Richard Thompson – Dad’s Gonna Kill Me
Nie łatwo będzie pisać o Looperze bez spoilerów, ale dam radę. Film miał być objawieniem, powrotem starej jakości SF, klasykiem na lata i cholera wie czym jeszcze. Trudno było się nie nakręcić. I tak jak w przypadku Bonda oczekiwania zostały spełnione, tak Looper mocno rozczarował. Ma swoje mocne strony, ale zdecydowanie nie przeważają.
Po seansie mam mocne i nieprzemijające wrażenie, że wszystko w tym filmie podyktowane jest finałową sceną. Twórcy wymyślili motywacje dla dwóch postaci i finałową scenę a następnie zaczęli nabudowywać wokół tego świat, fabułę i to nie ogólniki, ale nawet detale takie jak to jaką giwerą posługują się looperzy.
Dla tych którzy nie widzieli zwiastunów – looperzy to mafijni cyngle, którym ofiary przysyłane są z przyszłości. Mają je sprzątnąć i pozbyć się ciała. Zarabiają ogromną kasę. A gdy ich kontrakt dobiega końca muszą „domknąć pętlę” – zabić samych siebie i zgarnąć finałową, większą wypłatę. Następnie mogą balować przez 30 lat zanim przyjdzie ich czas. Oczywiście główny bohater (w tej roli Joseph Gordon-Levitt) partaczy ten ostatni etap i wpada przez to w tarapaty. Jednocześnie jego starsza wersja (tu Bruce Willis) okazuje się mieć własne plany i zamiary.
Podróże w czasie to bardzo śliski temat. Looper ciekawie podchodzi do ewentualnych wątpliwości widowni – w pewnym momencie Bruce Willis po prostu wydziera się na widownię (tzn. na jednego bohatera, ale można trudno oprzeć się wrażeniu, że to zwrot do nas), żeby nie drążyć tematu. Zabawne – przyznaję, ale nawet jeśli zaakceptujemy tą technologię i sposób w jaki działa, to można odnieść wrażenie, że ktoś zdejmuje sobie majtki przez głowę. Wszystko to jednak na rzecz finału, bo w końcu jakby inaczej było to by filmu nie było, więc popcorn w dziób i oglądaj...
To jednak nie wszystko, bo samo prowadzenie akcji też kuleje i zgrzyta straszliwie. Przez sporą część filmu stary looper biega po mieście i coś robi, natomiast młody looper siedzi i nic nie robi. Plan loopera z przyszłości jest kiepsko uargumentowany i dość kulawy. Młody looper to straszny nudziarz. Gdyby akcja gnała do przodu, może widz nie miał by chwili by zastanawiać się nad tym, jak kiepsko zorganizowany jest cały ten bajzel z wysyłaniem ludzi do odstrzału w przeszłość, jak niezdarnie wprowadzony jest motyw mutacji TK (nie będę zdradzał o co chodzi), jak głupawe są spluwy cyngli.
Nie przemawia do mnie również estetyka. Komiczne rewolwery, latające motory obok jakiś pordzewiałych grzmotów, samochody z przyklejonymi malutkimi panelami słonecznymi, groteskowe ubranka mafiosów w 2072 roku i zbita z dech szopa… Zdecydowanie nie ma tu mowy o jakimś budowaniu wizji świata przyszłości, czyli o tym, co tak sprawnie z ograniczonymi środkami zrobił Dredd.
Aktorsko natomiast film wypada świetnie. Bruce Willis nie gra na autopilocie. Joseph Gordon-Levitt jest świetny. Niestety jest jeden problem – charakteryzacja. Nie jestem w stanie precyzyjnie stwierdzić co mu zrobili z twarzą, ale nie wygląda jak młody Bruce Willis. Wygląda po prostu dziwnie. A szkoda, bo nie tylko gra świetnie, ale jest kilka scen w których kapitalnie naśladuje on miny Willisa. Zresztą wcześniej w tym roku Josh Brolin dał świetny pokaz w Men in Black 3, bez charakteryzacji, kapitalnie naśladując Tommy’ego Lee Jonesa. Dobrze się spisuje również Emily Blunt, wielkie brawa należą się jednakże małemu Pierce Gagnonowi. Nie wiem kiedy ostatnio widziałem tak dobre aktorstwo u dziecka, które chyba nie ma jeszcze 10 lat. Dzieciaki z Super 8 były świetne, ale chyba wszystkie miały ponad dziesięć lat.
Looper nie jest złym filmem, ale wiele tu nie poszło tak dobrze jakbym sobie tego życzył. Nie nastawiajcie się na nic szczególnie świetnego. Z drugiej strony trochę trzymam kciuki za ten film (szczególnie wobec klapy Dredda), bo dobrze by było jakby kino SF nie ograniczało się do produkcji PG13 za setki milionów dolarów. Dzięki niewygórowanemu budżetowi w filmie jest scena tortur jakiej jeszcze nie widzieliście, nie ma poczucia, że ktoś się patyczkuje czy robi film według formułki zatwierdzonej przez wielkie studio. Więc chciałbym więcej takich filmów w przyszłości. Lecz przez „takie” mam na myśli budżet i kategorię wiekową, a nie głupotę i niezdarność reżyserii i scenariusza.
Nie łatwo będzie pisać o Looperze bez spoilerów, ale dam radę. Film miał być objawieniem, powrotem starej jakości SF, klasykiem na lata i cholera wie czym jeszcze. Trudno było się nie nakręcić. I tak jak w przypadku Bonda oczekiwania zostały spełnione, tak Looper mocno rozczarował. Ma swoje mocne strony, ale zdecydowanie nie przeważają.
Po seansie mam mocne i nieprzemijające wrażenie, że wszystko w tym filmie podyktowane jest finałową sceną. Twórcy wymyślili motywacje dla dwóch postaci i finałową scenę a następnie zaczęli nabudowywać wokół tego świat, fabułę i to nie ogólniki, ale nawet detale takie jak to jaką giwerą posługują się looperzy.
Dla tych którzy nie widzieli zwiastunów – looperzy to mafijni cyngle, którym ofiary przysyłane są z przyszłości. Mają je sprzątnąć i pozbyć się ciała. Zarabiają ogromną kasę. A gdy ich kontrakt dobiega końca muszą „domknąć pętlę” – zabić samych siebie i zgarnąć finałową, większą wypłatę. Następnie mogą balować przez 30 lat zanim przyjdzie ich czas. Oczywiście główny bohater (w tej roli Joseph Gordon-Levitt) partaczy ten ostatni etap i wpada przez to w tarapaty. Jednocześnie jego starsza wersja (tu Bruce Willis) okazuje się mieć własne plany i zamiary.
Podróże w czasie to bardzo śliski temat. Looper ciekawie podchodzi do ewentualnych wątpliwości widowni – w pewnym momencie Bruce Willis po prostu wydziera się na widownię (tzn. na jednego bohatera, ale można trudno oprzeć się wrażeniu, że to zwrot do nas), żeby nie drążyć tematu. Zabawne – przyznaję, ale nawet jeśli zaakceptujemy tą technologię i sposób w jaki działa, to można odnieść wrażenie, że ktoś zdejmuje sobie majtki przez głowę. Wszystko to jednak na rzecz finału, bo w końcu jakby inaczej było to by filmu nie było, więc popcorn w dziób i oglądaj...
To jednak nie wszystko, bo samo prowadzenie akcji też kuleje i zgrzyta straszliwie. Przez sporą część filmu stary looper biega po mieście i coś robi, natomiast młody looper siedzi i nic nie robi. Plan loopera z przyszłości jest kiepsko uargumentowany i dość kulawy. Młody looper to straszny nudziarz. Gdyby akcja gnała do przodu, może widz nie miał by chwili by zastanawiać się nad tym, jak kiepsko zorganizowany jest cały ten bajzel z wysyłaniem ludzi do odstrzału w przeszłość, jak niezdarnie wprowadzony jest motyw mutacji TK (nie będę zdradzał o co chodzi), jak głupawe są spluwy cyngli.
Nie przemawia do mnie również estetyka. Komiczne rewolwery, latające motory obok jakiś pordzewiałych grzmotów, samochody z przyklejonymi malutkimi panelami słonecznymi, groteskowe ubranka mafiosów w 2072 roku i zbita z dech szopa… Zdecydowanie nie ma tu mowy o jakimś budowaniu wizji świata przyszłości, czyli o tym, co tak sprawnie z ograniczonymi środkami zrobił Dredd.
Aktorsko natomiast film wypada świetnie. Bruce Willis nie gra na autopilocie. Joseph Gordon-Levitt jest świetny. Niestety jest jeden problem – charakteryzacja. Nie jestem w stanie precyzyjnie stwierdzić co mu zrobili z twarzą, ale nie wygląda jak młody Bruce Willis. Wygląda po prostu dziwnie. A szkoda, bo nie tylko gra świetnie, ale jest kilka scen w których kapitalnie naśladuje on miny Willisa. Zresztą wcześniej w tym roku Josh Brolin dał świetny pokaz w Men in Black 3, bez charakteryzacji, kapitalnie naśladując Tommy’ego Lee Jonesa. Dobrze się spisuje również Emily Blunt, wielkie brawa należą się jednakże małemu Pierce Gagnonowi. Nie wiem kiedy ostatnio widziałem tak dobre aktorstwo u dziecka, które chyba nie ma jeszcze 10 lat. Dzieciaki z Super 8 były świetne, ale chyba wszystkie miały ponad dziesięć lat.
Looper nie jest złym filmem, ale wiele tu nie poszło tak dobrze jakbym sobie tego życzył. Nie nastawiajcie się na nic szczególnie świetnego. Z drugiej strony trochę trzymam kciuki za ten film (szczególnie wobec klapy Dredda), bo dobrze by było jakby kino SF nie ograniczało się do produkcji PG13 za setki milionów dolarów. Dzięki niewygórowanemu budżetowi w filmie jest scena tortur jakiej jeszcze nie widzieliście, nie ma poczucia, że ktoś się patyczkuje czy robi film według formułki zatwierdzonej przez wielkie studio. Więc chciałbym więcej takich filmów w przyszłości. Lecz przez „takie” mam na myśli budżet i kategorię wiekową, a nie głupotę i niezdarność reżyserii i scenariusza.
Jako ze przeczytalam sobie Twoja recke po obejrzeniu, zeby sobie nic nie sugerowac, moge teraz powiedziec, ze zgadzam sie w calej rozciaglosci z Twoimi pochwalami aktorstwa. Do calosci dodam tylko jeszcze, ze Levitt swietnie nasladuje glos Willisa. Ciesze sie, ze postawili na swietnych aktorow, wlaczajac w to Pierce Gagnona... oj, zeby tak on mogl grac mlodego Anakina w SW TPM...
OdpowiedzUsuńZ innych wrazen - mi akurat estetyka filmu i wyobrazenie przyszlosci w roku 2044 podobalo sie, nic kosmicznie przepakowanego, nie jest to sliczny, utopijny swiat, ale brzydka, rdzewiejaca, obdrapana rzeczywistosc i dlatego byl to dla mnie mily powiew swiezosci w porownaniu z wieloma innymi filmami przepakowanymi bajkowa technologia.
ogolnie film oceniam na plus, nie jest to arcydzielo gatunku, ale porzadny film SF (choc z pewnymi mankamentami), jakich obecnie bardzo malo widuje sie w kinach.