Strony1

czwartek, 4 października 2012

Czwartkowy hat-trick

Dziś polecam trzy zupełnie różne filmy. I nie chodzi tu o „dla każdego coś się znajdzie”, widzę szanse, że niektórych mogą zainteresować wszystkie trzy filmy.


Coriolanus


Ekranizacja jednej z mniej popularnych tragedii Szekspirowskich. W roli tytułowej Ralph Fiennes, który jednocześnie debiutuje jako reżyser. Jak to miało już miejsce w poprzednich filmach, dialogi pochodzą wprost ze sztuki, rolę Rzymu gra dawna Jugosławia, legioniści strzelają z M16 do Wolsków, którzy odpowiadają ogniem z Kałaszy.

Siłą filmu są jednak postacie, szczególnie oczywiście sam Koriolan. Bohater, zbawca Rzymu, jednocześnie gardzący plebejuszami i przez nich znienawidzony. Do tego wierna, choć słaba żona, demoniczna matka, znienawidzony rywal i trochę politycznych gnid. Wszystko świetnie zagrane i poprowadzone tak, że całość robi spore wrażenie. Jedyną wadą są paskudne zdjęcia, niepotrzebnie kręcone z ręki.



Cabin In The Woods

Ghoultown – Drink With The Living Dead

Nie lubię slasherów. W ogóle nie kręcą mnie horrory. Ten jednak okazał się całkiem ciekawy. Dałem się przekonać tylko ze względu na scenariusz Jossa Whedona. Jak się okazało facet postanowił się zabawić. Widz może pobawić się razem z nim.

Można się spotkać z opiniami, że to dekonstrukcja slashera. To chyba jednak lekka przesada. Będę bardziej umiarkowany i powiem, że to raczej zabawa kliszami. Do tego jest też trochę igrania z czwartą ścianą, choć nie zdradzę czy zostanie zburzona czy nie. Kluczowe jest to, że twórcy w pewnym momencie idą na całość i robi się naprawdę zabawnie. Myślę, że szczególnie RPGowcom ta zabawa powinna przypaść do gustu. Ostatecznie jednak pamiętajcie o jednym – ten film to wciąż jednak slasher. Nawet jeśli pogrywający się z widzem i samym sobą, nawet jeśli zawiera fajny, oryginalny pomysł.



Butter

David Allan Coe – You Never Even Called Me By My Name

Według opisów i trailera to familijna komedia o parze ludzi z Iowy, którzy adoptowali małą czarnoskórą dziewczynkę, które okazuje się mieć talent do rzeźbienia w maśle. Nie dajcie się zwieść. To przezabawna komedia, ale zdecydowanie nie grzeczny film familijny.

Za nic mając poprawność polityczną twórcy nabijają się z małomiasteczkowych klimatów amerykańskiego południa. Jest śmiesznie, wulgarnie, nie brakuje absurdu. Masa świetnych ról (przez chwilę pokusiło mnie o porównanie do Cohenów, ale to byłaby przesada), choć show zdecydowanie należy do Olivii Wilde, choć jej rola nie jest zbyt duża, oraz do mającego zupełnie malutką rolę Hugh Jackmana. Świetny film i wielkie zaskoczenie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz