Strony1

sobota, 13 lutego 2021

Co się stało gdy Samoa przestała się szczepić

Jeszcze w 2013 roku 90% niemowląt na Samoa zostało zaszczepionych. W 2019 dwójka rocznych dzieci zmarła po szczepieniu MMR. Przyczyną zgonów był błąd pielęgniarek, które źle przygotowały preparat z szczepionką (zamiast odpowiedniego rozpuszczalnika użyły przeterminowanego środka znieczulającego). Tragedię szybko podchwyciły grupy antyszczepionkowe i rozkręciły ją w social mediach na tyle skutecznie, że rząd zawiesił program szczepień na odrę na dziesięć miesięcy, na przekór zaleceniom WHO. Zaufanie do służby zdrowia spadło, przez co wielu Samoan decydowało się na znachorów zamiast szukania pomocy u specjalistów.

Wyszczepialność na Samoa spadała od jakiegoś czasu. W 2017 poziom wynosił 74% co jest znacznie niższe od zalecanych przez WHO 90%. Po tragicznej śmierci dwóch noworodków poziom wyszczepialności spadł do 34% w 2019 roku. Efekt? Epidemia.

Dwustutysięczna Samoa od września 2019 do stycznia 2020 odnotowała 5700 przypadków odry. W tym 83 zgony. Oznacza to 3% chorych i półtoraprocentową śmiertelność. Jednak w przypadku niemowląt między szóstym a jedenastym miesiącem życia zaraziła się ponad jedna piąta. Wśród pierwszych 70 zgonów tylko siedem dotknęło osób powyżej 15 roku życia.

Gdy rozpętała się epidemia, antyszczepionkowcy próbowali wmawiać opinii publicznej, że zgony wynikały z biedy i słabego odżywiania a nawet z samych szczepień. 17 listopada władze Samoa wprowadziły na wyspie stan wyjątkowy. Zamknięto szkoły, w wydarzeniach publicznych nie mogły uczestniczyć osoby poniżej 17 roku życia. Dotychczas dobrowolne szczepienia stały się obowiązkowe. 2 grudnia rząd zaostrzył obostrzenia. Wprowadzono godzinę policyjną, odwołano obchody świąt i zgromadzenia publiczne, rodziny niezaszczepione zobowiązano do wywieszenia czerwonych flag.

5 i 6 grudnia zarządzono całkowity lockdown i przeprowadzono masową kampanię szczepień. W jej wyniku 7 grudnia 90% populacji była zaszczepiona i poluzowano godzinę policyjną. Aresztowano również Edwina Tamasese, pod zarzutem “podżegania przeciwko rządowym nakazom”. To taka Samoańska wersja Justyny S., podobnie jak nasza liderka antyszczepionkowców, Edwin nie ma żadnej edukacji medycznej. Wrzucał posty insynuujące, że rząd morduje, namawiał do odmowy szczepień twierdził, że szczepienia powodują odrę a nawet krytykował antybiotyki. Podobno musi się liczyć z dwuletnim wyrokiem więzienia.

Podobne epidemie odry miały miejsce na Fiji i Tonga, również w 2019 roku.

W Polsce ruchy antyszczepionkowe stanowią rosnący medialno-biznesowy rynek. Jedni nabijają na nim kapitał polityczny, inni biznesowy, niektórzy jeden i drugi. Odbywa się to oczywiście ze szkodą dla zdrowia publicznego. Na szczęście w kwestii szczepień na koronawirusa widzimy pozytywny trend. Dane z 5 lutego 2021 wskazują, że chęć zaszczepienia wyraża 74,8% polaków, co jest wynikiem o ponad 7% wyższym niż w sondażu z 9 stycznia 2021 (polecam całość). Pozostaje mieć nadzieję, że ten trend utrzyma się i przeniesie na pozostałe szczepienia.


Źródła:
2019 Samoa measles outbreak
Coraz bardziej chcemy szczepień na COVID-19


niedziela, 7 lutego 2021

Od Newtona do Bransona - Samolotem w kosmos

To już koniec trylogii o umieszczaniu ładunków na orbicie. Część pierwszą możesz przeczytać tutaj: Jak dostać się na orbitę. Część drugą tutaj: Tyrania wzoru Ciołkowskiego. Wiemy, że osiągnięcie orbity wiąże się z uzyskaniem bardzo wysokiej prędkości, wiemy też, że zbawienne okazało się zastosowanie rakiet wielostopniowych. Dziś skupimy się na interesującym podejściu i nowej krwi w biznesie pod postacią Virgin Orbit.

Nasze rozważania zaczęliśmy od kul wystrzeliwanych z armaty i zwodniczości tego, że mamy zakorzeniony obraz rakiet, które startują pionowo. Dzieje się tak dlatego, że w przypadku prędkości o których mówimy opór powietrza na kolosalne znaczenie. Żeby wejść na orbitę okołoziemską na wysokości powiedzmy 400 km musimy rozpędzić naszą rakietę do około 28 000 km/h to jest ponad dwudziestokrotność prędkości dźwięku.

