poniedziałek, 2 marca 2015

Bliskie spotkanie gwiezdnego stopnia

Nie, nie chodzi o moje spotkanie z celebrytą. Przynajmniej nie tym razem. Chcę krótko zreferować bardzo ciekawe odkrycie z ostatnich dni. Jeśli śledzicie zagraniczne media, pewnie już wiecie. Odkryty w 2013 roku system WISE J072003.20-084652.2, nieoficjalnie zwany gwiazdą Scholza (na cześć odkrywcy), jakieś 70 000 lat temu “otarł się” o nasz układ słoneczny.

Gwiazda Scholza jest w rzeczywistości układem podwójnym - to czerwony karzeł, którego towarzysz jest najprawdopodobniej brązowym karłem. Wspólnie są niemal siedem razy lżejsze od Słońca. Obecnie układ ten znajduje się w odległości dwudziestu lat świetlnych od nas. W skali galaktycznej to bardzo blisko. A mimo to, jest to niedawne odkrycie. To daje nam pojęcie jak wątłej jasności jest gwiazda Scholza. Jej obserwowana jasność z Ziemi wynosi 18,3. Dla porównania - wartości większe niż 6,5 nie są widoczne gołym okiem.

Według szacunków astronomów, 70 000 lat temu gwiazda zbliżyła się do Słońca na odległość zaledwie 0,82 roku świetlnego, to jest 52 000 jednostek astronomicznych (Eris, planeta karłowata, krąży na orbicie o maksymalnej odległości niecałych 100 AU od Słońca). Nawet wtedy jej jasność wynosiła około 10,3 więc nikt nie mógł jej dostrzec… chyba, że rozbłysła tak jak mają to w zwyczaju czerwone karły. Niektóre z tych gwiazd na krótki okres czasu mogą stać się nawet tysiąc razy jaśniejsze. Jednakże nawet wtedy Scholz nie osiągnąłby jasności porównywalnej z Wenus czy Jowiszem.

Niecały rok świetlny oznacza, że przybysz przeszedł przez obrzeża obłoku Oorta - zewnętrznej części Układu Słonecznego, z której pochodzą długookresowe komety. Modele astronomów wykazują, że na 98% było to tylko muśnięcie i nie namieszało zbytnio w orbitach wspomnianych komet. Wpływ tego zdarzenia na naszą planetę jest pomijalny.

Warto to podkreślić, bo 70 000 lat temu na Ziemi miała miejsce erupcja wulkanu Toba o indeksie eksplozywności 8. Słownie siłę takiego wulkanu określa się mianem “apokaliptycznej”. Wtrąciła ona naszą planetę w zlodowacenie, które niemal zgładziło ludzkość - przetrwało je od dwóch do dwudziestu tysięcy ludzi. Jestem pewien, że pojawią się sugestie, że mogło być to spowodowane wpływem grawitacji obcej gwiazdy. Łatwo taką tezę obalić.

Wiadomo, że Księżyc nie wywołuje trzęsień ziemi. Nie udało się wykazać korelacji trzęsień ziemi z siłami pływowymi naszego satelity. Jak zatem wypada porównanie wpływu grawitacyjnego odległej o 0,8 roku świetlnego Gwiazdy Scholza z wpływem Księżyca? Jest on o niecałe sto milionów razy mniejszy.

Prawdopodobnie możemy też spodziewać się, że ożyje mit o Nemesis - niewidocznej gwieździe, która rzekomo miałaby okrążać Słońce po silnie eliptycznej orbicie i przy zbliżeniach wywoływać deszcze komet, które to miały powodować masowe wymierania na Ziemi. Mam nadzieję, że nie dacie się nabrać na takie bajki (choć to niezły materiał na film czy książkę).

Nie ulega natomiast wątpliwości, że Słońce i inne gwiazdy krążą wokół jądra Drogi Mlecznej w dynamicznym tańcu. Co za tym idzie, spotkania takie zdarzają się od czasu do czasu i pewnie od czasu do czasu gwiazdy wymieniają się swoimi kometami. A to znaczy, że przy niemałej dozie szczęścia, badając takie długookresowe komety możemy mieć okazję by zbadać fragment obcego układu planetarnego.


Źródła:
Astro Watch
Science Daily


4 komentarze:

  1. "Wtrąciła ona naszą planetę w zlodowacenie, które niemal zgładziło ludzkość"

    Link do pracy, która - zdaje się - podważa tę tezę: http://www.pnas.org/content/110/20/8025.abstract

    OdpowiedzUsuń
  2. Była taka książka. Tufa Wędrowca nie pamiętasz? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie... Warto? Widzę, że GRRM... czy wszyscy giną?

      Usuń
  3. O ile pamietam to population bottleneck to raczej 100 000 lat temu. 70 000 to uciekliśmy z Afryki.

    OdpowiedzUsuń