Nie brak nam w kinach filmów kiepskich. Igrzyska śmierci wyróżnia na tym tle
fakt, że tak rzetelnie krok po kroku spartaczono tu niemal wszystko co tylko
się dało. A to co nie jest spartaczone gryzie się z jakością całości.
Zastanawiałem się jaki był zamiar twórców w czasie
realizacji. Czy to miała być pełna emocji historia o nastolatkach zmuszonych do
makabrycznej walki? Czy miał to być trzymający w napięciu akcyjniak? Komentarz
społeczny, prosta metafora z przesłaniem w atrakcyjnej oprawnie? Żaden z tych
wariantów nie pasuje, jeśli któryś jest prawdziwy, to założony cel nie został
osiągnięty. Nadrzędnym celem zapewne było zarobienie dużych ilości naraz
pieniędzy. Ku mojemu zdumieniu, ten realizowany jest bardzo skuteczne.
Wiele złośliwości można by wylać na przedstawiony
świat i zamysł filmu. W nieokreślonej przyszłości, po nieokreślonych wojnach
państwo Panem funkcjonuje jako zbiór dwunastu biednych dystryktów rządzonych
przez obrzydliwie bogaty Kapitol. Na pamiątkę minionych wojen corocznie od
kilkudziesięciu lat organizuje się tytułowe Igrzyska śmierci. Losowo wybrani
nastolatkowie z dystryktów na oczach kamer muszą walczyć ze sobą w dziczy.
Wygrywa ostatni żywy.
Proceder trwa od dziesięcioleci, wszyscy muszą go
oglądać, ale niektórzy uczestnicy zachowują się jakby nie mieli w ogóle pojęcia
o niczym, nawet po tygodniowym treningu. Reakcje społeczności na to wszystko
ukazane są zupełnie nijak i niekonsekwentnie. Organizatorzy telewizyjnego show
co rusz zmieniają zasady. Dystrykt dwunasty zdaje się składać z góra kilkuset
ludzi, podczas gdy Kapitol utrzymywany przez dystrykty zdecydowanie liczy sobie
miliony mieszkańców. Byłbym w stanie większość tego przemilczeć, gdyby tak
przedstawiony, umowny świat czemuś służył. Gdyby te piramidalne bzdury były
narzędziem do zrealizowania ciekawego lub atrakcyjnego filmu. Niestety tak nie
jest.
Koncept młodych graczy zmuszonych do walki na
śmierć i życie ma pewien potencjał. Tu jednak jest kompletnie nie wykorzystany.
Zachowanie nastolatków rozciąga się od przerysowanych młodocianych potworów po
(nie mniej przerysowane) niekumane matołki. Choć igrzyska wypełniają znaczną
część 140 minut seansu, nie poświęcono wielkiej wagi przedstawieniu w ciekawy
sposób zachowań nastolatków w tak ekstremalnej sytuacji.
Znacznie więcej serca włożono w charakteryzację i
stroje. Mogę docenić wysiłek, trudniej docenić mi ostateczny efekt.
Przyszłościowa moda jest niekonsekwentna, chaotyczna i zwyczajnie idiotyczna.
Jedni ludzie usiłują wyglądać jak kosmici inni wystrojeni są całkiem
współcześnie.
Jasnym punktem seansu jest Jennifer Lawrence, która
zagrała świetnie. Z tego powodu odstaje na tle słabych kreacji młodych aktorów
i przeciętnych wśród mniej lub bardziej uznanych nazwisk. Można by jeszcze
docenić Donalda Sutherlanda, ale pojawia się na ekranie zaledwie przez kilka
minut. Wiec przez większość czasu gwiazda filmu otoczona jest sztucznością,
słabym aktorstwem, tandetnymi gestami i powtarzanym do znudzenia „niech los wam
sprzyja”.
Bzdurną fabułę i naciąganą wizję świata można by
przebaczyć, gdyby czemuś to służyło, gdyby wykorzystać to na potrzeby widowiska
lub historii angażującej widza. Niestety tak się nie dzieje. Igrzyska śmierci serwują na zmianę
dłużyzny, nieciekawe sceny akcji, sztuczność i niekonsekwencję. Jako film akcji
jest denny i nie widowiskowy. Jako emocjonujące seans o nastolatkach zupełnie
nie przekonuje. Komentarz społeczny, filozoficzny, przesłanie – nieobecne.
Jednym słowem – klapa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz