Tesla Motors najprawdopodobniej zmieni świat. Można by powiedzieć, że zmieni przemysł motoryzacyjny, ale na dzień dzisiejszy to tak jak zmienić świat. W poniedziałkowy wieczór Tony Stark Elon Musk przedstawił zalążek oraz dwuletni plan ekspansji sieci „Superchargerów”, która za jednym razem upora się z trzema największymi mitami/zarzutami wobec elektrycznych samochodów.
Zasięg. Podstawowy wariant Tesla Model S ma zasięg 260 km i dzięki Superchargerowi można go naładować w niecałe 30 minut. Jeśli jednak ktoś chce poszaleć, dostępny jest wariant z akumulatorem 85kWh, który zwiększy zasięg do 480 km. Sieć nowych ładowarek już dziś pokrywa całą Kalifornię, a w ciągu dwóch lat krycie obejmie niemal całe USA (mapka).
Ekologia. Czy elektryczny samochód spycha emisje CO2 do pobliskiej elektrowni? Już nie. Przynajmniej nie w przypadku Tesli. Całość energii dla samochodów będzie zapewniona z źródeł słonecznych. Każdy falliczny obelisk, jak ten widoczny na fotce obok, będzie znajdował się w towarzystwie farmy słonecznej, która ma zapewnić więcej energii niż zużywać będą ładowane z niej samochody, co prowadzi nas do trzeciego tematu…
Koszt. Jakie jest porównanie kosztu eksploatacji samochodu elektrycznego z klasycznym? Od poniedziałkowego wieczora, w przypadku klientów Tesli, miażdżące. Elon Musk ogłosił, że posiadacze samochodów będą mogli ładować swoje samochody za darmo. Już zawsze.
Genialny ruch marketingowy, który mam nadzieję wypali w 100%. W końcu jak tu się oprzeć perspektywie ekologicznego samochodziku, którym można jeździć dowoli martwiąc się jedynie o naprawy i ubezpieczenie. Ani kropli benzyny, ani grosza za ładowanie.
Pisząc tą notkę próbowałem znaleźć statystyki – jaka część ropy trafia do baków samochodów. Trudno trafić na pewne dane, ale wygląda na to, że w USA 70% ropy zużywane jest na potrzeby transportu, z tego 65% trafia do prywatnych samochodów. Łatwo policzyć, że 0,7 * 0,65 = 45,5% całej ropy trafia do baków. Na świecie ten stosunek jest za pewne lepszy, ale i tak spory. To daje obraz tego, jak wielką zmianą byłoby przejście na samochody elektryczne.
Na koniec sama prezentacja:
PS. Coś z całkiem podobnej beczki: Kalifornia stała się drugim stanem (po Nevadzie), gdzie zalegalizowano samodzielne samochody.
"Samodzielne", tak się mówi? Ja bym powiedział "samojezdne", ale to kwestia mojej intuicji językowej, która nie musi być zgodna z ususem.
OdpowiedzUsuńChyba zbyt wcześnie na uzus. Driverless, self-driving to terminy anglojęzyczne, uznałem "samodzielne" za najbardziej komunikatywny odpowiednik nie będący nowomową. Jak już to bym powiedział samojeżdżące, nie samojezdne.
UsuńAle i tak ostatnie słowo będą mieć pewnie spece od marketingu, kiedy takie zabawki trafią na rynek.
Trochę za mały ten dystans jeszcze i trochę za długi czas ładowania, ale rozumiem że to tak na początek, pewnie to jeszcze dopracują. Generalnie pomysł fajny :)
OdpowiedzUsuńCiekawy jestem tylko ile zajmuje taka farma słoneczna która jest w stanie to zasilić, i jak to się będzie sprawowało w mniej kalifornijskim klimacie typu Polska...
Bo ja wiem... Jak na miejski samochód to wydaje mi się do zaakceptowania.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuń