papryczką na świecie. Rekordzistą z 2013 roku jest Żniwiarz z Karoliny. Przyznam, że nigdy nie sprawdzałem gdzie można dostać takie rarytasy, ale ostatnia edycja Najedzeni Fest! podsunęła mi je pod sam nos. Wiedziałem, że dla dobra nauki muszę wkroczyć do akcji.
Zanim napiszę o tym jak Węglowy Szowinista i jego koledzy przeprowadzili eksperyment, kilka słów teorii. Miarą ostrości papryk jest Skala Scoville’a (SHU). Nie jest ona w pełni precyzyjna, ale nic w tym dziwnego, bo dwa owoce z tego samego krzaczka mogą się różnić ostrością. Kiedyś pomiar ostrości wykonywali eksperci próbujący ekstraktu papryki rozcieńczonego w roztworze wody z cukrem. SHU 5 000 oznacza, że dopiero rozcieńczenie ekstraktu w stosunku 1:5000 sprawiało, że ostrość nie była odczuwalna.
Dziś dokonuje się laboratoryjnych pomiarów zawartości kapsaicyny w wysuszonej papryczce. To wciąż nie daje idealnie miarodajnych wyników, gdyż tłuszcze wiążą kapsaicynę, a poza tym istnieją inne substancje nadające ostry smak - np. izotiocyjanian allilu, znany z chrzanu, musztardy i wasabi. Dlatego choć czysta kapsaicyna to 16 000 000 SHU, da się osiągnąć wyższe wyniki.
Chyba każdy kojarzy papryczki Jalapeno. Uchodzą za ostre i osiągają od kilku do 20 000 SHU. Piri piri oraz Habanero prawdopodobnie znają raczej głównie fani pikantnej kuchni. Papryczki te osiągają odpowiednio około 100 000 i 250 000 SHU. Jak do tego ma się Skorpion z Trynidadu? Jego średnia moc to 1 200 000 SHU. Żniwiarz z Karoliny osiąga średnio 1 500 000 SHU. Generalnie, jeśli komuś mało, to następnym krokiem jest aplikowanie sobie do ust gazu pieprzowego.
Liczby liczbami, ale jak to jest zjeść Skorpiona? Wiedziałem, że w tym celu potrzebna będzie drużyna: najlepiej ktoś bardziej zaprawiony w boju z ostrym jedzeniem, ktoś mniej oswojony z kapsaicyną oraz, jako że bezpieczeństwo jest najważniejsze, ktoś komu zabraknie jaj by zjeść z nami ten piekielny pomiot. Tym samym do Węglowego dołączyli odpowiednio: Precyzyjny Paweł, Metodyczny Maciek i Sceptyczny Szymon. Uzbrojeni w zamiłowanie do nauki, zmrożoną wódkę, lody, numer na pogotowie i świadomość co mamy zjeść, zasiedliśmy do stołu.
Skorpion jest dość brzydki, kształt sugeruje jakieś dalekie pokrewieństwo z papryfiutkami (capsicum annum var. annum), ale nie mogę tego potwierdzić. Skorpion nie smakuje dobrze, niesmak pozostał mi w ustach na długo, ale był to najmniejszy z moich problemów. Skorpiona niestosownie też nazywać “ostrym” czy “pikantnym”. Skorpion jest jak czarna dziura wysysająca szczęście i wolę życia. Działa z opóźnieniem, więc można go spokojnie schrupać i przełknąć drobne pesteczki, dopiero po kilku sekundach temperatura wzrasta. “Ostro” jest tylko przez chwilę, później ten drobny owoc rzuca nas na dno ciemnej otchłani, gdzie nie ma nadziei, jest tylko ból i rozpacz. To dlatego wpierw przychodzą łzy, bezwiednie spływające z oczu.
Nie mogłem odpowiedzieć Sceptycznemu Szymonowi jak się czuję, bo dopadła mnie intensywna czkawka. Metodyczny Maciek był zbyt zajęty obfitym wydzielaniem śliny i patrzeniem na mnie z wymownym wyrzutem, że go do tego namówiłem. Precyzyjny Paweł, bordowy i zapłakany trzymał flagę. Powiedział “rzeczywiście ostra” i wytrzeszczył oczy. Kolejny objaw pewnie bym przemilczał i uznał za zbieg okoliczności, ale jako że dotknął dwóch dzielnych naukowców zostanie opisany. Drętwienie lewej dłoni. Nie wiemy jeszcze jak kapsaicyna powędrowała do lewej kończyny górnej, ani czemu nie do prawej, ale Szowiniście i Maćkowi zdrętwiały lewe dłonie. Były też dreszcze, brak czucia w języku i trzęsące się dłonie. Kilka minut później duch odkrywców ustąpił pola desperacji. Nie udało się nam sprawdzić w sensowny sposób czy lepiej działają lody, czy wódka. Wiemy tylko, że jedno z nich lub oba przynoszą częściowe ukojenie.
