Bioluminescence Of The Night - James Horner
Ostatnio krytykowałem pewien projekt na Kickstarterze. Dlatego teraz postanowiłem pochwalić inny. Trochę późno bo akcja już się skończyła, ale na szczęście ogromnym sukcesem. Mowa o projekcie stworzenia świecących drzew. Jego twórcy potrzebowali 65 tysięcy dolarów, a zgromadzili niemal pół miliona.
Zacznijmy od paru słów o bioluminescencji. Na początek dość istotne rozróżnienie – nie mylmy bioluminescencji i fluorescencji. Zjawisko fluorescencji polega na oddawaniu energii w postaci światła przez wzbudzone wcześniej atomy lub cząsteczki. Te wszystkie świecące myszki i pieski o których mogliście czytać i słyszeć w mediach, świecą jeśli się je naświetli. Bioluminescencja polega na kompletnie samodzielnym emitowaniu światła.
Wśród organizmów lądowych bioluminescencję kojarzymy głównie z świetlikami. I słusznie, bo mało który organizm świeci tak intensywnie (filmik, zdjęcie). Nic dziwnego – świetliki jak każdy organizm chcą dwóch rzeczy – żreć i seksić się. Tak się składa, że świecąc przyciągają partnerów do jednego i drugiego.
Na nich jednak się nie kończy. Wśród owadów niezłych wrażeń dostarczają poczwarki pewnego gatunku muchówki, rozświetlające Waitomo Glowworm Caves – atrakcję turystyczną w Nowej Zelandii, wyglądającą jak plan Avatara 2. Świecą też niektóre wije, pierścienice oraz ślimaki. W ich wypadku jednakże świecenie pełni rolę odstraszającą. Spójrzmy prawdzie w oczy – kto z Was zjadłby posiłek, który zacząłby świecić? Prawdopodobnie lęk przed świecącym pożywieniem pozwolił też wypromować geny odpowiadające za świecenie niektórych gatunków grzybów – filmik, animowany gif.
Bioluminescencja jest jeszcze bardziej popularna pod wodą. O głębinowych rybach które łowią mniejsze rybki chyba nie ma sensu pisać, bo o nich, dzięki „Gdzie jest Nemo?”, wiedzą nawet dzieci. Warto najwyżej zlinkować do zdjęć niektórych z tych paskud – oto żabnicokształtne.
Wielu pewnie kojarzy „świecące meduzy” w tym obrazki tęczowych światełek mknących wzdłuż bezkostnych ciałek. W tym jednym wypadku prawda jest odrobinkę rozczarowująca. Po pierwsze – detal. Popularne gify i filmiki przedstawiają żebropławy, które nie są nawet jamochłonami. Po drugie, tęczowe barwy nie wynikają z tak bujnej bioluminescencji, lecz są efektem załamywania światła przez drobne, przezroczyste włoski. Po trzecie, ich własne światło nie jest czerwone – to zabarwione na czerwono organy wewnętrzne dają taki efekt. Oczywiście – świecące meduzy też istnieją.
O kałamarnicach nie będę wspominać bo cały czas planuję poświęcić im całą notkę (lub więcej). Na koniec chciałem zostawić niesamowity świecący plankton, ale okazało się, że to fluorescencja (choć często opisywany jest jako „bioluminescent plankton”)… A co tam, nie opanuję się i polecam kilka nagrań pokazujących jak reaguje on na ruch: filmik1, filmik2, filmik3, filmik4.
Obiecałem na początku, że tym razem będę chwalił Kickstartera. Czas spełnić obietnicę. Do czego może używać bioluminescencji homo sapiens? Homo sapiens może użyć bioluminescencji do promocji nauki, pobudzania wyobraźni i zainteresowań. Uważam, że to fantastyczny projekt. Nawet jeśli światło tych roślin będzie zbyt wątłe by zastąpić latarnie tak jak sugerują twórcy, to takie rośliny byłyby wspaniałymi atrakcjami na kampusach uczelnianych czy na miejskich skwerach. Żywe okazy ludzkich możliwości. Kto wie ile osób zafascynowałyby na tyle, by po ich zobaczeniu sięgnęły do źródeł, a może nawet kiedyś wybrały edukację techniczną?
Źródła:
Kampania na Kickstarterze
Strona projektu "Glowing Plant"
Samiczka świetlika z grafiki tytułowej
Waitomo Glowworm Caves
BONUS: żabka, która chciała być świetlikiem
Ostatnio krytykowałem pewien projekt na Kickstarterze. Dlatego teraz postanowiłem pochwalić inny. Trochę późno bo akcja już się skończyła, ale na szczęście ogromnym sukcesem. Mowa o projekcie stworzenia świecących drzew. Jego twórcy potrzebowali 65 tysięcy dolarów, a zgromadzili niemal pół miliona.
Zacznijmy od paru słów o bioluminescencji. Na początek dość istotne rozróżnienie – nie mylmy bioluminescencji i fluorescencji. Zjawisko fluorescencji polega na oddawaniu energii w postaci światła przez wzbudzone wcześniej atomy lub cząsteczki. Te wszystkie świecące myszki i pieski o których mogliście czytać i słyszeć w mediach, świecą jeśli się je naświetli. Bioluminescencja polega na kompletnie samodzielnym emitowaniu światła.
Wśród organizmów lądowych bioluminescencję kojarzymy głównie z świetlikami. I słusznie, bo mało który organizm świeci tak intensywnie (filmik, zdjęcie). Nic dziwnego – świetliki jak każdy organizm chcą dwóch rzeczy – żreć i seksić się. Tak się składa, że świecąc przyciągają partnerów do jednego i drugiego.
Na nich jednak się nie kończy. Wśród owadów niezłych wrażeń dostarczają poczwarki pewnego gatunku muchówki, rozświetlające Waitomo Glowworm Caves – atrakcję turystyczną w Nowej Zelandii, wyglądającą jak plan Avatara 2. Świecą też niektóre wije, pierścienice oraz ślimaki. W ich wypadku jednakże świecenie pełni rolę odstraszającą. Spójrzmy prawdzie w oczy – kto z Was zjadłby posiłek, który zacząłby świecić? Prawdopodobnie lęk przed świecącym pożywieniem pozwolił też wypromować geny odpowiadające za świecenie niektórych gatunków grzybów – filmik, animowany gif.
Bioluminescencja jest jeszcze bardziej popularna pod wodą. O głębinowych rybach które łowią mniejsze rybki chyba nie ma sensu pisać, bo o nich, dzięki „Gdzie jest Nemo?”, wiedzą nawet dzieci. Warto najwyżej zlinkować do zdjęć niektórych z tych paskud – oto żabnicokształtne.
Wielu pewnie kojarzy „świecące meduzy” w tym obrazki tęczowych światełek mknących wzdłuż bezkostnych ciałek. W tym jednym wypadku prawda jest odrobinkę rozczarowująca. Po pierwsze – detal. Popularne gify i filmiki przedstawiają żebropławy, które nie są nawet jamochłonami. Po drugie, tęczowe barwy nie wynikają z tak bujnej bioluminescencji, lecz są efektem załamywania światła przez drobne, przezroczyste włoski. Po trzecie, ich własne światło nie jest czerwone – to zabarwione na czerwono organy wewnętrzne dają taki efekt. Oczywiście – świecące meduzy też istnieją.
O kałamarnicach nie będę wspominać bo cały czas planuję poświęcić im całą notkę (lub więcej). Na koniec chciałem zostawić niesamowity świecący plankton, ale okazało się, że to fluorescencja (choć często opisywany jest jako „bioluminescent plankton”)… A co tam, nie opanuję się i polecam kilka nagrań pokazujących jak reaguje on na ruch: filmik1, filmik2, filmik3, filmik4.
Obiecałem na początku, że tym razem będę chwalił Kickstartera. Czas spełnić obietnicę. Do czego może używać bioluminescencji homo sapiens? Homo sapiens może użyć bioluminescencji do promocji nauki, pobudzania wyobraźni i zainteresowań. Uważam, że to fantastyczny projekt. Nawet jeśli światło tych roślin będzie zbyt wątłe by zastąpić latarnie tak jak sugerują twórcy, to takie rośliny byłyby wspaniałymi atrakcjami na kampusach uczelnianych czy na miejskich skwerach. Żywe okazy ludzkich możliwości. Kto wie ile osób zafascynowałyby na tyle, by po ich zobaczeniu sięgnęły do źródeł, a może nawet kiedyś wybrały edukację techniczną?
Źródła:
Kampania na Kickstarterze
Strona projektu "Glowing Plant"
Samiczka świetlika z grafiki tytułowej
Waitomo Glowworm Caves
BONUS: żabka, która chciała być świetlikiem
Widziałem kiedyś ten świecący plankton. Naprawdę robi wrażenie - w nocy. W ciągu dnia cała zatoka wyglądała jakby była wypełniona płatkami rdzy i odechciewało się włażenia do wody :)
OdpowiedzUsuńA Kickstarterowy projekt naprawdę fajny - myślałem nawet czy by nie zainwestować w sadzonkę :)
Skoro udało się sfinansować to pewnie prędzej czy później będzie je można zamawiać.
Usuń