Concorde latał z dwukrotną prędkością dźwięku. Opór powietrza rozgrzewał go na tyle, że robił się 30 centymetrów dłuższy w czasie lotu. Wojskowe Blackbirdy wciąż są najszybszymi samolotami na świecie. Ich maksymalna prędkość to niecałe 3,5 macha. By to umożliwić konstruowano je ze stopów tytanu i materiałów kompozytowych.

Dlatego rakiety startują pionowo - by wznieść się ponad stawiające opór powietrze. W miarę wznoszenia się stopniowo odchylają kurs tak, żeby zacząć nabierać prędkości poprzecznej, która pozwoli ich ładunkowi utrzymać się na orbicie. Mam ogromną sympatię do fotki, gdzie internauta dopasował długą ekspozycję startu Falcona 9 do logo SpaceX.

Na przestrzeni dekad pojawiło się wiele konceptów obchodzenia ograniczeń rakiet. Choć SpaceX zrewolucjonizował (a raczej wciąż rewolucjonizuje) kwestię wielokrotnego użycia, to przewinęło się wiele pomysłów na “samoloty kosmiczne”. Jakimś wariantem były promy kosmiczne. Drogie i w zasadzie wynoszone na orbitę przez potężne boostery jednokrotnego użytku, wracające na ziemię jak klasyczny samolot. Jednym z ciekawszych pomysłów, któremu może kiedyś poświęcę osobny tekst jest Skylon. Ma być prawdziwym kosmicznym samolotem - startującym z pasa startowego i na nim lądujący. Jego silniki mają używać atmosferycznego tlenu a dopiero na pewnej wysokości działać już jak silniki rakietowe.

Virgin Orbit ostatnio skutecznie zaprezentował jeszcze inne podejście. Użyli w tym celu “Cosmic girl”, nieznacznie zmodyfikowanej wersji Boeinga 747, która na wysokości 10700 metrów wystrzeliła rakietę Launcher One, która następnie umieściła na orbicie okołoziemskiej dziesięć CubeSatów. To niewiele bo poniżej 20kg. Docelowo Launcher One ma mieć możliwość wynoszenia kilkuset kilogramów na orbitę (wciąż nie jest to zawrotna ilość, ale chętnych raczej nie zabraknie).

Jeśli jednak pomyślicie, że te dziesięć kilometrów wysokości i około 900 km/h prędkości początkowej to dość by Launcher One był rakietą jednostopniową, będziecie w błędzie. By sięgnąć kosmosu tu również zastosowano dwa stopnie. Koszt jednego lotu wyceniany jest na $12 milionów. Można powiedzieć, że technologicznie nie jest to rewolucja (ani rewelacja). To kolejna rakieta orbitalna jednorazowego użytku. Ma jednak wiele ciekawych zalet o których warto powiedzieć.

Zastosowanie Boeinga 747 jest ogromnym atutem. Samoloty te mają za sobą już pewnie miliony godzin. Pomijam fakt, że Virgin Orbit jako część Virgin Group ma łatwy dostęp do tych maszyn. Świat jest pełen ludzi, którzy potrafią nimi latać i którzy potrafią je naprawiać.

Samolot ten nie wymaga nawet szczególnie wielkich modyfikacji, bo zaprojektowano je w taki sposób, by mogły transportować dodatkowy silnik, więc na dzień dobry były gotowe na podczepienie dużego ciężaru pod skrzydłem.

Większość rakiet orbitalnych musi startować z ściśle określonych stanowisk. Integracja ładunku, jego dostarczenie na miejsce lub wraz z rakietą to często trudny i kosztowny proces. Teraz platforma startowa może przylecieć do klienta. Może też dobrać odpowiedni punkt w którym samolot wypuści rakietę, ułatwiając osiągnięcie odpowiedniej orbity.

Innymi słowy, Virgin Orbit ma szanse by stać się interesującą cenowo opcją dla określonego wycinka kosmicznego rynku. Przy okazji warto wspomnieć, że jak przystało na rakietę orbitalną Launcher One jest duży. Naprawdę duży. Electrony, które wystrzeliwuje nowozelandzki Rocket Lab mają wysokość 17 metrów. LauncherOne ma ponad 21 metrów. Mogą być małe w porównaniu z 70-metrowym Falconem 9, ale to i tak wysokość ~7 pięter.

To by było na tyle. Mam nadzieję, że miło się Wam czytało. Jeśli chcielibyście poczytać na Węglowym o jakimś innym rakietowym albo kosmicznym temacie to śmiało podsuwajcie pomysły pod tym wpisem lub na fanpage!


Źródła:
Virgin Orbit reaches orbit for the first time
Cosmic_Girl_(aircraft)
LauncherOne
Air-launch-to-orbit