Wycieczka po wulkanie skończyła się po kilkunastu minutach. Nastroje były różne, jedna osoba wyglądała na pokonaną, druga na trochę niewzruszoną, u mnie dominowało chyba poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Była też satysfakcja, że obyło się bez ofiar, ani pewnych skutków ubocznych, które uwiecznili w internecie inni śmiałkowie (szukajcie na własne ryzyko). Metodyczny Maciek i Precyzyjny Paweł wspomnieli o pobudzeniu (to akurat potwierdzają też internauci, mówiąc czasem o euforii), trudności z usiedzeniem na miejscu, chęcią “wyładowania napięcia”. Widać kapsaicyna przegrała z moim wrodzonym flegmatyzmem, bo nic takiego nie poczułem.
Skorpion nas nie pokonał, tylko zahartował. Jest to kawał niesmacznej papryczki i jeszcze przez kilka godzin po tym jak minęło nieznośne palenie, odczuwałem nieprzyjemny smak w ustach. Były też inne efekty Skorpiona, o których z grzeczności nie napiszę, a jestem pewien, że sami się ich domyślicie. Nie polecam spożywania tej abominacji nikomu. Zjedliśmy ją, żebyście Wy nie musieli.
* Przygotowując tę notkę dowiedziałem się, że w 2015 Skorpion spadł na trzecie miejsce. Żniwiarza z Karoliny zastąpił HP56 Szczep Śmierci. Na skali sięga około trzech milionów, więc jest zdecydowanie ostrzejszy.
Zanim napiszę o tym jak Węglowy Szowinista i jego koledzy przeprowadzili eksperyment, kilka słów teorii. Miarą ostrości papryk jest Skala Scoville’a (SHU). Nie jest ona w pełni precyzyjna, ale nic w tym dziwnego, bo dwa owoce z tego samego krzaczka mogą się różnić ostrością. Kiedyś pomiar ostrości wykonywali eksperci próbujący ekstraktu papryki rozcieńczonego w roztworze wody z cukrem. SHU 5 000 oznacza, że dopiero rozcieńczenie ekstraktu w stosunku 1:5000 sprawiało, że ostrość nie była odczuwalna.
Dziś dokonuje się laboratoryjnych pomiarów zawartości kapsaicyny w wysuszonej papryczce. To wciąż nie daje idealnie miarodajnych wyników, gdyż tłuszcze wiążą kapsaicynę, a poza tym istnieją inne substancje nadające ostry smak - np. izotiocyjanian allilu, znany z chrzanu, musztardy i wasabi. Dlatego choć czysta kapsaicyna to 16 000 000 SHU, da się osiągnąć wyższe wyniki.
Chyba każdy kojarzy papryczki Jalapeno. Uchodzą za ostre i osiągają od kilku do 20 000 SHU. Piri piri oraz Habanero prawdopodobnie znają raczej głównie fani pikantnej kuchni. Papryczki te osiągają odpowiednio około 100 000 i 250 000 SHU. Jak do tego ma się Skorpion z Trynidadu? Jego średnia moc to 1 200 000 SHU. Żniwiarz z Karoliny osiąga średnio 1 500 000 SHU. Generalnie, jeśli komuś mało, to następnym krokiem jest aplikowanie sobie do ust gazu pieprzowego.
Liczby liczbami, ale jak to jest zjeść Skorpiona? Wiedziałem, że w tym celu potrzebna będzie drużyna: najlepiej ktoś bardziej zaprawiony w boju z ostrym jedzeniem, ktoś mniej oswojony z kapsaicyną oraz, jako że bezpieczeństwo jest najważniejsze, ktoś komu zabraknie jaj by zjeść z nami ten piekielny pomiot. Tym samym do Węglowego dołączyli odpowiednio: Precyzyjny Paweł, Metodyczny Maciek i Sceptyczny Szymon. Uzbrojeni w zamiłowanie do nauki, zmrożoną wódkę, lody, numer na pogotowie i świadomość co mamy zjeść, zasiedliśmy do stołu.
Skorpion jest dość brzydki, kształt sugeruje jakieś dalekie pokrewieństwo z papryfiutkami (capsicum annum var. annum), ale nie mogę tego potwierdzić. Skorpion nie smakuje dobrze, niesmak pozostał mi w ustach na długo, ale był to najmniejszy z moich problemów. Skorpiona niestosownie też nazywać “ostrym” czy “pikantnym”. Skorpion jest jak czarna dziura wysysająca szczęście i wolę życia. Działa z opóźnieniem, więc można go spokojnie schrupać i przełknąć drobne pesteczki, dopiero po kilku sekundach temperatura wzrasta. “Ostro” jest tylko przez chwilę, później ten drobny owoc rzuca nas na dno ciemnej otchłani, gdzie nie ma nadziei, jest tylko ból i rozpacz. To dlatego wpierw przychodzą łzy, bezwiednie spływające z oczu.
Nie mogłem odpowiedzieć Sceptycznemu Szymonowi jak się czuję, bo dopadła mnie intensywna czkawka. Metodyczny Maciek był zbyt zajęty obfitym wydzielaniem śliny i patrzeniem na mnie z wymownym wyrzutem, że go do tego namówiłem. Precyzyjny Paweł, bordowy i zapłakany trzymał flagę. Powiedział “rzeczywiście ostra” i wytrzeszczył oczy. Kolejny objaw pewnie bym przemilczał i uznał za zbieg okoliczności, ale jako że dotknął dwóch dzielnych naukowców zostanie opisany. Drętwienie lewej dłoni. Nie wiemy jeszcze jak kapsaicyna powędrowała do lewej kończyny górnej, ani czemu nie do prawej, ale Szowiniście i Maćkowi zdrętwiały lewe dłonie. Były też dreszcze, brak czucia w języku i trzęsące się dłonie. Kilka minut później duch odkrywców ustąpił pola desperacji. Nie udało się nam sprawdzić w sensowny sposób czy lepiej działają lody, czy wódka. Wiemy tylko, że jedno z nich lub oba przynoszą częściowe ukojenie.
Wycieczka po wulkanie skończyła się po kilkunastu minutach. Nastroje były różne, jedna osoba wyglądała na pokonaną, druga na trochę niewzruszoną, u mnie dominowało chyba poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Była też satysfakcja, że obyło się bez ofiar, ani pewnych skutków ubocznych, które uwiecznili w internecie inni śmiałkowie (szukajcie na własne ryzyko). Metodyczny Maciek i Precyzyjny Paweł wspomnieli o pobudzeniu (to akurat potwierdzają też internauci, mówiąc czasem o euforii), trudności z usiedzeniem na miejscu, chęcią “wyładowania napięcia”. Widać kapsaicyna przegrała z moim wrodzonym flegmatyzmem, bo nic takiego nie poczułem.
Skorpion nas nie pokonał, tylko zahartował. Jest to kawał niesmacznej papryczki i jeszcze przez kilka godzin po tym jak minęło nieznośne palenie, odczuwałem nieprzyjemny smak w ustach. Były też inne efekty Skorpiona, o których z grzeczności nie napiszę, a jestem pewien, że sami się ich domyślicie. Nie polecam spożywania tej abominacji nikomu. Zjedliśmy ją, żebyście Wy nie musieli.
* Przygotowując tę notkę dowiedziałem się, że w 2015 Skorpion spadł na trzecie miejsce. Żniwiarza z Karoliny zastąpił HP56 Szczep Śmierci. Na skali sięga około trzech milionów, więc jest zdecydowanie ostrzejszy.
Dziękuję! To ja się zatrzymam na habanero ;)
OdpowiedzUsuńPanowie, papryka to również przyprawa, zwłaszcza jeśli mówimy o ostrych odmianach chili. Poddaje się ją obróbce termicznej razem z całą potrawą. Jemy to w chili, robimy z tego ostre sosy i pasty. Teraz jestem w trakcie szamania Bhut Jolkaia w sosie paprykowo-pomidorowym i muszę powiedzieć że w życiu nie jadałam tak pysznego sosu. Mam nadzieję że przy tym paprykowym harakiri założyliście się chociaż o flaszkę dobrej łysky, żeby to wszystko miało sens.
OdpowiedzUsuńPani Aniu, łaknę większej wiedzy na temat tego sosu!
UsuńEksperyment trzeba powtórzyć. Następnym razem z podłączeniem pod EKG. Drętwienie lewej ręki brzmi jak preludium do zawału albo przynajmniej jakieś zaburzenie krążenia :)
OdpowiedzUsuńzazdra, po tym musi człowieka spowić Szczęście "_
OdpowiedzUsuńPapryczka pali dwa razy. Nie chciałeś o tym napisać, to ja to zrobiłem. ;) Uczucie euforii (to może za duże słowo) wynika z wydzielania przez mózg endorfin w celu uśmierzenia bólu. Podobno.
OdpowiedzUsuńA ja nawet musztardy nie mogę :D. Ostry eksperyment...
OdpowiedzUsuń